...wyrywałabym włosy z głowy nie panując nad szaleństwem sezonu podręcznikowego, trudno się przestawić na wolne wieczory, soboty spędzane na niespiesznym celebrowaniu picia kawy i spacerach. Powoli się jednak przestawiam, większość dnia poświęcając na detoks psychiczny wyglądający mniej więcej tak:
"(...) wtedy zawieszam na drzwiach kartkę "zajęta", rozbieram się, zarzucam na siebie mój sliczny, pąsowy płaszcz kąpielowy, nogi wsuwam w futrzane pantofle, wkładam sobie pod plecy stos poduszek, zapalam mosiężna lampkę na małym stoliku i czytam, czytam, czytam bez końca. Jedna ksiązka mi nie wystarcza: czytam cztery naraz".
J. Webster "Tajemniczy opiekun"
Zamiast płaszcza kąpielowego szlafrok w jagódki, zamiast futrzanych pantofli gołe stopy, ale reszta jak najbardziej się zgadza:)
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
sobota, 24 sierpnia 2013
Dziewczyny, które zmieniły losy wojny.
Autorka
"Dziewczyn atomowych" ,Denise Kiernan, to dziennikarka i autorka
książek historycznych, która nad swoją ostatnią książką pracowała siedem lat. Rezultatem
mozolnych badań, setek wywiadów i przedzierania się przez ogrom materiału, jest
niezwykła historia poświęcona „Projektowi Manhattan”.
Kiernan
przybliża czytelnikom dzieje niezwykłego miejsca - Oak Ridge, miasta fabryki,
gdzie tysiące ludzi pracowało nad wytworzeniem uranu niezbędnego do produkcji
bomb. Rezultat ich pracy miał poznać wkrótce cały świat, gdy amerykańscy piloci
zrzucili śmiercionośny ładunek na Japonię… Autorka wybrała nietypową
perspektywę- poznajemy ten wycinek historii oczami młodych dziewczyn, które
przybyły do atomowego miasteczka z całej Ameryki, w poszukiwaniu pracy i nowych
wyzwań: „Zbliżyła je wojna. Spotykały się w bursach i na tańcach, w pracy i w
autobusach. Ale ich starania i wysiłki
łączyło jeszcze jedno niewidoczne ogniwo,
którego nazwy nikt nie mógł wypowiedzieć na głos - uran".
Największą trudnością okazało się nie życie na
drugim końcu Ameryki, ale utrzymywanie swojej pracy w całkowitym sekrecie i
wytrzymanie napiętej atmosfery miejsca, gdzie nikt nikomu nic nie mówił.
Zadawanie jakichkolwiek pytań było najkrótszą
drogą do zwolnienia, na każdym kroku podkreślano konieczność zachowania
tajemnicy, a dowolny mieszkaniec miasta mógł okazać się szpiegiem. Spartańskie
warunki i schizofreniczna atmosfera utrudniały znacznie zachowywanie chociażby
pozorów normalności. Mimo to starano się w Oak Ridge żyć zwyczajnie:
organizowano potańcówki, wiązano się w pary. Do momentu, gdy okazało się czym
jest tajemniczy Gadżet nad którym pracowali mieszkańcy…
Rezultatem
ciężkiej pracy autorki jest niezwykły dokument, opisujący jeden z bardziej dramatycznych
momentów w historii świata, przejmujący i zapadający w pamięć. Anonimowi twórcy
dzieła zagłady dostają nagle twarze młodych dziewcząt, zwyczajnych kobiet
lubiących zabawę i śmiech. Skrupulatnie i rzeczowo opisane fakty z dziedziny
nauki przeplatają się z fabularyzowanymi scenami z życia bohaterek. To udany
zabieg, który powoduje, że całość nie jest monotonnym dokumentem tylko dla
pasjonatów nauki, ale nadaje się jako lektura dla laików. Jest też coś
przerażającego w przeplataniu się opisów powstawania bomby i scenek z życia
codziennego.
Autorka
oddała głos różnym kobietom: nie skoncentrowała się na postaci uczonych i
naukowców, ale wysłuchała także szeregowych pracownic, sekretarek i
sprzątaczek. Duża cześć materiału opisuje naganne praktyki skierowane przeciwko
czarnoskórym mieszkankom i mieszkańcom miasteczka. Dzięki temu udało się
naszkicować pełny i wyrazisty portret Oak Ridge. Pisarka nie zdecydowała się na
pełen czci panegiryk, ale rzetelny obraz ludzi tamtych czasów z wszystkimi ich
słabościami, przywarami i cechami o których wolelibyśmy nie wiedzieć, ale bez
których „Dziewczyny atomowe” nie byłyby tak przejmującą lekturą.
wtorek, 20 sierpnia 2013
Zdecydowanie skuteczna odtrutka na optymizm.
Peter Watts ma w
Polsce już o dawna wyrobioną opinię pisarza kultowego, jego twórczość jest u
nas doceniana, a on sam nagradzany przez polskich odbiorców. Jego najsłynniejsze dzieło „Ślepowidzenie”
stało się bestsellerem w wielu krajach, ale jak sam pisarz przyznaje- ma
szczególny stosunek do swoich polskich czytelników, o którym opowiada we
wstępie do „Odtrutki…”
Same opowiadania przynoszą kwestie
doskonale znane czytelnikom pisarza- zagadnienie kontaktu i wynikające z nich
nieporozumienia, rzeczywistość w której bohaterowie nie są w stanie nawiązać głębszych
relacji i skazani są na dotkliwą samotność. Kolejne opowiadania, to kolejni
bohaterowie, których jedynym przeznaczeniem jest klęska w ich planach, działaniach. Obdarzeni
szczególną wrażliwością tym boleśniej odczuwają swoje niepowodzenia. Skazani na
bierne obserwowanie rozpadającego się świata, uzależnieni od coraz
wymyślniejszych maszyn, czy też sami będący
ich częścią.
Mroczną i niepokojącą atmosferę
dodatkowo podkreślają miejsca wybrane przez autora na arenę przedstawianych
wydarzeń. Rozpadające się miasta, przeludnione i niebezpieczne, sterylne
laboratoria, czy też zimna przestrzeń kosmiczna pełna czyhających niebezpieczeństw.
Mimo swojego zewnętrznego zróżnicowania są do siebie podobne poprzez dominujące
poczucie beznadziei, rozpaczy. Zamieszkiwane przez ludzi zdominowanych przez
innych, biernie oddanych fanatycznym ideom, czy też negatywnie nastawionych
wobec bliźnich. Szczególnie gorzką wymowę ma opowiadanie „Fraktale”,
koncentrujące się na zagrożeniach wynikających z imigracji i kontaktu z Innym,
coraz agresywniej zmieniającym otaczającą rzeczywistość.
Każde z opowiadań przynosi
precyzyjnie skonstruowany świat, mogący być miejscem wydarzeń dla dłuższych niż
opowiadanie form literackich, realistycznie przedstawionych bohaterów i
wiarygodnie poprowadzone wątki obyczajowe. Specyficzny język, czerpiący hojnie
z terminologii naukowej i liczne odniesienie do religii, filozofii, ale także
nawiązania do kultury popularnej, to kolejne wyznaczniki warsztatu
kanadyjskiego pisarza, dzięki którym „Odtrutka…” jest mieszanką wciągającą,
szczególnie dla grypy fanów tęskniącej za inteligentnym s-f w stylu Lema, czy
też Baxtera.
Nie
ukrywam, że jest to lektura trudna, momentami mocno przygnębiająca,
przeznaczona dla czytelnika, który oczekuje od książki czegoś więcej niż
łatwych wzruszeń i optymistycznego zakończenia, osadzonego w wymyślnym
uniwersum. Ale naprawdę warto, gdyż Watts jest pisarzem, który potrafi w
przekonujący sposób nakreślić nawet wizję chmur, mszczących się na ludzkości za
wyniszczenie środowiska. Doskonałe połączenie czarnego humoru, niesamowitej
wyobraźni i wiedzy kanadyjskiego autora daje w rezultacie niepokojące wizje,
pozostające z czytelnikiem na długo po skończonej lekturze.
piątek, 16 sierpnia 2013
środa, 14 sierpnia 2013
Wiktoriański kryminał
„Księżycowy
kamień”, to pierwsza klasyczna powieść detektywistyczna, ustalająca raz na
zawsze ramy gatunkowe. Niewielkie grono podejrzanych, precyzyjnie skonstruowana
zagadka której rozwiązanie podsuwane jest czytelnikowi na kolejnych stronach,
logicznie wypunktowane fakty – to wszystko doskonale znamy z wielu kryminałów,
ale całość tych elementów pojawiła się po raz pierwszy właśnie w książce Wilkiego
Collinsa. Angielski powieściopisarz, eseista i dramaturg stworzył dzieło
przecierające szlaki innym twórcom kryminałów, zapisując tym samym się raz na
zawsze w historii literatury.
Historia
nie jest przesadnie skomplikowana: dostajemy do rąk opowieść o tajemniczym
kamieniu, tytułowym Księżycowym Diamencie, niegdyś ozdobie posągu hinduskiego
Boga Księżyca. Skradziony w zagadkowych okolicznościach zostaje odnaleziony,
jako część spadku młodej arystokratki Rachel Verinder. Prezent na osiemnaste
urodziny były iście królewski, gdyby nie fatum ciążące na kamieniu i jego
kolejnych właścicielach. Od stuleci tropem zaginionego diamentu podążają
wyznawcy boga Wisznu, nie wahający się przed niczym, by go odzyskać. Drogocenny
kamień wkrótce pokazuje swoją złowrogą moc, gdy pewnego dnia zostaje ponownie
skradziony, a cień podejrzeń rzucany jest na kolejne osoby, doprowadzając do
tragedii…
Fabuła składa się z kilku relacji naocznych
świadków, próbujących odtworzyć wydarzenia z nocy, gdy kamień został
skradziony. I tak całość zaczyna się od legendarnych hinduskich przekazów,
przez wspomnienia ochmistrza lady Verinder, pamiętnik kuzynki Rachel, a następnie
opowieść jej ukochanego. Głos zostaje oddany także rodzinnemu prawnikowi,
detektywowi Scotland Yardu, a także służącej i lekarzowi rodziny Verinder. Ich
relacje wzajemnie się uzupełniają, tworząc barwną mozaikę różnych typów
ludzkich i prawdziwie smakowitych charakterów wiktoriańskiej Anglii.
Fabuła
układa się w precyzyjną całość opisaną wykwintnym i eleganckim językiem,
precyzyjnie różnicującym styl każdego z narratorów. Autor wyśmienicie maluje ludzkie
charaktery, wyposażając każdą z postaci w charakterystyczne tylko dla niej słabostki,
powiedzenia i te drobne szczegóły, które świadczą o kunszcie pisarskim. Wiktoriańska
stara panna, dziwaczny detektyw, czy też lojalny sługa wykraczają daleko poza
stereotypowe opis stając się barwnymi i żywymi bohaterami zapadającymi na długo
w pamięć.
Współczesny
czytelnik, nastawiony na lekturę kryminału, może mieć problemy z powolnie
toczącą się akcją i wielowątkową fabułą zbaczającą nieraz na tematy religii, ubóstwa
angielskich służących, czy też tematy łowców posagu. Warto jednak zapoznać się
z „Księżycowym Kamieniem” dla wszelkich uroków płynących z obcowania z świetnie
napisaną wiktoriańską powieścią i jej nietuzinkowymi bohaterami.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Zmiany, zmiany, zmiany
Ostatnia cisza na bogu wynika z prostego faktu, że już nie jestem ksiegarzem. Dosyć drastyczne zmiany z końca lipca sprawiły, że jakoś nie było czasu i ochoty na wpisy, ale jestem , żyję i mam zamiar nadal wymądrzać się na temat książek:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)