czwartek, 29 marca 2012

Inwentaryzacja

Co jakis czas przychodzi smutny moment w życiu każdego księgarza, gdu musi pracowicie wyliczyc, ileż to książek wspaniali mieszkańcy miasta wyniesli cichaczem, z miłości do literatury rzecz jasna...

Inwentaryzacja nie wypadła najgorzej, pocieszaliśmy się faktem, że wbrew statystykom Polacy nie tylko czytają, ale nawet kradną, by czytać- trochę fantastyki, kilka mang, parę nowości.Rzekłabym norma- fantastyka jakoś przyciąga lepkie paluszki wszędzie. W największe osłupienie wprawił nas jednak brak kartki z życzeniami ślubnymi...
Hm...Widzę taką piękną scenę: "Wszystkiego najlepszego, a tutaj macie karteczkę dziabniętą w pobliskiej księgarni", mam nadzieję, że po imprezie doliczono się wszystkich widelców...

środa, 21 marca 2012

Igrzyska śmierci

Odgrzebana recenzja, może skłoni kogoś do wybrania się na seans?:)

Igrzyska były niegdyś okrutną rozrywką dla spokojnych rzymskich obywateli. Dzisiaj rzeklibyśmy, że zabawą barbarzyńską, ale wizja zwykłego mieszkańca miasta, pasjonującego się rozlewaną dla jego uciechy krwią, jest czymś, co pojawia się w literaturze bardzo często.

Ludzie zabijający się dla uciechy widzów występują także w powieściach dla młodzieży, czego przykładem są Igrzyska śmierci. Autorka przedstawia nam upiorną wizję przyszłości, w której Ameryka podzielona jest na dwanaście dystryktów, podporządkowanych Kapitolowi. Dystrykty te przypominają raczej obozy pracy, których nadzorcą jest stolica: bogata i zachłanna. W przeszłości bunt jednej prowincji zapoczątkował okrutny zwyczaj składania krwawej daniny. Co roku każdy z dystryktów musi wylosować dwójkę dzieci (do 18 roku życia), które będą ze sobą walczyć na arenie, ku uciesze telewidzów, do momentu gdy zostanie tylko jedno. Cały ten krwawy zwyczaj ma być przestrogą i karą jednocześnie. Kapitol, jak Minotaur, wymaga od podległych ofiar, by udowadniać swoją siłę i bezradność podległych mu dystryktów.






Naszym przewodnikiem po totalitarnej wizji przyszłości jest Katniss Everdeen. Dziewczyna z miejsca zyskuje sobie sympatię czytelnika swoją zaradnością i hartem ducha. Katniss mieszka z matką i siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów, przyzwyczajona jest więc do codziennej walki o przetrwanie. Gdy mała siostra bohaterki zostanie wylosowana i Katniss zdecyduje się ją zastąpić, rozpocznie się dla niej prawdziwa walka o życie. Wraz z drugim „zawodnikiem” dziewczyna wyrusza do stolicy, wziąć udział w „zawodach”. Całość prezentuje się jeszcze bardziej dramatycznie, gdy odkrywamy, że jej towarzysz, a jednocześnie rywal, to Peeta: chłopak, który kiedyś uratował ją od śmierci głodowej. Oboje mają świadomość, że wygrać może tylko jedno z nich, to zdecydowanie nie ułatwia wzajemnych relacji. Autorka umiejętnie steruje naszymi emocjami: od początku przecież wiadomo, że naszej bohaterce nic się nie stanie, mimo tego przewracamy kolejne strony z narastającym niepokojem. Collins nas nie oszczędza, wprowadzając kilka równie sympatycznych postaci drugoplanowych, a przecież wygrać może tylko jedna!




Nieczęsto spotyka się książkę, która pod płaszczykiem romansu, sensacji i fantastyki przemycałaby tyle istotnych treści: krytykę totalitaryzmu i wyścigu mediów, które nie wahają się przed niczym, by zdobyć oglądalność. Collins zadaje także pytania: jak zachować się w sytuacjach, które wymagają od nas podłości, czy warto walczyć za wszelką cenę? Mądra i przejmująca książka, nie tylko dla młodzieży.

Recenzja napisana dla Wirtualnej Polski.

sobota, 3 marca 2012

Orgia krwi

Wyobraźcie sobie wyrafinowane intrygi zaczerpnięte rodem z „Hrabiego Monte Christo” , skrzyżowane z niezwykle krwawą wizją zemsty, jaką zafundowała swoim wrogom Panna Młoda z „Kill Bill’a”, a wszystko to osadzone w okrutnym uniwersum, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie; zapowiada się ciekawie, prawda? Taka właśnie jest powieść „Zemsta najlepiej smakuje na zimno”.
Główną bohaterką jest Monza Murcatto, sławna najemniczka i dowódca bandy oprychów, znanych lepiej jako oddział Tysiąca Ostrzy. Monza i jej ludzie pracują dla pewnego księcia i niezwykle efektywnie rozprawiają się z jego wrogami, czym powinni zasłużyć sobie na dozgonną wdzięczność, zapewniając mu dominację nad pozostałymi księstwami wielkiego państwa Styrii. Jednakże w powieści brytyjskiego pisarza nic nie jest takie, jak być powinno i Monza zamiast podziękowań, dostaje nóż w plecy. Książę Orso, jak na prawdziwego drania przystało, dochodzi do wniosku, że niezbyt odpowiada mu konkurencja w postaci sławnej i kochanej przez pospólstwo wojowniczki, która owszem była pomocna w walce, ale nikt nie da gwarancji na to, że dziewczyna nie postanowi wykorzystać swojej popularności i umiejętności przeciw księciu. Murcatto i jej brat dostają kilka ciosów nożem, a książę i jego sześciu popleczników wyrzuca zwłoki pomordowanych przez okno , z naprawdę wysoka…
Brat ginie, jednak potwornie okaleczona najemniczka uratowana zostaje przez tajemniczego jegomościa, który z wielką wprawą zajmuje się połataniem jej ciała. Lekko podkurowana Monza szykuje się do swojej ostatniej misji, jaką jest zabicie zdrajcy i jego pomagierów. Pamiętacie listę na której Żółta Mamba odznaczała nazwiska zabitych ? Murcatto też ma taką, konsekwentnie dążąc do wyeliminowania wszystkich siedmiu morderców.
„Zemsta…” nie byłaby w pełni powieścią fantasy, gdyby autor nie dołożył naszej bohaterce drużyny, jednak czytelnicy przyzwyczajeni do grupy zaprzyjaźnionych ze sobą ludzi, narażających dla siebie życie, mogą się nieco zdziwić. Ludzie pomagający naszej bohaterce, to galeria naprawdę obrzydliwych postaci, wystarczy wymienić choćby wiecznie zapijaczonego i nielojalnego byłego kompana; enigmatycznego osobnika, charakteryzującego się odmianą zespołu Aspergera i skłonnościami do wpadania w krwawy szał; truciciela z ogromnym ego i ciążeniami ku zdradzie; nie mówiąc już o barbarzyńcy zmieniającym ludzi w krwawą miazgę.




Cała ta malownicza, niedobrana i nie znosząca się nawzajem kompania zatapia Styriię w krwi, zdradzona kobieta nie waha się przed żadnymi środkami, by wyeliminować swoich wrogów, zazwyczaj podejmowane przez nią kroki kończą się wielką rzezią i śmiercią postronnych .Abercrombie wykreował bezlitosny świat zamieszkany przez bezlitosnych ludzi, pozbawionych wszelkich skrupułów. Udało mu się jednak spowodować, że czytelnik nie tyle lubi jego bohaterów, co sympatyzuje ich poczynaniom, a jest to naprawdę spore osiągnięcie, jeżeli weźmiemy pod uwagę, jakimi draniami jest większość z nich.

Monumentalna opowieść wciąga od pierwszej strony, wydarzenia gonią jedno za drugim, nie pozwalając odetchnąć nawet na chwilę od scen pełnych przemocy, potyczek, intryg i spisków, by w końcu osiągnąć dosyć niespodziewany finał. Nie jest do opowieść idealna, nie zaszkodziłoby nieco pogłębić postaci, przynajmniej głównych bohaterów, okroić miejscami wysilony humor, czy też pozbyć się paru scen, sprawiających wrażenie wklejonych na siłę. Jednak, mimo tych niedociągnięć „Zemsta…” naprawdę mi smakowała.