Polifoniczna
narracja, synkretyzm gatunkowy w obrębie jednej książki i wątek podróżowania w
czasie, wychodzący poza czytaną aktualnie przez Was pozycję- to znaki firmowe
Mitchella. „Slade House” na tle innych powieści autora wyróżnia niewielka
objętość, ale od razu uspokajam, że autor zdążył na tym niewielkim poletku zaprezentować
całokształt swoich możliwości.
Historia
tajemniczego domu i jego niezwykłych mieszkańców rozpoczyna się w 1979 roku, kiedy to autystyczny chłopiec,
Nathaniel, zostaje wręcz zaciągnięty przez matkę na wieczorek muzyczny
organizowany przez niejaką lady Grayer. Urocza pani domu i jej brat zamieszkują
tytułowy Slade House, który już po paru chwilach zdradza swoje niepokojące oblicze.
Zabawa z rówieśnikiem zmienia się w wypełniony majakami koszmar, a cała wizyta
kończy się w dosyć nieoczekiwany sposób, my zaś przeskakujemy do roku 1988,
gdzie świeżo rozwiedziony policjant zapija swoje smutki.
Gordon
jest nie tylko seksistowskie macho i brutalem przekonanym o swojej
nieomylności, jest także kolejnym gościem dobrze nam znanego już domostwa. Jego
śledztwo prowadzi go wprost w ramiona pięknej właścicielki posiadłości. Kolejna
lokalizacja w która trafia pyszałek, jest zdecydowanie mniej przyjemna…
Naszym
następnym narratorem jest pulchna Sally, studentka z 1997 roku, chorobliwie nieśmiała
i interesująca się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Zainteresowania dziewczyny
prowadzą ją najpierw do członkostwa w klubie badającym niecodzienne zjawiska, a
co za tym idzie –nieuchronnie pod drzwi „uroczego” domu.
Jako
ostatnia, w 2006 roku, głos zabiera siostra
Sally. Freya jest dziennikarką zmagającą się z poczuciem winy. Lekceważąca niegdyś
młodszą siostrę i prowadząca własne życie z dala od zakompleksionej Sally, Freya
zostaje wkrótce skonfrontowana z tajemnicą domostwa.
Jak
zwykle Mitchell prowadzi w sposób niemalże mistrzowski narrację, każdą z
historii obdarzając autonomicznym głosem, w pełni ukształtowanym bohaterem, ale
także dobierając do niej korespondujące z całością
dekoracje. Wszystkie historie składają się powolutku w biografię domu i jego mieszkańców,
ujawniając ich niezbyt przyjemne oblicze.
Mroczny
nastrój, pełen jest zwidów i omamów, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie
rozpoznać, co jest prawdą, a co okrutną grą z naszymi bohaterami. Równie bezradni
jak kolejni goście Slade House, szukając rozpaczliwie wyjścia, nie potrafimy
odróżnić wrogów od sojuszników.
Pisarzowi
udało się stworzyć klimatyczną i ponurą opowieść z otwartym zakończeniem. Szkoda
jedynie, że kilka dialogów jest wręcz łopatologicznym wyjaśnianiem motywów
antagonistów, a parę rozwiązań fabularnych trąci klimatem rodem z powieści ezoterycznych.
Nie wpływa to jednak na całokształt historii, sprawnie nawiązującej do
wiktoriańskiej powieści grozy, umiejętnie operującej emocjami czytelnika i
wielokrotnie go zaskakującej. Niepokojące sny gwarantowane…