niedziela, 30 kwietnia 2017

Na progu do koszmaru


Polifoniczna narracja, synkretyzm gatunkowy w obrębie jednej książki i wątek podróżowania w czasie, wychodzący poza czytaną aktualnie przez Was pozycję- to znaki firmowe Mitchella. „Slade House” na tle innych powieści autora wyróżnia niewielka objętość, ale od razu uspokajam, że autor zdążył na tym niewielkim poletku zaprezentować całokształt swoich możliwości.
Historia tajemniczego domu i jego niezwykłych mieszkańców rozpoczyna się w 1979 roku, kiedy to autystyczny chłopiec, Nathaniel, zostaje wręcz zaciągnięty przez matkę na wieczorek muzyczny organizowany przez niejaką lady Grayer. Urocza pani domu i jej brat zamieszkują tytułowy Slade House, który już po paru chwilach zdradza swoje niepokojące oblicze. Zabawa z rówieśnikiem zmienia się w wypełniony majakami koszmar, a cała wizyta kończy się w dosyć nieoczekiwany sposób, my zaś przeskakujemy do roku 1988, gdzie świeżo rozwiedziony policjant zapija swoje smutki.
Gordon jest nie tylko seksistowskie macho i brutalem przekonanym o swojej nieomylności, jest także kolejnym gościem dobrze nam znanego już domostwa. Jego śledztwo prowadzi go wprost w ramiona pięknej właścicielki posiadłości. Kolejna lokalizacja w która trafia pyszałek, jest zdecydowanie mniej przyjemna…
Naszym następnym narratorem jest pulchna Sally, studentka z 1997 roku, chorobliwie nieśmiała i interesująca się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Zainteresowania dziewczyny prowadzą ją najpierw do członkostwa w klubie badającym niecodzienne zjawiska, a co za tym idzie –nieuchronnie pod drzwi „uroczego” domu.
Jako ostatnia, w 2006 roku,  głos zabiera siostra Sally. Freya jest dziennikarką zmagającą się z poczuciem winy. Lekceważąca niegdyś młodszą siostrę i prowadząca własne życie z dala od zakompleksionej Sally, Freya zostaje wkrótce skonfrontowana z tajemnicą domostwa.


Jak zwykle Mitchell prowadzi w sposób niemalże mistrzowski narrację, każdą z historii obdarzając autonomicznym głosem, w pełni ukształtowanym bohaterem, ale także   dobierając do niej korespondujące z całością dekoracje. Wszystkie historie składają się powolutku w biografię domu i jego mieszkańców, ujawniając ich niezbyt przyjemne oblicze.
Mroczny nastrój, pełen jest zwidów i omamów, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie rozpoznać, co jest prawdą, a co okrutną grą z naszymi bohaterami. Równie bezradni jak kolejni goście Slade House, szukając rozpaczliwie wyjścia, nie potrafimy odróżnić wrogów od sojuszników.
Pisarzowi udało się stworzyć klimatyczną i ponurą opowieść z otwartym zakończeniem. Szkoda jedynie, że kilka dialogów jest wręcz łopatologicznym wyjaśnianiem motywów antagonistów, a parę rozwiązań fabularnych  trąci klimatem rodem z powieści ezoterycznych. Nie wpływa to jednak na całokształt historii, sprawnie nawiązującej do wiktoriańskiej powieści grozy, umiejętnie operującej emocjami czytelnika i wielokrotnie go zaskakującej. Niepokojące sny gwarantowane…

niedziela, 23 kwietnia 2017

Cisza na blogu, bloger śpi...




Ostatnio hula tutaj wiatr, wiem...
 Tak to jest, kiedy człowiek każdą wolną chwilę przeznacza na nadrabianie braków w śnie.
Obiecuję poprawę, a tymczasem wszystkiego książkowego z okazji Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich!
Jakieś ciekawe książkowe zakupy z tej okazji?