czwartek, 18 kwietnia 2013

Czarujący dżentelmeni.


Powoli rozwijająca się akcja pełna smakowitych detali, szczypta zjadliwego humoru, kilka wyraziście zarysowanych sylwetek, a wszystko to na tle realiów XIX-wiecznej Anglii. Czy może być bardziej obiecujący początek dla literackiej uczty? Uczty, która pokazuje, że „Jonathan Strange i pan Norrell”, to książka zdecydowanie warta uwagi.
Autorka wprowadza nas w świat, gdzie od wielu, wielu lat szacowni dżentelmeni mianujący się magami zgłębiają meandry magii i ta teoretyczna jej znajomość wystarcza im całkowicie do szczęścia. Pewnego dnia, ku ich zdumieniu, okazuje się, że istnieje człowiek, nie tylko znający wszystkie szacowne traktaty magiczne, ale także z powodzeniem wprowadzające je w życie: dosyć malownicza figura, pan Norrell. Introwertyczny i nieco ekstrawagancki dżentelmen przybywa do Londynu z misją: chce, by jego magia pomogła Anglikom w starciach z niepokonanym dotąd wrogiem, jakim jest Francja.
Traktowany nieco pobłażliwie, zarówno przez polityków, jaki i socjetę- pan Norrell szybko udowadnia swoją skuteczność m.in. wskrzeszając narzeczoną jednego z szanownych obywateli. O tym, że wszystkie jego działania mają swoją straszną cenę, początkowo nie jest wspominane, jednak lektura szybko pokazuje, że korzystanie z pomocy elfów nigdy nie kończy się dobrze.
Jako równorzędnego bohatera, wprowadza autorka Jonathana Strange’a, młodego i czarującego mężczyznę, który znudzony dotychczasowym życiem postanawia zając się praktykowaniem magii i idzie mu to nadzwyczaj dobrze. Dwóch magów musi się spotkać i tak młodszy dżentelmen zostaje uczniem Norrella. Zderzenie dwóch odmiennych charakterów jest przyczynkiem do wielu ciekawych sytuacji i pretekstem do licznych potyczek słownych.
Dwóch równoprawnych protagonistów zbudowanych jest na zasadzie kontrastu:  mimo szlachetnych intencji pan Norrell jest zdziwaczałym i nieco odstręczającym człowiekiem, który całe swoje życie spędził nad zakurzonymi tomami i zdecydowanie lepiej wychodzi mu obcowanie z książkami, niż z ludźmi. Arogancki i pragnący poklasku, skrywa tajniki rzemiosła nawet przed człowiekiem, którego obiecał uczyć.  Pewności siebie nie brakuje także młodszemu z magów, nadrabiającemu braki w wykształceniu naturalnymi zdolnościami i wyobraźnią, traktującemu magię, jako przygodę.

Autorka prowadzi nas nieśpiesznie przez kolejne lata, obserwujemy stopniowe przywracanie magii i tego następstwa, przy okazji sycąc oczy smakowitymi detalami i dopracowanymi szczegółami, które pozwalają nam cieszyć się lekturą. Trudno wyliczyć wszystkie nawiązania literackie, którymi Susanna Clarke naszpikowała swoją powieść. Całość ma w sobie coś z „Mistrza i Małgorzaty”: spokojny Londyn, który zmienia się nie do poznania pod wpływem niezwykłych gości i ich magicznych wyczynów. Wykreowanie świata elfów rodem ze starych baśni i podań: to  piękne i okrutne istoty, traktujące ludzi jak zabawki. Ich podstępne knowania nigdy nie kończą się dobrze dla rodzaju ludzkiego. Fragmenty z ich udziałem przywołują grozę ponurych wrzosowisk z prozy  Emily Bronte. Elegancka proza i dopracowana charakterystyka postaci nie przyniosła by wstydu nawet pani Gaskell, a nad całością zdecydowanie unosi się opiekuńczy duch Jane Austen.
Stylizowana na XIX-wieczną prozę, z wszechwiedzącym narratorem komentującym wydarzenia i zwracający się bezpośrednio do czytelnika, historia magii powracającej na salony urzeka elegancją i kunsztem wykonania. Tłem opowieści są realne wydarzenia historyczne, mające uwiarygodnić opowiadaną historię. Rys autentyzmu nadaje także mnogość przypisów, w których autorka powołuje się na liczne „autentyczne” rozprawy o magii, cytując samego Jonathana Strange’a…
            Miłośnicy dobrze opowiedzianych historii, w których świetna forma nie przysłania ciekawej treści, zdecydowanie powinni zobaczyć, jak skończy się chwalebna misja przywracania magii w wykonaniu dwóch czarujących dżentelmenów.




Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl

wtorek, 9 kwietnia 2013

Mordercza mamuśka


Recepta na dobry kryminał wydaje się niezwykle prosta: wciągająca akcja, ciekawy bohater i przykuwająca uwagę zagadka. Tych wszystkich trzech składników zabrakło niestety w powieści „Wszędzie śnieg”, zaskakująco nudnej i bezbarwnej pomimo bardzo obiecującego pomysłu.


            Główną bohaterką jest Hannah Griffin, doświadczony pracownik laboratorium kryminalistycznego, żona i matka. Zwyczajna kobieta o niezwykłej przeszłości: córka kobiety będącej ucieleśnieniem czystego zła. Hannah, jako dziecko przeżyła pożar rodzinnej farmy i śmierć swoich braci, okazało się jednak, że utrata domu i rodziny, to zaledwie początek horroru. Zwłoki kobiety znalezione w zgliszczach okazują się nie należeć do matki dziewczynki, co gorsza okazują się nie być jedynymi, jakie znajduje policja. Znaleziono jeszcze siedemnaście ciał pomordowanych mężczyzn, wszystkich zamordowano i okaleczono w ten sam sposób. Okazuje się, że matka Griffin zajmowała się nie tylko pieczeniem ciastek dla swoich dzieci…
            Mimo upływu dwudziestu lat bohaterka nadal ma koszmary, w napotkanych kobietach uparcie szuka swojej matki, nie potrafiąc sobie poradzić z odrzuceniem i setką wątpliwości, jakie nią targają. Ułożenie sobie normalnego życia, pomimo piętna „córki morderczyni”, to zadanie ciężkie, ale wydaje się, że bohaterce się udało.  Jednakże przełom następuje w dniu, gdy otrzymuje wiadomość „Twoja matka dzwoniła” i  Griffin będzie musiała stawić czoła koszmarom z przeszłości. Opowieść podzielona została na trzy części: w pierwszej poznajemy codzienność bohaterki, druga składa się z retrospekcji dotyczących pożaru i jego następstw, ostatnia to dochodzenie do prawdy i finał.
            Pomysł na fabułę był jak najbardziej zacny, niestety wykonanie jest zdecydowanie gorsze. Całość aż prosi się o przynajmniej jedno wielokrotnie złożone zdanie, którego czytelnik nie uświadczy w całej powieści, naszpikowanej truizmami i banalnymi kwestiami. Nie udało się także autorowi wykreować  wiarygodnych bohaterów, żadna z postaci nie przykuwa uwagi na dłużej. Nawet postać matki, seryjnej morderczyni, jest nieciekawa i zarysowana pobieżnie: papierowa morderczyni w równie papierowym świecie.
Wygłaszające frazesy figury nie są w żaden sposób zdolne przekonać czytelnika, by sekundował ich działaniom i zdobył się na coś więcej, niż leniwe wertowanie stron w nadziei na znalezienie czegoś, co przykuło by jego uwagę na dłużej. Niestety, wszystko to prowadzi do finału nie będącego niczym więcej, jak  rozczarowaniem. A sama książka dołącza do grona tych przeczytanych i szybko zapomnianych.



Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Ponura wizja przyszłości.



Krytycy już jakiś czas temu zadecydowali, że jeżeli istnieje coś takiego, jak „fantastyka ekologiczna”, to Bacigalupi jest jej najwybitniejszym przedstawicielem. Nie jestem zwolenniczką mnożenia bytów ponad potrzebę, nie bardzo zatem odpowiada mi aż tak drobiazgowe wyodrębnianie gatunków, ale trzeba przyznać, że proza pisarza jest bardzo charakterystyczna i jak ulał pasuje do niej gęba twórczości naznaczonej ekologią.
„Nakręcana dziewczyna” rozgrywa się w precyzyjnie opisanej rzeczywistości rodem z koszmaru futurologów. To świat wyniszczony, pozbawiony praktycznie naturalnej roślinności i zwierząt nie pochodzących z genetycznych upraw. Przetrzebiony licznymi wojnami, epidemiami i naturalnymi katastrofami. Miejsce, gdzie wyczerpano już wszelkie naturalne zasoby i gdzie praktycznie wszyscy oczekują na nieuchronny koniec. Podziały między bogatymi i biednymi są dramatycznie jaskrawe, co dodatkowo podkreśla kasta modyfikowanych genetycznie ludzi, niewolników zaspokajających najbardziej chore potrzeby swoich panów.

Tytułowa „Nakręcana dziewczyna” jest właśnie takim niewolnikiem- Emiko, jako robot znienawidzony przez mieszkańców Królestwa Tajlandii, by uniknąć „śmierci” w niszczarce zostaje prostytutką. Równoprawnym bohaterem jest bogaty Amerykanin, zaplątany w polityczne machlojki i próbujący przetrwać we wrogiej rzeczywistości. Poznajemy także jednego z uchodźców, człowieka niegdyś bogatego i poważanego, obecnie na samym dnie drabiny społecznej. Sama akcja biegnie wielotorowo, przeskakując z miejsca na miejsce, od jednego bohatera do drugiego, dzięki czemu mamy niezwykle pełny obraz chorego świata przyszłości.
Charakterystyczny dla Bacigalupiego jest brak jednoznacznego podziału na pozytywnych i negatywnych bohaterów, taka granica zakłóciłaby spójność świata przedstawionego: w realiach wykreowanych przez amerykańskiego pisarza niemożliwością staje się zachowanie „czystych rąk”. Wszyscy mają na sumieniu mniejsze i większe zbrodnie, czytelnik sekunduje tym, którzy starają się zachowywać przynajmniej pozory człowieczeństwa. Paradoksalnie najbardziej ludzka w tych dążeniach jest Emiko i to ku niej kieruje się nasza sympatia.
Przerażająca sceneria Królestwa Tajlandii jest tym bardziej ponura, jeżeli  uświadomimy sobie fakt, że w świecie stworzonym przez Bacigalupiego, to jedna z nielicznych enklaw „cywilizacji”, miejsce któremu udało się przetrwać kryzys energetyczny i parę innych iście biblijnych plag pustoszących współczesny świat.  Autorowi udało się realistycznie przedstawić świat zmierzający ku zagładzie, pełen detali i szczegółów, które sprawiają niepokojąco autentyczne wrażenie i rządzącego się niezwykle twardymi regułami.
Jest to proza zaangażowana i oparta na bardzo współczesnych niepokojach, ale nie będąca przy tym suchym manifestem, czy też tubą dla przekonań autora; to pełnowymiarowe i niezwykle poruszające dzieło literackie.

środa, 3 kwietnia 2013

Mistrz grozy zaprasza na seans.



            „Psychoza”, to niewątpliwie jeden z najbardziej znanych filmów w historii kina. Na jego temat stworzono niezliczoną ilość opracowań, prac naukowych, książek; odbyło się niejedno sympozjum naukowe, na którym skrupulatnie omawiano niemalże każde ujęcie. „Nieznana historia Psychozy” na tym tle wyróżnia się pieczołowitością w rekonstruowaniu procesu powstawania tego kultowego dzieła, ale także tym, że zawiera unikatowe wywiady i niepublikowane dotąd zapiski reżysera.
Historia książki Rebello zaczęła się od napisania jednego artykułu prasowego, by z czasem ewoluować w opracowanie wydane w roku 1990, opracowanie przez wielu traktowane jako kanoniczne.  Rebello rekonstruuje historię powstawania filmu od momentu, gdy Robert Bloch postanowił napisać swoją „przerażająco skuteczną” powieść o psychopatycznym mordercy, mającym problemy z mamusią. Odrzucona przez studio Paramount powieść przypadła za to do gustu Hitchcockowi, który podjął się jej sfilmowania niemalże na własny koszt.

Rebello skrupulatnie odtwarza cały proces powstawania filmu: kompletowanie zespołu, walkę z cenzurą, starania o budżet. Znalazło się miejsce na szczegółowe omówienie obsady, scenografii, kostiumów, muzyki, a także oryginalnej kampanii promocyjnej. Krok po kroku pokazana jest cała magia, jakiej używał reżyser: rekonstrukcja obejmuje także kręcenie poszczególnych sekwencji, w tym kultowego zabójstwa pod prysznicem. Autor zabiera nas w podróż w czasie do Hollywood lat 60’, przy okazji oddając głos ludziom biorącym udział przy produkcji. W ostatnim rozdziale : „Echa sławy i jej następstwa”, wracamy z kolei do współczesności, gdzie Rebello pokazuje, jak niezwykłym i przełomowym dziełem była „Psychoza” .Wskazuje  nie tylko jego znacznie dla historii kina, ale także różnorodne sposoby odbioru na przestrzeni lat, a także  wylicza dzieła inspirowane „Psychozą” .

Nie każdemu może przypaść do gustu niezwykle emocjonalny stosunek, jaki ma autor, do przedmiotu swojego opisu: każda strona, to niemalże pean pochwalny na cześć brytyjskiego reżysera; ale powiedzmy sobie szczerze- to książka przeznaczona dla wielbicieli mistrza grozy i jego niezapomnianych filmów. Uwielbienie jest tutaj zatem, jak najbardziej na miejscu.
Jak napisał Patrick McGillian w obszernej biografii Hitchcocka: „Strach, realizm wymieszany z fantazją, moc rozumowania i dyscyplina uporządkowanego myślenia- to kamienie milowe jego sztuki.”  Dzięki wnikliwej książce Rebello jesteśmy w stanie wyłapać te wszystkie aspekty w jednym z najbardziej znaczących dzieł reżysera.

Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl