środa, 14 listopada 2012

Saga o rubieżach

Wydawnictwo Prószyński i S-ka pochwalić trzeba za trud włożony w propagowanie fantastyki innej, niż amerykańska, niepodzielnie królującej dotąd na półkach księgarń i w sercach czytelników. Szkoda jedynie, że środkiem to tego są pozycje średnio ciekawe, wbrew temu co głosi wydawca na okładkach. Po przynudnawym „Zakonie smoka”, przybliżającym serbską mitologię, nadszedł czas na „Sagę o Rubieżach”, czyli na: „Kto wie, czy nie najlepsze epickie dzieło fantasy napisane w języku hiszpańskim”. Debiutancka powieść Lilliany Bodoc składa się z dwóch części: Dni Jelenia oraz Dni Pomroki, opowiadających o mieszkańcach Żyznych Ziemi i ich oczekiwaniach na zapowiedziane w gwiazdach okręty. Okręty, którymi przypłynąć mogą przodkowie, ale równie prawdopodobne jest przybycie wrogów, pragnących podbić Żyzne Ziemie.
Autorka głównymi bohaterami czyni ludzi nasuwających skojarzenia z rdzennymi Amerykanami, przez co motyw nadpływających statków nabiera podwójnie złowrogiego wymiaru. Bodoc niezwykle dużo miejsca poświęca zwyczajom i rytuałom swoich bohaterów, czyniąc z nich postacie zakorzenione w tradycji i koegzystujące z prawami przyrody. Ludność zamieszkująca Żyzne Ziemie żyje na nich spokojnie i w sposób nie naruszający praw natury, do momentu gdy pojawia się zagrożenie: okrutny Misaianes, syn Śmierci oraz jego potężna armia okrutnych istot i ze Starych Ziem. Brak jest zatem jakiegokolwiek dramatycznego napięcia wynikającego z snucia domysłów, kim naprawdę są pasażerowie przybywających okrętów, skoro autorka na początku wykłada kawę na ławę i opisuje demonicznego antybohatera i jego złowrogich pomagierów. „Saga o Rubieżach” wnosi co prawda pewien powiew świeżości, ale pisarka nie wykorzystuje całego potencjału swojego pomysłu. Wprowadzony negatywny bohater jest mocno sztampowy, zbyt dużo jest statycznych scen, niewiele wnoszących do powieści, miejscami za to nużących. Konwencjonalni, by nie rzec- papierowi- bohaterowie, wpisują się idealnie w baśniowy charakter całej opowieści, ale nie powodują, że czytelnik jest w stanie się z nimi w jakikolwiek sposób utożsamić. Nie pomaga także język, miejscami mocno patetyczny i operujący kiczowatymi porównaniami, czy też metaforami godnymi Paulo Coelho- „Dzieci przylgnęły do nóg matki, a matka wtuliła się w ramiona męża, który z kolei trzymał się kurczowo własnej duszy”. Podsumowując: „Saga o Rubieżach” jest niewątpliwie warta uwagi, ale czy jest książką, która odpowiada w pełni szumnym opisom z okładki? Chyba jednak nie…