poniedziałek, 29 listopada 2010

Patricia i Mercedes



Przyznam szczerze, że podchodziłam nieufnie do całego cyklu autorstwa Briggs. Trochę obawiałam się, że dostanę do ręki kolejną opowieść z cyklu: „Jakie mas piękne kły wampirze i jakie modne wdzianko!” Na szczęście całość okazała się miła niespodzianką. A ja zyskałam dowód, że można niegłupio pisać o kobietach i wampirach w jednym.

Główną bohaterką jest Mercedes Thompson, mechanik samochodowy i zmiennokształtna w jednej osobie. Trzy tomy , które miałam okazję przeczytać, opowiadają kolejno o zmaganiach głównej bohaterki z wilkołakami, wampirami i wreszcie z pradawnymi bóstwami, zamieszkującymi Amerykę. Z tomu, na tom jest coraz mrocznej i ciekawiej. Moim ulubionym jest drugi, z poszerzonym wątkiem wampirów i pewnego opętanego maga. Autorka konsekwentnie poszerza naszą wiedzę o całym uniwersum, przeznaczając jedną książkę na głębszą charakterystykę danej „grupy społecznej”.




Najbardziej podobały mi się wilkołaki, które nie są w żadnym stopniu milutkimi zwierzaczkami, ale prawdziwymi bestiami, także w ludzkiej postaci. Każde wilcze stado, to złożona struktura społeczna i militarna, ze ściśle określonymi regułami. Przestrzegasz ich albo giniesz. Całości dodaje smaczku fakt, że większość wilkołaków, to samce rodem z XIX wieku, z strasznie szowinistycznym podejściem do kwestii kobiet i ich miejsca w społeczeństwie.

Więcej miejsca wypadałoby poświęcić protagonistce: Mercy jest nieco świętoszkowatą, sarkastyczną i mocno stąpającą po ziemi kobietą. Żadna z niej piękność, ma wiecznie smar za paznokciami i nie spędza godzin na wzdychaniu do amantów. Rzecz jasna, nie oszczędzono nam dylematów w postaci : „ o jejku, kocha mnie dwóch przystojniaków, kogóż, tu , kogóż wybrać?”. Na szczęście są to kwestie zgrabnie wplecione w całość i nie zdominowały akcji. Mechanik samochodowy, to wydawałoby się niezbyt emocjonujący zawód, ale Mercy wplątuje się w różne perypetie, z racji bycia zmiennokształtną.

Jeżeli macie ochotę na „Amerykańskich bogów” w wersji light, to serdecznie polecam!


wtorek, 23 listopada 2010

Na dzień dobry...

Pierwszy dzień po urlopie i od razu konwersacja z tych, które przyprawiają mnie o drgawki:

-Dzień dobry, ja tu w sierpniu kupiłam podręczniki, chciałam je oddać, bo to jednak nie te (tu nastąpił czarujący uśmiech i trzepotanie rzęsami)

Rozumiecie, trzy miesiące zajęło tej pani zorientowanie się,że jednak dziecko chodzi do szkoły z nieodpowiednimi podręcznikami. Właściwie nie wiem pod co podpiąć to wyznanie, staramy się w pracy wierzyć,że po prostu niewiasta chciała zażartować...oby...

poniedziałek, 22 listopada 2010

Ostatnia Awatara






Awatara to wcielenie bóstwa, które postanawia zejść na ziemię w postaci ludzkiej, bądź zwierzęcej, by przywrócić zakłócony porządek. W najnowszej powieści Olgierda Dudka ta zaszczytna rola ocalenia świata przypada w udziale Tomaszowi z Akwitanii, dzielnemu i przystojnemu rycerzowi w służbie Zakonu Templariuszy. Tomasz w czasie jednej z krucjat zostaje pojmany przez tajemniczego sułtana Al-Sarafa. Miast zabić naszego dzielnego wojaka, wyznacza on mu jednak misję, od której zależeć ma sojusz z Zakonem. Tomasz wplątuje się tedy w wojnę między istotami światła i ciemności − elohimami i demonami i przy okazji dowiaduje się, że sam jest właśnie tytułową ostatnią Awatarą.

Historię poznajemy z relacji głównego bohatera, który na starość postanawia opisać światu swe dzieje. I tu pierwszy zgrzyt: skoro poznajemy jego relację, to znaczy że bez szwanku wyszedł z wszystkich tarapatów; mamy więc lekturę, która absolutnie nie trzyma czytelnika w niepewności, co do losów pierwszoplanowego protagonisty. Ale za to jaki to bohater! Przystojny, prawy, szlachetny, inteligentny, szarmancki i wyedukowany. W niewoli u sułtana, miast hasać z dziewkami, modli się gorliwie i uczy arabskiego. Chodząca doskonałość… bardzo denerwująca i mało wiarygodna. Zabieg powierzenia mu roli narratora niestety nie był zbyt trafiony. Mdła i nudnawa postać snuje mdłe i nudnawe historie.

Arcypoprawny Tomasz prowadzi nas przez kolejne strony, gdzie spotykamy innych, równie drewnianych bohaterów, z którymi nasz rycerz prowadzi "ciekawe" dialogi, rodem z podręczników do języków obcych:
„ − Idź spać Piotrze.
− Masz rację, Tomaszu. Musimy odpocząć. Jutro ruszamy w dalszą drogę”.

Nie da się ukryć, że sposób, w jaki autor posługuje się leksyką wprawić może w osłupienie: „Moje oczy przywykły do (…) odoru rozkładu.” Nie broni się więc „Ostatnia Awatara” ani bohaterami, ani stylem, który momentami jest naprawdę ubogi. Całość się poprawia dopiero w momencie, gdy Tomasz zostaje wzięty do niewoli. Wtedy Dudek jakby nabiera skrzydeł. Widać że autor lepiej czuje się w realiach wschodnich, niż wtedy, gdy musi opisywać średniowieczną Europę. Trzeba na przykład przyznać, że mnogość stworzeń, z jakimi przyjdzie nam się spotykać, naprawdę robi wrażenie

Jednymi z niewielu zalet powieści Dudka są: bogaty bestiariusz i tajemnicze istoty, jakimi zapełnia kolejne strony powieści. Licze, exousiai, demony władające magią wszystkich żywiołów itd. urozmaicają lekturę i wprowadzają nieco życia w ospale toczącą się powieść. W tym akurat aspekcie udało się autorowi stworzyć bogaty i niejednorodny świat, w którym będzie musiał się odnaleźć europejski rycerz, ze swoimi poglądami na otaczającą go rzeczywistość i wiarą katolicką. Niestety, to nie wystarczy bym przekonała się do całej powieści, w której główny bohater nudził mnie niesamowicie, język pozostawiał wiele do życzenia, a akcja nie zaskakiwała niczym, będąc przewidywalną do bólu. Książka to zaledwie poprawna, choć miejscami balansująca niebezpiecznie ku kiepskiej literaturze.

poniedziałek, 15 listopada 2010

poniedziałek, 8 listopada 2010

Poproszę o wdech


Tekst napisany dla SFFIH

Niewielu ludzi pozostało obojętnych na prawdziwą „zapachową” epidemię, wywołaną ekranizacją Pachnidła. Książka, napisana ponad 20 lat temu przez Süskinda, została przetłumaczona na 45 języków i spowodowała, że Jean Baptiste Grenouille na dobre zagościł w kulturze popularnej, a świat na chwilę oszalał na punkcie węchu i zapachów. Teraz jednak pojawiła się książka, której autor przekornie stwierdza, iż Pachnidło ma się tak do robienia perfum, jak Teksańska masakra piłą mechaniczną do produkcji kiełbasy…
Jej autorem jest Avery Gilbert, amerykański psycholog, a zarazem ekspert od zapachów i kwestii powonienia. Po lekturze owego dzieła, jestem pełna uznania dla autora, gdyż okazuje się, że badanie i opisywanie zmysłu węchu jest nie lada wyzwaniem.
Przede wszystkim węch jest najbardziej tajemniczym ze wszystkich zmysłów ludzkich, ma także znikomą wartość poznawczą, w stosunku np. do wzroku, czy też słuchu. Jednocześnie to właśnie on może odpowiadać za nasz nastrój w danej chwili, a nawet za wybór życiowego partnera. Dodatkowym utrudnieniem w pisaniu o tym zmyśle jest fakt, że do dzisiaj naukowcy nie są w stanie dojść do porozumienia w kwestii fundamentalnej: czym tak właściwie jest zapach? Do tego dochodzą inne pytania: ile rodzajów zapachów istnieje, a ile jest w stanie rozpoznać człowiek? I jak opisywać zjawisko, które tak naprawdę nie istnieje obiektywnie: przecież każda woń właściwie powstaje dopiero w naszym mózgu? Dodać należy także, że wartość zmysłu węchu była przez długi czas negowana, np. Freud twierdził z pełnym przekonaniem, iż osoby dojrzałe porzucają fascynację zapachami, pozostawiając ją neurotykom i zboczeńcom…. Na szczęście Gilbert nie dał się łatwo zrazić, ani wymienionym trudnościom, ani negatywnym opiniom świata psychologii z Freudem na czele i poświęcił się badaniom wszelakich woni: tych urzekających i tych mniej przyjemnych.
Amerykański psycholog jest znakomitym przewodnikiem po tajemniczym świecie zapachów. Bywa ironiczny, prześmiewczy, ale zawsze kompetentny. Zarzuca nas setką anegdot i przeróżnych ciekawostek,, a czyni to tak zręcznie, że czytelnik nie czuje przesytu, ani zmęczenia. Doskonałe połączenie fachowej wiedzy i swobodnego stylu, to mieszanka będąca literackim odpowiednikiem Chanel no 5. Napisana z prawdziwą pasją książka porusza szerokie spektrum tematów: od policyjnych nosów zdolnych rozpoznać zapach marihuany w wozie zatrzymanego kierowcy, przez choroby uszkadzające zmysł węchu, aż po próby wyprodukowania zapachowego filmu. Nie ma chyba dziedziny, w której Gilbert nie znalazłby czegoś wartego odnotowania.
Idealne połączenie pasji oddanego naukowca i specjalisty w swojej dziedzinie z poczuciem humoru oraz niezwykle obrazowym stylem, czynią z Nauki o tym, co pachnie wciągające zaproszenie w fascynujący i tajemniczy świat zapachów. Oby więcej takich popularnonaukowych pozycji: fachowych, ale oferujących także dobrą zabawę i ciekawą lekturę.

środa, 3 listopada 2010

Jesiennie...

Opowiem ci o rzeczach, których istnienia właśnie doświadczasz, opowiem Ci o Plemieniu Przypadku. (…) Posłuchaj Księgi Jesiennych Demonów.” Trudno nie przyjąć takiego zaproszenia, prawda? Zwłaszcza, że za oknem ciemno, zimno i bardzo ponuro…
W sam raz na straszne opowieści.
Grzędowicz serwuje czytelnikowi pięć opowiadań, z których każde jest mocno osadzone w realiach współczesnej Polski- i to już samo w sobie czyni ten tomik wyjątkowo przerażającym. Autor wnikliwie bada otaczający nas świat, to „polskie piekiełko” i pod jego powierzchnią ukrywa jeszcze bardziej upiorną rzeczywistość. Szare miasta, puste ulice, przepełnione knajpy, bezrobocie -u jednych, wyścig szczurów -u innych…Ludzie, którzy nie mają czasu dla siebie, coraz większe kolejki u psychologów, rozpaczliwe szukanie ciepła drugiego człowieka, smród szpitalnych korytarzy i zasikanych bram- to tylko nieliczne elementy pejzażu, w którym rozgrywają się opowiadania Grzędowicza.
Demony, które opisuje autor, to tak naprawdę demony życia codziennego: lęki, które dopadają każdego z nas- strach przed utrata pracy, lęk przed samotnością, przez rozstaniem z ukochaną osobą, przed chorobą psychiczną, czy samotną starością.
W tej polskiej rzeczywistości autor umieszcza istoty i „(…) rzeczy które przychodzą z wyższego świata, i takie, które wychodzą z niższego”. Świat, z którym obcujemy na co dzień, okazuje się być ułudą- zasłoną, pod którą kłębią się niesamowite stwory i siły, których działania nigdy nie zrozumiemy. Wilkołaki, klan wiedźm, zagubiony bóg, szatan, sukkuby, nieśmiertelne istoty- zamieszkują polskie ulice na równi z zwykłymi obywatelami. Szarymi ludźmi, którym pewnego dnia przytrafia się coś zupełnie przedziwnego, a w ich normalne życie wkraczają mroczne siły.
Czarny humor, troszkę erotyki i okrucieństwa, do tego mistrzowskie operowanie „piórem”- to wszystko czyni z „Księgi Jesiennych demonów” wciągającą książkę, od której trudno się oderwać.
Niektóre pomysły fabularne mogą się wydać wtórne, czasami akcja trochę „kuleje”, a koniec łatwo przewidzieć- co nie zmniejsza jednak naszej przyjemności wynikającej z obcowania z dobrze napisanymi historiami, składającymi się na tę smutną książką, czasami bardziej przygnębiającą, niż straszną…