piątek, 31 lipca 2015

Pod niebem z popiołów.


Polskie okładki powieści...

W „Z mgły zrodzonym” Sanderson znów rzuca nas w sam środek opowieści, nie ułatwiając poznawania świata. Od pierwszej strony zarzucani jesteśmy pojęciami, faktami, skomplikowanymi zasadami rządzącymi magią itd. Amerykański pisarz ufa swoim czytelnikom, ich ciekawości i determinacji w zgłębianiu tajemnic kolejnego uniwersum. To cudowna odmiana po książkach, których autorzy prowadzą nas za rączkę przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt stron; paluszkami wręcz pokazując co i jak, byśmy nie pogubili się w meandrach rzeczywistości przedstawionej..
Tym razem autor stworzył ponury świat w którym z nieba leci popiół, rośliny walczą o przeżycie na jałowej ziemi uprawianej przez niewolników skaa, nieludzko traktowanych przez swoich panów, a wszystko to ma miejsce pod surowym spojrzeniem Ostatniego Imperatora, istoty władającej od tysięcy lat.
Całość poznajemy od strony półświatka, z perspektywy złodziei,  morderców, rzezimieszków zamieszkujących stolicę i starających się przeżyć kolejny dzień w okrutnym świecie. Punktem zapalnym akcji stają się przygotowania do wielkiej rebelii mającej na celu obalenie Ostatniego Imperatora lub przynajmniej jego osłabienia.
Kreacje bohaterów, to prawdziwy majstersztyk. Kelsier, przywódca buntowników,  jest bezlitosny i okrutny, nie tylko dla swoich wrogów, ale także dla innych skaa, których stawia w obliczu konsekwencji swoich czynów: mogą zostać zabici lub przyłączyć się do jego rebelii, której rzecz jasna także mogą nie przeżyć. Jednocześnie jest wspaniałym przywódcą, przyjacielem i niezwykle charyzmatyczną jednostką. Z kolei jego towarzysze, to prawdziwa zbieranina szalonych typów spod ciemnej gwiazdy, którzy jednak nie wahają się zaryzykować życia  w imię wielkiej sprawy. I jest jeszcze Vin: szesnastoletnia złodziejka, która pewnego dnia trafia w sam środek wydarzeń, mających zmienić historię Imperium. Pisarz z niezwykłym wyczuciem pokazuje przemianę -z zastraszonej dziewczynki,  przyzwyczajonej do wszechobecnego okrucieństwa- w pełnoprawnego i wartościowego członka ekipy dążącej do zabicia bóstwa.
 „Ostatni Imperator myśli, że zagarnął na własność całą radość i śmiech, nie mam ochoty mu na to pozwalać. To jedyna bitwa, której stoczenie nie wymaga wielkiego wysiłku.
Po raz kolejny autor stworzył całkowicie oryginalny świat, w którym odpowiednikiem magii jest allomancja: mistyczna moc oferowana jakoby arystokracji przez Imperatora, a polegająca na spalaniu metali przez organizm obdarzony taka umiejętnością. Żelazo, cyna, miedź itd. każdy z tych metali potrafi sprawić, że Allomanta może wpływać na ludzkie uczucia, władać ogromną siłą,  poruszać się z niesamowitą prędkością, a nawet latać.
Nie muszę chyba dodawać, że pojedynki toczone za pomocą allomancja są naprawdę spektakularne i sceny akcji czyta się wspaniale. Świetnie opracowana mechanika walk jest naprawdę przekonywująca, a jednocześnie niezwykle efektowna. Pojedynki między Utalentowanymi są emocjonujące i pełne niespodzianek.

Amerykańskie wersje są równie ładne, ale wydaje mi się, że Mag stworzył coś ciekawszego :)

„Nie jesteś szlachetnej krwi. Nie musisz grać według ich zasad… i to czyni cię jeszcze potężniejszą…”
„Z mgły zrodzony” zaczyna się, jako historia zemsty Kelsiera, kogoś, komu krwawy tyran odebrał wszystko:  żonę, zdrowie, wolność, omal nie odebrał zmysłów.  Z czasem całość staje się porachunkami z całym Imperium, systemem żerującym na niewolnikach i pozwalającym na nieludzkie traktowanie rasy uważanej za gorszą.
Zaskakujący finał rani serce czytelnika, który zdążył polubić bohaterów i wiernie trzymał kciuki za powodzenie ich planów, jest jednak logicznym następstwem wydarzeń, które Sanderson układa sprawnie, niczym puzzle.

„Zadanie było zabawne prawda? Kiedy będziecie mnie wspominać pamiętajcie i o tym. Pamiętajcie, żeby się uśmiechać.”

niedziela, 19 lipca 2015

Małomiasteczkowa Irlandia kontra samotny ojciec.


 Maeve Binchy znana jest z ciepłych i pełnych humoru opowieści o życiu małomiasteczkowej Irlandii. Nie inaczej jest z „Małą Frankie”: napisaną ku pokrzepieniu serc  historią o ludziach, których życie pewnego dnia ulega diametralnej zmianie. 
Całość rozpoczyna się, gdy na spokojną rodzinę Lynchów spada jak grom wiadomość, że jedyny syn bogobojnych rodziców ma nieślubną córeczkę. Matka małej Frankie umiera zaraz po porodzie, a żyjący dotąd z dnia na dzień Noel zostaje ojcem. Kiepsko opłacana praca i mało ambitne stanowisko, to najmniejszy problem mężczyzny zmagającego się z alkoholizmem i stającego w obliczy największego w życiu wyzwania: samotnego wychowania dziecka.

            Na szczęście do Irlandii przybywa Emily, dobra wróżka i krewniaczka Noela. Osiedla się w Dublinie i rozpoczyna swoje czary: dla tej dojrzałej kobiety nic nie jest problemem, wszelkie przeciwności losu da się przezwyciężyć, a za rogiem zawsze czeka przygoda. Powoli, krok po kroku, Emily wpływa na losy nie tylko rodziny Lynchów, ale także szerokiego kręgu znajomych i sąsiadów skoncentrowanych wokół małej Frankie i jej ojca.
            Przemiana z nieudacznika w prawdziwego ojca przebiega w iście hollywoodzkim stylu, ale taka jest stylistyka powieści i musimy ją zaakceptować, by móc cieszyć się w pełni całą historią. W przeciwnym razie jaskrawo widoczne są wszelkie niedociągnięcia, niespójności i nieco wydumane pomysły fabularne.
Historia irlandzkiej rodziny przywodzi na myśl powieści Fannie Flagg: małomiasteczkowe realia, codzienność, w której śmiech przeplata się z łzami i sympatyczni bohaterowie pełni drobnych dziwactw. Niestety w książce Maeve Binchy zabrakło humoru i lekkiego pióra amerykańskiej pisarki, potrafiącej  tworzyć wzruszające i pogodne  historie, w oparciu o najbardziej nawet karkołomne pomysły fabularne.
Opowieść irlandzkiej pisarki biegnie po utartych koleinach, główny bohater napotyka na przewidywalne przeszkody, a jego ciężką drogę wieńczy łatwa do przewidzenia  nagroda i obowiązkowy happy end. Lektura jest lekka i przyjemna, ale mało wymagająca.
Konwencjonalne  rozwiązania i mało rozbudowane sylwetki bohaterów to jedno; gorzej, że całość zdominowały drewniane dialogi  i tania psychologia leżąca u podstaw budowania postaci, przez co nie wypadają one zbyt przekonywująco. Z powodu tych usterek opowieść należy do grupy mało realistycznych, aczkolwiek przyjemnych,  bajek, które szybko się zapomina po lekturze.   


Recenzja dla : dlaLejdis.pl

czwartek, 2 lipca 2015

Miłość w czasach wojny.




Powojenny Londyn- czworo rozbitków życiowych próbuje ułożyć sobie życie: Kay, Helen, Viv, Duncan- każde z nich skrywa tragedię, która wywróciła ich losy do góry nogami.
Kay obrana po męsku samotniczka, w czasie wojny była jedną z wielu kobiet-kierowców ambulansów, jakie przemierzały Londyn.  Helen była ukochaną Kay, po wojnie jest w nowym związku, naznaczonym od samego początku zdradą i niewiernością. Viv uwikłana w romans z żonatym żołnierzem płaco straszliwą cenę za swój wybór niewłaściwego mężczyzny.  Z kolei jej brat- Duncan, w czasie wojny siedział w więzieniu za odmowę pójścia do wojska, obecnie wegetuje na kiepskiej posadzie w fabryce, pielęgnując mroczny sekret z przeszłości.
 Powieść Waters jest achronolgiczna: na początku poznajemy powojenne losy czwórki bohaterów, by sukcesywnie cofać się aż do 1941 roku.  Ten ciekawy zabieg pozwala na poznanie młodych ludzi i polubienie ich bez wydawania osądów, by potem cofnąć  się do początków tragicznych wydarzeń, które naznaczyły życie każdego z nich.
Londyn lat czterdziestych jest miejscem bezlitosnym, wyłamanie się ze schematów grozi co najmniej napiętnowaniem, nierzadko też więzieniem. To miasto nieczułe na uczucia zakazane, każące udawać, skrywać prawdziwe oblicze za maską, chować się pod osłoną nocy. Czworo bohaterów Waters musi odpokutować  za winy będące konsekwencją wykroczeń poza „normę”.
Część wydarzeń z książki związana jest z tym, kim są bohaterowie, część z tym, jak świat na nich reaguje. Waters pokazuje ich egzystencję, jako pokutę, odbywanie kary za czyny z przeszłości, godzenie się na nijakie, szare życie.
„Pod osłoną nocy” nie jest książką porywającą szybką narracją oraz gwałtownie rozgrywającymi się wydarzeniami, to historia uwodząca klimatem, nastrojem i dopracowanymi sylwetkami bohaterów. Niedopowiedzenia, przemilczenia, tajemnice powodują, że nic nie jest do końca pewne, żadne uczucie nie jest na stałe… Miejscami niedomówień jest zbyt dużo, skomplikowane relacje nużą, a bierność bohaterów może denerwować.
Mimo kilku mankamentów „Pod osłona nocy” jest poruszającą opowieścią o ludziach, którzy widzą wokół siebie głównie ściany…

Recenzja dla :portalu dlaLejdis.pl