środa, 24 lutego 2016

Znów magiczny Londyn

Londyn. Magiczne miasto ukochane przez wielu pisarzy, szczególnie tych tworzących prozę z gatunku fantastycznej. Niecodzienną twarz miasta mogliśmy oglądać wielokrotnie u Gaimana, Aaranovitch’a, teraz jego mroczne i nadprzyrodzone oblicze pokazuje Kate Griffin.
            „Rada mniejszości” jest kolejnym tomem z cyklu o czarnoksiężniku, który w dosyć specyficzny sposób piastuje urząd Nocnego Burmistrza. Matthew Swift lubi o sobie myśleć w kategoriach obrońcy miasta i  w pełni panującego nad sytuacją, co niestety nie zawsze ma pokrycie w rzeczywistości. Niedostatki Burmistrza jasno obnaża sprawa nowego narkotyku: w mieście ktoś zaczyna handlować pyłem wróżek, zmieniającym nawet szczątkowo obdarzonych mocą w potężne czarodziejskie istoty. Trudno także przeoczyć tajemniczego potwora polującego na nastoletnich łobuzów i gwałtowny wzrost śmiertelności wśród   drobnych przestępców.
            Czwarty tom cyklu doskonale wpisuje się w ramy urban fantasy. Matthew w poszukiwaniu rozwiązania zagadek podróżuje po mieście zamieszkiwanym przez różnorodne gatunki stworów rodem z najgorszych koszmarów, po ulicach przechadzają się magowie, meduzy sączą latte, a w kubłach na śmieci mieszka coś mało przyjemnego. Londyn, jako miejsce zderzenia wielu kultur  jest doskonałą areną dla stworzenia wybuchowej mieszanki pełnej magii, przemocy i wielowymiarowych spisków.
            W przypadku bohaterów autorka włożyła wiele wysiłku w tworzenie niejednorodnych postaci, ale w pamięci i tak pozostaje tylko Burmistrz i jego ekstrawagancka pomagierka Penny. Niechlujny i odbiegający znacznie od wizerunku potężnego czarnoksiężnika, Swift ma równie nietuzinkową przyjaciółkę, razem stanowiąc mocno wybuchowy tandem, o czym Londyn niejednokrotnie miał okazję się przekonać. W przypadku nocnego Burmistrza nie ma mowy o zastanawianiu się nad swoimi czynami, długoterminowym planowaniu akcji, czy też rozważaniu konsekwencji poczynań. Jest rzucanie się na łeb i szyję w środek największych tarapatów z przekonaniem, że „jakoś to będzie”, a potem samotne lizanie ciężkich ran, nabytych na wskutek własnej lekkomyślności.
            Griffin oferuje nam soczystą i wciągającą prozę, pełną makabrycznych i okrutnych obrazów, zapadających w pamięć. Świetnie nakreślone sceny walk pełne są spektakularnych wyczynów i poruszających scen, doskonale pomyślana jest moc Burmistrza, czerpiącego swoją siłę bezpośrednio z zasobów miasta, co dodatkowo podkreśla niezwykłą więź między nim, a Londynem.