niedziela, 24 października 2010

Taka sobie luźna uwaga

"Fakt, że ludzi postrzega się jako rasę w masie swojej głupia, ciemną, złośliwą, arogancką, samolubną (...) nie jest żadną mizantropią. Jest dowodem na dobrze rozwinięty zmysł obserwacji."

A. Sapkowski

wtorek, 19 października 2010

Mężczyni naprawdę wolą blondynki



Półki w księgarniach uginają się pod ciężarem wszelkiej maści poradników i „około- psychologicznych” książek, które obiecują odkryć nam tajemnice obu płci, bądź przynajmniej pomóc zrozumieć, skąd biorą się te wszystkie różnice między mężczyznami i kobietami. Zazwyczaj te pseudonaukowe wywody więcej mącą, niż klarują i pozostawiają czytelnika niewiele mądrzejszego po lekturze, niż był przed nią.
Jena Pincott nie sili się na pozę wszechwiedzącej, więc jej praca nie pretenduje do miana pozycji wyjaśniającej wszystko i wszystkim- stara się za to w przystępny sposób naświetlić pewne problemy i odpowiedzieć na niektóre pytania dotyczące „ukrytych aspektów, miłości, seksu i pożądania”. Pincott, pisząc swoją książkę opierała się na najnowszych badaniach obejmujących biologię, psychologię ewolucyjną, antropologię, neurobiologię; stąd możemy liczyć na rzetelne naukowe opracowanie interesujących nas zagadnień.
A zakres poruszanych tematów jest naprawdę szeroki. Niektóre z doświadczeń opisywanych przez autorkę, każą się wprawdzie poważnie zastanowić nad tym, czy niektórym badaczom zbytnie się nie nudzi-choćby tym, którzy sprawdzają wpływa zapachu otoczenia na ocenę naszej atrakcyjności; ale na ogół informacje, które przekazuje nam Pincott są naprawdę ciekawe. Dowiedziałam się na przykład: dlaczego niebieskoocy mężczyźni wiążą się przeważnie z partnerkami o takim samym kolorze oczu, czemu samotne kobiety częściej działają charytatywnie i w jakim sposób zdolności twórcze mężczyzn powodują, że wydają się oni atrakcyjniejsi. Przy okazji Pincott zaserwowała kilka nieszablonowych porad, które mogą być pomocne w budowaniu, bądź ulepszaniu związków.
„Czy mężczyźni naprawdę wolą blondynki…”, to zabawna i naprawdę interesująca pozycja dla tych, którzy nie boją się spojrzeć prawdzie w oczy. A ta jest momentami dosyć smutna, jak choćby informacja o pobudkach kierujących mężczyznami uprawiającymi przygodny seks, czy też udowodniona naukowo teza, że w otoczeniu pięknych kobiet Twój partner spojrzy na Ciebie niekoniecznie w ciepły sposób.
Obie płcie obrywają równo: nasze motywy, pragnienia i sposób myślenia rozłożone na czynniki pierwsze przez naukowców nie prezentują się wcale ładnie. Okazuje się, że nawet za miłością od pierwszego wejrzenia stoi proza życia w postaci hipotezy sprzężenia mimicznego. Lepiej więc nie traktować całości ze śmiertelną powaga, tylko bawić się lekturą, w myśl słów Feynmana: „Nauka w dużej mierze przypomina seks. Czasem wynika z niej coś pożytecznego, ale przecież to nie jedyny powód, dla którego to robimy”.

czwartek, 14 października 2010

Z pamiętnika sfrustrowanego księgarza

Mężczyzna w średnim wieku, wszedł, pokręcił się trochę, na moje pytanie, czy w czymś pomóc, odpowiedział, że szuka prezentu dla dwunastolatka. Kilka sugestii przyjętych z mocno niepewną miną, potem padło stwierdzenie: „wie pani co, może jednak coś innego, on by się pewnie za książkę obraził”. Zostałyśmy osłupiałe, w księgarni pełnej obraźliwych (?) książek.

Potem kilkoro dzieciaków, żadne nie znało nazwy swojego podręcznika. Przypominam, że mamy obecnie połowę października czy gimnazjaliści chodzą na lekcje z zamkniętymi oczyma, że nie widzą, jakie książki mają ludzi na ławkach obok??

A na koniec dobiła nas mama, która nakupowała swemu dziecięciu ściąg z języka polskiego „Bo nie będzie przecież tego wszystkiego czytał, nie?” i wymaszerowała dumnie, stukając białymi kozaczkami.

Taki uroczy dzionek…

poniedziałek, 11 października 2010

Szmira o wilkołakach



Ostatnio wizyty w księgarni mogą naprawdę przygnębić; zewsząd atakują kolejne sentymentalne wariacje na temat: on, ona i kły. Zasada "jeśli coś się sprzedało raz, to sprzeda się jeszcze 99 razy" spowodowała masową produkcję (innego słowa chyba nie można użyć) licznych tomów wyróżniających się między innymi charakterystyczną czernią okładki.

"Weź tajemniczego kochanka, o ponadludzkich zdolnościach, dodaj ciemną noc i buzujące hormony licealistów". Wedle tej receptury powstała powieść Rachel Hawthorne, nienosząca żadnych znamion oryginalności, no może poza brakiem jakiegokolwiek wampira. Nietrudno się jednak domyślić, jaki zastosowano zamiennik, prawda?

Główną bohaterką jest siedemnastoletnia, urodziwa dziewczyna zaplątana w trójkąt uczuciowy. To miedzianowłosa licealistka o wdzięcznym imieniu Kayla, sierota, która straciła rodziców w tragicznym wypadku: zostali zastrzeleni przez pijanych kłusowników. Kayla, w ramach szeroko pojętej terapii, zostaje przewodnikiem leśnym i wraca do parku narodowego, w którym zginęli jej rodzice. Takich małoletnich miłośników dzikich ostępów jest więcej, jeden z nich rzecz jasna niebiańsko przystojny i bardzo tajemniczy. Całą grupę poznajemy w momencie, gdy przygotowują się do eskortowania wyprawy badawczej, zmierzającej w sam środek parku.

W całej eskapadzie bierze również udział pewien student, wyraźnie zainteresowany rudowłosym dziewczątkiem. Bohaterka w trakcie leśnej wyprawy będzie musiała zdecydować się na jednego z dwóch adoratorów i uporać z traumatycznymi wspomnieniami.

Odłożyłam książkę z niemiłym odczuciem niepowetowanej straty godziny poświęconej lekturze. Całość okazała się nudna, przewidywalna i do bólu wtórna. Dobrze poprowadzony wątek Strażników Nocy mógł być czymś ożywczym, ale również ten pomysł utonął w zalewie z banału i sentymentalizmu. W dodatku już po lekturze prologu nawet mój kot domyśliłby się, kim oni są. Mniej więcej w połowie opowieści następuje gwałtowne namnożenie absurdów, którymi już do końca autorka hojnie obdarowuje czytelników. Sposób działania antagonistów, procesy myślowe bohaterów i zwroty akcji - wszystko to jest niedorzeczne i sprawia wrażenie nie do końca przemyślanego. Brak logiki w niektórych scenach wręcz poraża, szczególnie w przypadku opisu śmierci rodziców bohaterki.

Warstwa językowa jest przeraźliwie uboga, nie uświadczymy tutaj zdań wielokrotnie złożonych czy bogatych opisów, zaś wszystkie dialogi wyglądają mniej więcej tak: "Uważaj! tu był wilk i niedźwiedź", "Gdzie?", "Tutaj. Walczyli. A potem uciekli. Wilk jest ranny". Cóż za wyrafinowany i niepodrabialny styl! Opisy przyrody (a zwróćmy uwagę, że cała historia rozgrywa się właśnie na łonie natury) sprowadzają się przeważnie do banalnych uwag rzucanych przez bohaterkę, która niestety jest jednocześnie narratorem całej opowieści. Docenić można cenną inicjatywę autorki, wplatającą w całość kwestie ekologii, ale mogłoby to być wykonane bardziej finezyjnie, zamiast w postaci wykładni oczywistych prawd.

Pisarka nie przekonała mnie także do swoich bohaterów: różnią się tylko imionami i wyglądem zewnętrznym. Hawthorne nie podjęła żadnej próby, by zindywidualizować postacie. O ile dwojgu protagonistów nadano jakieś wyróżniające cechy charakteru, o tyle reszta sprawia wrażenie zwykłych statystów, wrzuconych do powieści tylko po to, by Kayla miała od kogo pożyczyć błyszczyk. W pewnych scenach postacie dziewczęce są nawet tak samo ubrane: nie zliczę, ile razy na kartach tej niewielkiej książki przeczytałam o krótkich bojówkach…

Nie żywiłam przesadnych złudzeń co do poziomu powieści, ale nie spodziewałam się, że dostanę do rąk coś, co sprawia wrażenie wypracowania odbębnionego na kolanie. Aż strach pomyśleć, co czeka nas w kolejnych tomach…