wtorek, 29 czerwca 2010

Szefowo, a papier do drukarek macie?

Zawsze chciałam mieć księgarnię, snuć się leniwie między półkami i poprawiac wystające poza przepisową linię brzegi książek. Prowadzić wyrafinowane dysputy z czytelnikami, którzy przychodziliby po Dostojewskiego, Eco, czy też najnowsze dzieło Le Clezio. Taaaa….

Od tygodnia jestem kierownikiem, chciałam mieć swoja księgarnię? Mam… Siedem dni użerania się z papierkową robotą, druczki, maile, zamówienia. Telefony z „góry” i do „góry”, gorączkowa wymiana maili, poznawanie nowego miejsca, nowych ludzi, nowego rynku. Szkolenia na których ciągle pada słowo „wyniki”, nauka kreślenia tabelek i wpisywania w nie życia księgarni. Nigdy bym nie pomyślała, że grafik robi się z kodeksem pracy, kalkulatorem i obłędem w oczach!

A gdzie miejsce na książki? Dopieszczanie księgozbioru, który powinien by wizytówką mojego miejsca pracy, przekładanie źle zaszeregowanych egzemplarzy…Ograniczona wyliczonymi minutami, tabelkami, wykresami, miotam się bezładnie i zaczynam tracić radość z awansu…Tylu przekleństw nie wysłałam w ekran komputera od czasu pisania pracy magisterskiej…

A potem przychodzi klient, patrzy na mój identyfikator i zadaje pytanie o ten nieszczęsny papier…

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Pan z kabaretu


Edward Dziewoński wielu osobom kojarzy się wyłącznie z kabaretem „Dudek”, bądź też , co jest o wiele gorsze, z jednym zaledwie skeczem…A przecież była to postać niebywale barwna: wspaniały konferansjer, doskonały aktor, nie tylko komediowy, ale także dramatyczny. Dyrektor teatru „Kwadrat”, reżyser, pedagog, organizator wielkich przedsięwzięć. Po prostu Dudek…
Syn i wnuk aktora dokonali selekcji materiału gromadzonego przez samego Dziewońskiego i tak powstała książka „Dożylnie o Dudku”, zawierająca bardzo bogaty materiał faktograficzny: nie tylko zdjęcia ale także wstęp konferansjerski z pierwszego programu kabaretu Dudek, a nawet scenariusz będący kontynuacją przygód Dzidziusia Górkiewicza.
Każdy rozdział, to wspomnienia jednej osoby: przyjaciela, kolegi- aktora, bądź kogoś z rodziny. Lista, tych którzy wspominają/wypominają jest zgoła imponująca: Irena Kwiatkowska, Ewa Wiśniewska, Gabriela Kownacka, Danuta Szaflarska, Wojciech Młynarski, Tadeusz Konwicki, Janusz Gajos, Alina Janowska i wielu innych…Z ich opowieści wyłania się portret dosyć specyficznego człowieka: doskonałego showmana, mężczyzny z ogromnym poczuciem humoru i doskonałym wyczuciem estrady. Kapitalnego kolegi i wiernego przyjaciela, wyrozumiałego dyrektora i mądrego reżysera. A przecież jednocześnie Dudek był znanym blagierem, konfabulantem ponad potęgę. Miewał także, jak to określił Tadeusz Konwicki: „dość intensywną ciekawość do pań". I rzeczywiście, lista podbojów miłosnych Dziewońskiego może imponować.
Słabością wielu biografii pisanych przez najbliższych, jest fakt, że za wszelką cenę unika się w nich trudnych tematów, że każdy stara się przede wszystkim mówić dobrze, trwając w przekonaniu, że o zmarłych nie można mówić inaczej. Biografia Dziewońskiego nie jest także wolna od tych mankamentów: większość pytanych, wyraża się o Dudku w samych superlatywach, co po kolejnych stronach staje się nużące. Co gorsza, część tych wspominek, to te same anegdoty, powtarzane przez różne osoby. Na szczęście znaleźli się i tacy, którzy wyłamali się z grona apologetów, przekazując informacje, podając pewne tropy, które mącą nieco wyidealizowany wizerunek bohatera książki. Wojciech Młynarski, wspominając współpracę z Dziewońskim, wiele mówi o tym ile mu zawdzięcza, ale także zdobywa się na pewną smutną refleksję: "Dudka trzeba było po prostu brać takim, jakim był. Dodam tylko, że najbliżsi płacili tego cenę... I tu poproszę o kropkę". Z kolei Alina Janowska prosto z mostu mówi o nadmiernej kochliwości pana Edwarda i tym, że skrzywdził przez nią wiele kobiet.
Nie da się ukryć, że powtarzalność opowiadanych historii oraz zanadto pochlebny ton tychże, są pewnym mankamentem tej książki.
Ale za to ileż w niej pozytywów! Wspomnienia, anegdotki, dykteryjki składają się na niezwykle barwny i wyrazisty obraz pewnej epoki, pewnego pokolenia ludzi, którzy w paskudnych czasach potrafili się dobrze bawić i oferować trochę tej radości innym. To nie tylko portret jednego aktora. To także liczne opowieści o tworzeniu teatru bezpośrednio po wojnie, oraz w czasach komuny. O walce z cenzurą, o trudnych początkach Teatru Telewizji, o odchodzącej już epoce ludzi, którzy umieli rozśmieszać bez uciekania się do prymitywnych żartów i jednoznacznych skojarzeń. Niewątpliwie ten aspekt biografii Dziewońskiego jest dla mnie najcenniejszy, nie jako bezpośrednia opowieść o jednym człowieku, ale jako dokument o czasach, które niestety się skończyły. Czasach kabaretu wymagającego od widza nieco wysiłku, tworzonego przez ludzi inteligentnych, ludzi, którzy: „wiedzieli gdzie trzeba przykręcić, co trzeba poruszyć, żeby ten mechanizm artystyczny funkcjonował". Właśnie: mechanizm artystyczny…

poniedziałek, 14 czerwca 2010

"Ach, jak nam było wesoło"





„Pippi Pończoszanka”, będzie dla mnie zawsze książką przywołującą zapach truskawek, świeżo skoszonej trawy i rozgrzanego słońcem papieru.
Opowieść o rudowłosej dziewczynce dostałam na koniec roku szkolnego, zaczęłam ją czytać na wakacjach u babci. Pochłonęłam jednym tchem (tak samo, jak kilogramy owoców). Potem był czas „Dzieci z Bullerbyn”, przepięknych „Braci Lwie Serce”, niesfornego „Emila”.
Nawet teraz, jako „starsza pani” czasami wracam do książek Astrid Lindgren, za każdym razem chyląc czoła ku jej niesamowitej wrażliwości i ogromnemu poczuciu humoru.
Ostatnio zaczytywałam się malutką książeczką „Od Astrid do Lindgren” i postanowiłam odświeżyć znajomość jednej z piękniejszych biografii, jakie zdarzyło mi się czytać.

Margareta Stromstedt uczciła swoją bohaterką biografią ciepłą, mądrą i wnikliwą. Bogato ilustrowaną cytatami z książek Lindgren, ale także z faktami historycznymi, socjologicznymi. Ciekawie potraktowany jest tutaj zwłaszcza wątek feministyczny, dosyć mocno zaznaczony w kilku rozdziałach. Nietrudno przecież dostrzec, że jej bohaterki całkowicie przekraczają ograniczenia tradycyjnie przypisywane płci niewieściej. Madika, Ronja, Pippi- wszystkie wspinaj się na drzewa, skaczą po dachach i siłują się na rękę. Bohaterki takie, jak grzeczna i słodka Lisa zdecydowanie stanowią mniejszość wśród postaci dziewczęcych wykreowanych przez pisarkę.

Z biografii wyłania się portret silnej, niezależnej kobiety, która w latach 30 XX wieku potrafiła nie ugiąć się pod ciężarem samotnego macierzyństwa, samotnie stawiając czoła trudnościom z nim związanym. Wielkiej apologetki dzieciństwa, z wszystkimi jej cieniami i blaskami. Każdorazowa lektura powieści Lindgren, to zanurzenie się w magiczną krainę dzieciństwa, wspomnienia wspólnych zabaw i poczucia bezpieczeństwa.







„Istnieją dorośli, którzy nigdy nie zerwali z własnym dzieciństwem lub tez z samymi sobą, jako dzieckiem. Dla nich dzieciństwo jest nadal zmysłową i konkretną teraźniejszością (…)Niekiedy można spostrzec owych pogodnych ludzi, którzy nigdy nie zerwali łączności ze światem dzieciństwa (…)To dziecko, którym kiedyś byli jest nieustannie obecne: w szczerym spojrzeniu, w łamiących konwencje wyborach, w śmiechu”.

Najlepsi autorzy książek dla dzieci, to tacy, którzy nigdy nie utracili tej wrażliwości.

niedziela, 6 czerwca 2010

Kozioł ofiarny


Są książki, które się nie zestarzeją nigdy – tak jest, między innymi, z „Carrie” Kinga. Motyw prześladowania, gnębienia kozła ofiarnego to wątek, który istnieć będzie, póty istnieć będzie ludzkość.
Temat nośny, nic dziwnego, że sfrustrowany nauczyciel – dorabiający sobie do pensji w pralni - bohaterką swojej debiutanckiej książki, uczynił właśnie wyrzutka; dziwaczną licealistkę, stały obiekt kpin i zaczepek. Carrie White to brzydka i nieciekawa dziewczyna. Nie jest buntowniczką, czy też ironicznym komentatorem licealnej rzeczywistości, w rodzaju Darii z serialu animowanego. Zdecydowanie nie jest dziewczyną, która ze swojej inności uczyniła atut, buntując się przeciwko skretyniałym regułom, jakie zawsze rządziły światkiem szkolnym. Nie, to naprawdę stereotypowa „szara myszka”, która początkowo nie budzi żadnej sympatii nawet w czytelniku. Zahukana dziewczyna, której pozycji społecznej nie pomaga fakt, że posiada zdziwaczałą matkę, dewotkę religijną o radykalnych poglądach na religię i wychowanie własnego dziecka.
Od jednego okrutnego żartu do drugiego -przebiega sobie beznadziejna egzystencja Carrie, przerywana z rzadka gwałtowniejszymi wybuchami matki. Czytelnik, obeznany z mitami kultury popularnej czeka na zmianę, zna wszak filmy i książki o brzydkim kaczątku, które za sprawą jakiegoś zdarzenia zmienia się w łabędzia. Ileż to filmów nakręcono o nieatrakcyjnych dziewczątkach, które zostają królowymi balu, prawda? W paskudnym, szarym świecie Carrie także jest miejsce na marzenia o balu licealnym, który mogłaby spędzić w ramionach swego księcia z bajki, szkolnego przystojniaka.
Momentem przełomowym w życiu Carrie okazuje się być moment, w którym dziewczyna dostaje okresu. Wtedy budzą się w niej zdolności telekinetyczne, a to nie wróży najlepiej…King pozwala nam jednak na chwilkę uwierzyć, że wszystko skończy się dobrze, Kopciuszek udaje się na bal w pięknej sukni, gdzie zostaje Królową balu. Jednak zamiast szczęśliwego zakończenia- czeka nas zemsta upokorzonej dziewczyny, której moc wyrywa się spod kontroli w ataku szału, sprawiając dręczycielom krwawą łaźnię…
„Carrie” nie jest doskonała, to debiut i czasami ten fakt jest dosyć widoczny, nawet przy wszystkich zdolnościach rzemieślniczych Kinga. Zbytnie pofolgowanie sobie w krwawym finale, nierzadko przerysowane sylwetki bohaterów, czy też przesadne próby urealnienia opowieści (poprzez dodawanie szczegółów, takich jak rodzaj gumy, żutej przez postacie) – to wszystko jednak nie psuje przyjemności płynącej z lektury.
Miłośnicy twórczości Kinga mogą być tylko zaskoczeni znikomą objętością książki, wszak wielostronicowe fabuły to domena „Króla horrorów”. Jednak niewielka objętościowo pozycja jest prawdziwym koncentratem, kwintesencją pisarstwa tego autora. Wszechwiedzący narrator uzyskał wsparcie w postaci fragmentów z fikcyjnych gazet, książek, czy też zapisków z dziennika i notatek prasowych, co przyczynić się miało do urealnienia całej opowieści. Jak zwykle pojawiają się dzieci, problemy związane z konfliktami na linii dziecko – dorosły, a także młodzieńcze jeszcze widzenie świata. Nie zabrakło także maniaków oraz sennej małomiasteczkowej atmosfery. Carrie nie mieszka jeszcze w Castle Rock, mieścinie już kultowej dla fanów Kinga, lecz w wymyślonym Chamberlain, które ma już jednak cechy właściwe dla małych społeczności amerykańskich. Śliczne amerykańskie dziewczątka i ich podłe pomysły, przystojni sportowcy bijący słabszych i pobłażliwi nauczyciele, bardziej sfrustrowani, niż spełnieni – prawdziwy obraz amerykańskiej prowincji, z jakim sam autor wielokrotnie się spotykał, najpierw jako uczeń, potem jako belfer.
Bez przesadnego dydaktyzmu, unikając moralizowania King każe nam się zastanowić nad istniejącą wszędzie instytucją szkolnego popychadła i ewentualnych następstw takiego stanu rzeczy.