środa, 21 grudnia 2011

Z cyklu próśb niecodziennych.

- Proszę mi polecić książkę, powiedzmy, że dla kobiety.

-Czy ma pani te książki z szeleszczącymi stronami?

-Naciśnij mnie... znaczy się, czy ta książka jest?

-Proszę mi polecić coś dla mamy, coś ambitnego, hm...o nowa Szwaja!

-Pani mi to zapakuje na prezent? ale taki męski papier poproszę (tutaj moja wizja papieru do pakowania prężącego muskuły i prezentującego macho zarost spowodowała u mnie gwałtowny atak czkawki)

-a Wałęsowa jest? (tak, trzymamy ją na zapleczu w szafie...)

I moje ukochane, standardowe: -Proszę mi polecić coś dla dziecka, które nie lubi czytać.

wtorek, 13 grudnia 2011

Magia świąt ....

...nie na każdego działa. Dowodem historia znajomego księgarza, zapytanego przez sympatycznego staruszka o cenę Biblii. Rzeczony staruszek,w odpowiedzi na cenę rzucił uprzejme: "zdechnij i złam nogę", po czym raźno wymaszerował z księgarnii. Riposty ciętej nie było, bo wszyscy z otwartymi ustami patrzyli na dziadygę...

Z góry uprzedzam- cena nie była powalająca;)....

I jak tu nie czuć atmosfery świąt?:)

wtorek, 6 grudnia 2011

Blondynka stulecia

Blondynka, której twarz zna prawie każdy mieszkaniec ziemi: twarz zdziwionego dziecka, będąca majstersztykiem sztuki fotograficznej i efektem długiej pracy makijażystów. „Metamorfozy…” są albumem poświęconym najsłynniejszej blondynce wszechczasów, nie starającym się analizować jej fenomenu, lecz przedstawić ewolucję od pulchnej Normy Jean do symbolu seksu.


Od razu trzeba zastrzec, że książka raczej nie zachwyci prawdziwych fanów M.M., jej autorzy skoncentrowali się przede wszystkim na fotografiach aktorki, opatrując je co prawda komentarzem w postaci jakiegoś cytatu, ale wartość literacka całości jest raczej znikoma. Nie podnosi jej także pompatyczny wstęp, rażący fatalnym stylem i cukierkowatą melodramatycznością: M.M. przedstawiona jest w nim „(…) niczym bogini obdarzona pięknem tak delikatnym, że może się ulotnić w każdej chwili”, zaś jej śmierć opisana jest następującymi słowami: „(…) jak Ikar opuściła świat w momencie, kiedy wnosiła się ku słońcu”.


Na szczęście główna wartość książki nie zasadza się na słowie pisanym, lecz na zebranych, licznych wizerunkach aktorki. Możemy bardzo dokładnie przyjrzeć się ewoluującemu jak wizerunkowi M.M, starannie wypracowanemu, lecz sprawiającemu bardzo naturalne wrażenie. W pamięci wielu widzów jest archetypiczne niemalże zdjęcie blondynki w białej sukni, która roześmiana stoi nad kratką metra, „Metamorfozy..” pokazują jednak wiele twarzy Normy Jean. Chronologiczny układ pozwala śledzić nie tylko zmianę wypracowanego image’u, ale także pokazuje, jak starannie i precyzyjnie był on adaptowany do każdej epoki. „W latach czterdziestych Monroe była typową powojenną modelką z pism dla mężczyzn, w latach pięćdziesiątych zamieniła się w bombową blondynkę ery atomowej, by w sześćdziesiątych stać się wyrafinowaną boginią o platynowych włosach.”




Przepiękne zdjęcia dokumentują pięć etapów z życia aktorki: początki kariery modelki, gdy była ciut pulchną, ale śliczną dziewczyną z sąsiedztwa. Moment, gdy od 1947 rozpoczęła karierę filmową i po raz pierwszy zafarbowała swoje włosy na blond. Chwilę wybuchu największej popularności, czyli datę 1952 i następujące kolejno trzy lata, gdy zachwycała widzów w „Jak poślubić milionera”, czy też „Mężczyźni wolą blondynki”. Ten okres to Monroe, jaką ludzie najczęściej kojarzą: seksowna, energiczna i wiecznie roześmiana. To z tego okresu pochodzą zdjęcia, które weszły na stałe do kultury popularnej: przytoczone już przeze mnie ujęcie ze „Słomianego wdowca”, aktorka odciskająca swoją dłoń w cemencie, czy też śpiewająca dla żołnierzy w Korei. Lata 1955-1961, to ciągle obcisłe suknie, lecz subtelniejszy makijaż i taki kinowy hit, jak „Pół żartem, pół serio”. Okres poprzedzający śmierć aktorki, to zdjęcia ukazujące subtelniejszą, dużo szczuplejszą Marilyn.
Piękne, różnorodne zdjęcia pozwalają na obcowanie z fenomenem nie tylko kina, ale kultury popularnej; z aktorką, która obok Audrey Hepburn stanowi ikonę kobiecości, ikonę stylu. Dlatego też pomimo drobnych wad, jakimi niewątpliwie są literackie wtręty, często ocierające się o grafomanię, „Metamorfozy…” stanowią prawdziwą gratkę dla miłośników samej aktorki, kina i pięknych zdjęć.