Soczysty kawał
fantastyki, hojnie polany krwią i podsypany czarami- tego mi było właśnie trzeba.
„Czerwony rycerz” zaczyna się dosyć
tradycyjnie: najemnicy, pod wodzą tytułowego rycerza, zostają wynajęci przez
klasztor: siostry zakonne i podlegające im ziemie atakowane są przez stwory z
Dziczy. Kapitan i jego brutalna banda nastawiają się na łatwe zadanie: ot zabić
jakiegoś potwora, zbałamucić kilka siostrzyczek, obić paru wieśniaków i zgarnąć
sowitą zapłatę. Ale jak to w życiu bywa, okazuje się, że młody dowódca wplątał
swoją drużynę w prawdziwą wojnę, wojnę z której mogą nie wyjść cało…
Cameron kreśli wizję świata bardzo
podobnego do naszego średniowiecza. Mamy klasztor zakonny, zakonnice, księży,
średniowieczną wojskowość itd. Postępująca ekspansja cywilizacji spycha
magiczne stworzenia na obrzeża. W mieście nie spotkamy smoka, ale wystarczy
opuścić bezpieczne mury zamku, by skończyć jako posiłek w paszczy jakiegoś
stwora. Dzicz jest potężna, zamieszkana nie tylko przez potężne bestie i
pradawne ludy, ale także wypełniona magią, której poza nią jest coraz mniej.
Przynajmniej tak głosi wersja oficjalna.
Jest brutalnie, krwawo i brudno.
Stracić życie w tym świecie jest naprawdę łatwo, ludzie giną rozrywani na
strzępy przez stwory z Dziczy, zabijani przez wrogów lub po prostu znajdują się
w złym miejscu o złej porze. W tak okrutnym świecie, siłą rzeczy, nie mieszkają delikatni i wrażliwi ludzie. Intrygi,
kłamstwa, fanatyzm i zdrady są porządku dziennym, tak samo jak gwałty i
przemoc. Główny bohater, oprócz tego, że jest „pokręcony jak szalona żmija”, to
sprawny dowódca i dobry kapitan, ale daleko mu do złotowłosych rycerzy z baśni
i podań. Nie inaczej jest z towarzyszącymi mu mężczyznami i kobietami: to
brutalna i okrutna banda, trzymana w ryzach jedynie przez swojego dowódcę, spuszczenie ich z oka może skończyć się
rzezią. Jednocześnie ci nieokrzesani i niedomyci zabijacy są wierni, dziko odważni
i pokazują to na każdym kroku. Zdarza się im wymiotować ze strachu na widok
jakiejś bestii z Dziczy, ale nie ustępują pola na krok.
Pełni paradoksów i sprzeczności są
wszyscy bohaterowie Camerona. Przeorysza skrywająca swoje tajemnice i budująca
dosyć specyficzny konwent, czarodziej Głóg noszący maskę stetryczałego starca, młodziutka
zakonnica na widok której Kapitan rumieni się jak sztubak. Kanadyjski pisarz
nie poszedł na łatwiznę i również wrogów Czerwonego Rycerza obdarzył
pełnowymiarowymi charakterami. Rycerze nie walczą z bezrozumną masą lecz
istotami mającymi swoje motywacje, pragnienia i uczucia. Niezależnie od tego,
czy są to demony czy zbuntowani ludzie, każdy z nich jest pokazany jako żywa
istota.
Nie można nie wspomnieć o militarnym
aspekcie całej powieści: Cameron jest nie tylko historykiem ale także
miłośnikiem rekonstrukcji militarnych, nic zatem dziwnego, że potyczki, bitwy i
opisy oblężenia zajmują sporą część książki. Wszystko to jest wiarygodne,
przejmujące i niezmiernie krwawe. Po obu stronach barykady leje się krew, giną
wojownicy i postronni, a cała walka zdaje się nie mieć końca.
Zakończenie przynosi chwilowy spokój
bohaterom i czytelnikowi, pozostawiając jednak na tyle niedopowiedzeń, byśmy
chętnie wrócili do mrocznego uniwersum w kolejnym tomie.