piątek, 14 października 2016

Coś dla maniakalnych wielbicieli list


            Moorea Seal proponuje zabawę z 52 listami, po jednej na każdy tydzień roku. Każda z nich ma pomóc w uporządkowaniu myśli, planów i marzeń, a także w „przeżywaniu kolejnych dni coraz bardziej świadomie”. Autorka przyznaje, że jest uzależniona od robienia list i na co dzień posługuje się przynajmniej trzema, by pomóc ogarnąć sobie rzeczywistość. 
            Właściciel dziennika może zapisywać cele i marzenia na dany rok, wpisać swoje ulubione filmy, książki, wizualizować swoje życie za 10 lat, czy też odnotować ulubione cytaty. Kolejność wypełniania list jest oczywiście dowolna i zależy od widzimisię czytelnika. 
            Całość podzielona jest wedle pór roku, każdej z nich autorka przyporządkowała odpowiednie, według niej, listy. Nic dziwnego więc, że dziennik rozpoczyna lista noworocznych postanowień, tak dobrze znanych każdemu z nas. Wiosna, to między innymi spis naszych dziwactw, czy też największych motywatorów, latem zapisać możemy, co przynosi nam największego kopa energetycznego, a jesienią skrupulatnie tworzyć listy piosenek poprawiających humor, niezależnie od aury.
            Szata graficzna „Trochę innego dziennika” robi naprawdę pozytywne wrażenie. Każda strona stanowi odrębną całość, ozdobioną różnymi akcentami graficznymi i wyróżnioną innym kolorem, pomiędzy listami powklejane są klimatyczne zdjęcia, spinające wszystko w jedną stylistyczną całość. 
            Dorabianie ideologii do tej pozycji, to trochę zbyt dużo, ale sama książeczka może sprawić dużo frajdy, o ile ktoś oczywiście lubi spisywać swoje przemyślenia, czy też z większą uwagą skoncentrować się na mijających chwilach, zatrzymanych właśnie w formie listy.  

środa, 12 października 2016

Papież versus naziści



        Kościół szpiegów” stał się wydarzeniem na wydawniczym rynku amerykańskim, jako nowy głos w dyskusji o postawie Watykanu w czasie II wojny światowej. Jednak, czy naprawdę ta książka jest warta miana odkrywczej i przełomowej?
            Mark Riebling jest amerykańskim historykiem, który badając niedawno udostępnione archiwa watykańskie, doszedł do zaskakujących wniosków. Badacz dokłada wszelkich starań, by pokazać  Piusa XII  jako zdolnego polityka, mistrza taktyki, zdolnego przechytrzyć Hitlera i stawić mu czoło, korzystającego przy tym z wszelkich niezbędnych rozwiązań. Przy okazji broni także neutralnego stanowiska jakie wielokrotnie prezentował Pius XII w kwestii żydowskiej: podkreślając, że w tym samym czasie papież planował zakulisowe działania zmierzające do przeprowadzenia zamachu na Hitlera. 
       Całość jest niesamowicie mecząca z powodu stylu w jaki autor ubrał swoje odkrycia: egzaltowany i pełen melodramatycznych wtrętów. Barokowe wręcz nagromadzenie przymiotników w pojedynczym akapicie przywodzi na myśl bardziej tanie kryminały, niż rzetelne opracowanie historyczne. Do tego historyk osiągnął mistrzostwo w przesadnie drobiazgowych opisach, kiedy  przedstawia nagrywanie spotkań Piusa XII z doradcami, skrupulatnie wylicza każdy mebel w pomieszczeniu i opisuje ubiór każdego z uczestników. Być może ten zabieg ma uwiarygodnić opisywane sceny, ale nijak się nie sprawdza w tej roli. 
            Badacz poświęca wiele energii, by przekonać czytelników, że za milczeniem i strusia polityka papieża w czasie II wojny światowej, stało coś więcej, mnie niestety nie przekonał ani trochę. 

wtorek, 11 października 2016

Stary człowiek i kosmos


            Bohaterem najnowszej powieści amerykańskiego pisarza jest John Perry, pisarz, który w swoje 75 urodziny wstępuje do armii… Brzmi to jak koszmar każdego emeryta, ale historia rozgrywa się w rzeczywistości, gdzie takie rzeczy są na porządku dziennym. Przeludniona Ziemia nie jest w stanie zaoferować swoim mieszkańcom zbyt wiele, stąd kolonizowanie innych planet, możliwe dzięki Siłom Obronnym Kolonii, formacji chętnie przyjmującej w swoje szeregi starych ludzi, których dzięki technologii zmienia się w sprawnych żołnierzy.
            „Wojna starego człowieka” szybko zmienia się w historię o podbijaniu coraz bardziej odległych zakątków wszechświata.  Scalzi szpikuje swoją opowieść starciami z kolejnymi rasami zasiedlającymi planety mające ulec kolonizacji, stawiając zdecydowanie na akcję, która czasami pędzi dosłownie na łeb i szyję.
Na kolejnych stronach pojawiają się coraz to nowe gatunki, z którymi nasi bohaterowie rozprawiają się bez litości. W pewnym momencie trudno oprzeć się przez to wrażeniu monotonii, dopiero pod koniec powieść zmienia tempo, a przed bohaterami pojawia się inny, niż dotychczas cel.
Po stronie niewątpliwych plusów należy zaliczyć kreację głównego bohatera, rzetelnie wyjaśnione podwaliny świata przedstawionego, spójną wizję przyszłości wraz z sensownie brzmiącymi „naukowymi” zasadami rządzącymi całością, a także ciekawie pomyślane formy obcych gatunków (nawet jeżeli jest ich chwilami za dużo).
           Pisarz sprawnie łączy humor z nowatorskimi pomysłami, tworząc w miarę świeżą i oryginalną całość, pozwalającą na kilka godzin rzetelnej rozrywki.

Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl

sobota, 8 października 2016

Najemnicy kontra spiskowcy



„Były spiski i spiski maskujące spiski i niektórzy (…) spiskowali tylko po to, by mieć temat do rozmowy”.
            Bohater Milesa Camerona powraca i od samego początku ładuje się w kolejną kabałę. Tym razem Czerwony Rycerz przyjmuje zlecenie, które  prowadzi kompanię najemników w sam środek spisku zmierzającego do obalenia, a nawet zamordowania cesarza.  
„Czerwony rycerz” był znakomitym przykładem militarnej fantastyki, stawiającej na opisy walk, potyczek i starć zbrojnych, opisanych tak, że czytelnik dosłownie czuł pot i  krew zmagających się ze sobą przeciwników. „Okrutny miecz” zabiera nas na dwór cesarza, więc naturalną koleją rzeczy kwestie militarne schodzą na drugi plan, ustępując pola dyplomacji, intrygom i wyrafinowanym spiskom.
Cameron wraca w stare miejsca, miejsca, które w poprzednim tomie były areną bitew i starć wszelkiego rodzaju. Pokazuje żmudną pracę chowania zabitych i próby przywrócenia choćby pozorów normalności. To jeden z wielu drugoplanowych wątków budujących nastrój całej powieści. Nie wszystkim jednak może przypaść do gustu duża liczba motywów pobocznych, które czasami przysłaniają główną oś wydarzeń, spychając poczynania najemników na drugi plan.
Pisarz pokazuje nareszcie niesławną rodzinę głównego bohatera, pozwalając nam zrozumieć motywację Gabriela, który od swojej toksycznej rodzinki uciekł w okrutny świat najemników. Na scenę wracają bohaterowie z pierwszego tomu oraz pojawiają się nowi, uniwersum znacznie się rozrasta i wypełnia skomplikowanymi postaciami, których wątki są równie ciekawe, co ten przynależny Czerwonemu Rycerzowi.  
Ponadto okazuje się, że zwycięstwo nad Głogiem nie jest końcem walk z Dziczą, pokonany czarnoksiężnik nadal posiada znaczną moc, która może zagrozić ludzkości. A jakby tego było mało: okazuje się być zaledwie marionetką w rękach znacznie potężniejszego wroga.
W kontynuacji swojej powieści autor wraca do sprawdzonych chwytów: naszpikowanej wydarzeniami akcji, pokazywanej z wielu perspektyw, wypełnionej różnobarwnymi i nietuzinkowymi postaciami.”Okrutny miecz” pomimo tego, że wypełniony jest mnóstwem wydarzeń, to część znacznie spokojniejsza: potyczka nie goni już potyczki, za to kolejne spiski ujawniają swoje drugie dno, sojusze okazują się być tylko pozornie korzystne, a przyciąganie popleczników na swoja stronę nie ma końca. 
Z przyjemnością wróciłam do mrocznego świata, tak podobnego do naszego średniowiecza, a jednak wypełnionego autorskimi pomysłami pisarza, który już raz udowodnił, że jego wyobraźnia nie zna granic.