Siedem
tygodni spędzonych w towarzystwie nieziemsko bogatych arabskich księżniczek
zaowocowało niezbyt udaną książką, z której -wbrew temu, co pisze
wydawca-niewiele dowiemy się nowego o realiach życia na Wschodzie.
Jayne
Amelia Larson, to niespełniona aktorka, ratująca swój skromny budżet posadą
szofera w firmie, specjalizującej się w luksusowych klientach. A któż pasuje
bardziej do tego określenia, niż saudyjska rodzina królewska? I tak pewnego
dnia Jayne zakłada czarny garnitur i wkracza w świat niewyobrażalnego bogactwa,
przepychu i kiepskich manier.
Na
kolejnych stronach bogaci ludzie jeżdżą
na zakupy i bywają w kasynach, a niedoszła aktorka wozi ich limuzyną. Rosną stosy
torebek, ubrań i kosmetyków, pieniądze płyną szerokim strumieniem, a narratorka
co chwilę odkrywa różnice w tym, jak postrzegają rzeczywistość ludzie, których
stać dosłownie na wszystko.
„Woziłam
arabskie księżniczki”, to dosyć pobieżny obraz saudyjskich kobiet. Larson
przygląda się swoim bohaterkom i nie umykają jej żadne przywary: dokładnie
pokazuje nam bezmyślną konsumpcję dóbr materialnych, okrutne traktowanie
służących, obojętność wobec ludzi spoza swojej grupy społecznej, egoizm itd. Autorka
nie potrafi jednak w swoich obserwacjach wyjść poza tanie psychologizowanie i
truizmy. Dowiadujemy się zatem rzeczy tak odkrywczych, jak choćby to, że:
bogactwo deprawuje, zamożni nie przejmują się biednymi, a Saudyjki rekompensują sobie zakupami życie w cieniu
mężczyzn. Fragmenty dotyczące sytuacji arabskich kobiet również nie wychodzą
poza garść banalnych spostrzeżeń, najbardziej interesujące były akapity
poświęcone służącym księżniczek i ich desperackim próbom ocalenia godności w
momentami bardzo poniżających warunkach. Garstka naprawdę ciekawych informacji, to
także wypowiedzi niektórych kobiet na
temat Koranu oraz własnego statusu w kontekście religii i tradycji.
Książkę
czyta się ciężko, nie tylko ze względu na banalne spostrzeżenia autorski, ale
także na jej styl: dygresja goni dygresję, kolejne opowieści stają się
pretekstem do stawiania siebie w centrum opowieści i przechwalania się
koneksjami. Już od pierwszej strony Larson stawia na jedną pierwszoplanową
bohaterkę i jest nią ona sama: każde wydarzenie z trwającej siedem tygodni
przygody, jest pretekstem do snucia wspomnień i opowiadania o swoim, jakże
ciekawym życiu. Poznajemy drogę prowadzącą od szacownego uniwersytetu, przez
karierę aktorską, aż do posady szofera. Taki sposób prowadzenia narracji
powoduje, że opowiadanej historii często brak jest spójności, a kolejne akapity
nie łączą się w całość.
„Woziłam arabskie księżniczki”, to niestety
niezbyt udana próba pokazania kontrastów rządzących światem Wschodu, a szkoda, bo temat dawał naprawdę duże pole
popisu.
Recenzja dla portalu: dlaLejdis.pl