wtorek, 14 czerwca 2016

"Pułapka", czyli jak zmarnować dobry temat i zanudzić czytelnika.



          Historia Lindy Conrad, autorki bestsellerów, która od lat nie wychodzi z domu, to nie tylko kryminał, ale także opowieść o traumie, naznaczającej życie na zawsze.
            Linda dwanaście lat temu straciła siostrę, wizyta w domu Anny skończyła się znalezieniem jej zakrwawionego ciała i spojrzeniem w oczy mordercy, przyłapanego na ucieczce z miejsca zbrodni.  Mężczyzny nigdy nie odnaleziono, a okres żałoby po śmierci siostry zmienił się w chorobę psychiczną, nie pozwalającą Lindzie opuścić jej bezpiecznego domu.
            Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy stramatyzowana kobieta rozpoznaje zabójcę siostry w dziennikarzu jednej ze stacji telewizyjnych. Gdy mija pierwszy szok, w głowie pisarki powstaje plan pułapki idealnej, w którą mężczyzna musi wpaść. Conrad postanawia napisać kryminał powracający do morderstwa jej siostry, a dziennikarza zaprosić do siebie z okazji premiery książki i zmusić do przyznania się do zamordowania Anny.
            Tego typu książki, by naprawdę wciągały, muszą realistycznie pokazać zmagania bohaterki z fobią, nie pozwalającą jej opuścić bezpiecznego domu. Równie ważne jak przygotowania do schwytania zabójcy, staje się codzienność kobiety zbyt przerażonej, by choć na chwilę przekroczyć próg swojej kryjówki. Autorka w miarę zgrabnie
 i przekonywująco opisuje rzeczywistość w czterech ścianach, niestety dużo gorzej wychodzi jej skonstruowanie wiarygodnej intrygi kryminalnej.
            Motywacja Lindy jest bardzo słabo uargumentowana. Czy kobieta, która od wielu lat żyje z traumą, zdecydowałaby się na konfrontację z mordercą siostry, zamiast po prostu zadzwonić na policję? Sama konfrontacja również nie wypada wiarygodnie, a sceny po niej następujące sprawiają wrażenie doklejonych z innej powieści. Wydarzenia mające zmylić czytelnika, na miarę twistu fabularnego z „Zaginionej dziewczyny” G. Flynn, są opisane topornie i nikogo nie zmylą.
            Akcja koncentruje się na Lindzie, to ona jest naszym przewodnikiem i jej oczami oglądamy rozgrywające się wydarzenia, co daje duże pole manewru do zwodzenia czytelnika i podsuwania mu fałszywych tropów. Raabe korzysta z tej możliwości jednak zbyt często, co w rezultacie prowadzi do znużenia i braku zainteresowania dalszymi poczynaniami bohaterki.
Pozostali bohaterowie są zaledwie naszkicowani, co szczególnie razi w przypadku mordercy, przedstawianego nam jako demon w ludzkiej skórze, a stworzonego zaledwie paroma kreskami, co nie przydaje mu wiarygodności.
            Powtarzalne chwyty, niezbyt prawdopodobne rozwiązania fabularne i przewidywalny koniec, składają się na średnio oryginalny thriller, nie wyróżniający się niczym spośród setek tego typu książek.

Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz