wtorek, 3 listopada 2015

Toksyczna miłość matki.


 Nie po raz pierwszy szumne zapowiedzi z okładki książki nijak się mają do jej treści. „Jutro zaświeci słońce” miało być pozycją poruszającą i „wiercąca dziury w duszy”, a jest historią pełną niedociągnięć, banałów i taniego psychologizowania.

  Powieść napisana jest w formie monologu głównej bohaterki. Na początku wiemy o niej tylko to, że opowiada o swoim życiu dziennikarce. Nie wiemy kim jest narratorka, ani dlaczego stała się przedmiotem zainteresowania dziennikarki. Na dłuższą metę ten sposób prowadzenia narracji jest męczący. Zostajemy skazani na jeden głos, a jest to głos przemądrzały, chętnie sięgający po truizmy i nie wahający się przed używaniem kiczowatych porównań czy wydumanych metafor. Przez znaczącą część książki obcujemy zatem  z czymś w rodzaju monodramu, niestety nie najlepszej jakości.

Historia toksycznej miłości i niszczącego wpływu matki wypełniona jest banałami i kiczem, co powoduje, że lektura ani trochę nie jest przejmująca. Czytelnik co rusz napotyka zdania, że „każdy dzień przynosi spotkanie (…) czasem też podaruje ci przepis na ciasto, a czasem na …życie”. I tak strona po stronie banał goni banał, truizm wskakuje na miejsce po poprzednim truizmie, a narratorka snuje swoją opowieść językiem sztucznym i pretensjonalnym.

 Autorce nie udało się tchnąć życia w tę historię. Postać toksycznej matki jest tak przerysowana, że aż groteskowa, przez co cała historia traci na wiarygodności: nie wierząc w potwora,  nie współczujemy jego ofierze. Trudno jednak potraktować serio postać kobiety tak złej, że w jej obecności więdną rośliny… Nie udało się stworzyć wiarygodnego portretu matki-kata i córki-ofiary. „Skatowała moje człowieczeństwo” mówi w pewnym momencie bohaterka, ale te mocne słowa nie znajdują potwierdzenia w całej opowieści.  Przez sięganie po sztampowe rozwiązania, niezbyt wyrafinowane pomysły fabularne, autorka stworzyła opowieść  rodem z miesięcznika dla pań, gdzie „prawdziwe historie” sąsiadują z przepisami na zupę.

W dodatku, w połowie książki, całość zmienia ton, przekształcając się w zupełnie łzawą i sentymentalną opowieść, w dodatku usprawiedliwiającą motywy swoich bohaterów. Jakby autorce zabrakło odwagi na wykreowanie postaci złej matki, konieczne stało się wyjaśnienie motywów jej postępowania.  

Joanna Sykut stworzyła pompatyczną historię, upoetycznioną na siłę. Powieść  jest bardzo egzaltowana, tak jak egzaltowana jest bohaterka. Jej historia nie porusza z powodu sposobu, w jaki nam zostaje opowiedziana: cytaty o śmierci i rozkładzie wymieszane ze „złotymi myślami”, kiczowate dialogi, afektowane porównania.  Niestety, wymądrzająca się kobieta i jej smutne życie pozostawiają czytelnika całkowicie niewzruszonym, przykro, że ważny temat został tak zmarnowany.  
Recenzja dla portalu: dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz