poniedziałek, 18 maja 2015

Witajcie w krwawej bajce.

Moja kolekcja sukcesywnie rośnie :)

            Wielokrotnie już deklarowałam swoje ciepłe uczucia wobec pisarza tworzącego krwawe i mroczne powieści fantasy. Abercrombie podbił moje serce książką „Zemsta najlepiej smakuje na zimno” i od tego czasu każde jego dzieło, to balsam na moje czytelnicze serducho.
            „Ostrze” jest otwarciem  trylogii „Pierwszego prawa”, koncentrującym się na trzech głównych postaciach. Młodym i nieco pyszałkowatym kapitanie, starającym się o miano najlepszego szermierza Unii ( Jezal Dan Luthar); koszmarnie okaleczonym przez wrogów inkwizytorze, niegdyś legendzie szermierstwa i unijnej armii (Sanda dan Glokta) oraz legendarnym barbarzyńcy i charyzmatycznym krwawym przywódcy (Logen Dziewięciopalcy). Gdzieś w tle pojawiają się doskonale nam znani, z poprzednich powieści, barbarzyńcy: szaleni i nadzwyczaj skłonni do przemocy, połączeni dziwnym więzłem nienawiści i lojalności; piękne kobiety sprowadzające kłopoty na swoich wybawców i dosyć oślizgli inkwizytorzy, dążący do jak największej władzy, niezależnie od jej ceny.
Unia rządzona jest słabą i drżącą ręką zapijaczonego króla, zagrożoną konfliktami wewnętrznymi oraz wojną z północnymi barbarzyńcami. Warto też wspomnieć o spiskach możnych, chłopskich buntach i morskich najeźdźcach. Ratunkiem może być tajemnicza wyprawa, której podjąć się ma niedobrana i malownicza kompania (a do tworzenia takowych pisarz ma wyjątkowo zdolne pióro).
            Abercrombie buduje swoich bohaterów, jako postaci niejednoznaczne
i skomplikowane, a przez to wyraziste i zapadające w pamięć. Obdarza swoich antagonistów pozornie wykluczającymi się cechami, przez co żaden z nich nie jest sztampowym herosem, zdolnym tylko do bezrefleksyjnego machania mieczem i popijania piwa z wielkich kufli.  
            „Ostrze” udowadnia że wyrazisty styl, umiejętność twórczego ogrywania najbardziej oklepanych schematów fabularnych i spora dawka czarnego humoru, to gwarancja doskonałej rozrywki. Nie warto burzyć się na brutalne i pełne przemocy sceny, które konsekwentnie ukazywane są w sposób przerysowany, niemalże komiksowy, a przez to odrealniony. Dodatkowo podkreślają to błyskotliwe dialogi, przerzucanie się ciętymi ripostami i efektowne wyczyny wszystkich postaci, nadające całości nierzeczywisty charakter. Nie bez kozery  Abercrombie nazywany jest „Tarantino literatury fantasy”.

            Akcja rusza z kopyta już na pierwszej stronie, by nie zwolnić do ostatniego akapitu, a ja ponownie dałam się uwieść książce stanowiącej znakomite połączenie makabrycznego  humoru, wyrazistych bohaterów i widowiskowych sceny walki. 

9 komentarzy:

  1. Abercrombie, Abercrombie co tonami książki rąbie! Jedyny pisarz wyrabiający wierszówki bo to jedyne wytłumaczenie biblijnych rozmiarów jego dzieł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie proszę o wierszyk o Sandersonie, bo dopiero on pisze gigantyczne objętościowo książki :)

      Usuń
    2. Trudno się spodziewać po Sandersonie, że
      swoje idee zmieści w jednym tomie;
      Tłusta fryzurka i brzuszek takowy,
      Wstępniaczek do "Mistborn" 1000 - stronicowy;
      A jak się Brandon czuje zmęczony,
      to skrobnie nowelkę - 24 tomy!

      Usuń
    3. No coś wspaniałego :D

      Usuń
  2. A kiedy recenzja książek Wegnera? To wbrew pozorom taki polski pisarz fantasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie czuję się na siłach, by zmierzyć się z tymi książkami, jako "recenzent", przeczytałam je z zachwytem i pozostanę na etapie wiernego czytelnika :)

      Usuń
    2. Szkoda :(

      Usuń
  3. Przede mna przygoda z Abercrombiem, ksiazki zamowione w bibliotece i czekam. Z niecierpliwościa. Ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się spodobały :) dla mnie te książki, to niesamowita frajda :)

      Usuń