poniedziałek, 6 grudnia 2010
Arcydzieła czarnego kryminału
Literatura detektywistyczna w pewnym momencie wypełniła lukę po westernach, gdy te „przejadły się” amerykańskiemu czytelnikowi. Samotnego kowboja- rozprawiającego się z bandytami- zastąpił równie wyalienowany, prywatny detektyw, prowadzący swoją walkę ze złem, w ciemnych uliczkach miast. Pojawił się na kartach literatury wraz z rozczarowaniami, jakie przyniósł ludziom świat po pierwszej wojnie światowej: przestępcy zawłaszczający sobie całe miasta, przekupieni politycy i gliniarze, wszechobecna zbrodnia- to wszystko wymagało nowego bohatera, kogoś kto poradziłby sobie z okrutną i niewesołą rzeczywistością.
Antologia jest dziełem brytyjskiego dziennikarza i znawcy kryminałów: Petera Haininga, który zgromadził w niej 19 opowiadań największych mistrzów tego gatunku. Niektórych zna chyba każdy, kto miał kiedykolwiek styczność z literaturą: Hammett, Chandler, czy też King. Większość to jednak autorzy, których polski czytelnik może nie znać, tacy jak: Samuel Fuller, czy też Elmore Leonard. Haining daje nam szeroki przekrój przez tą, dosyć specyficzną, literaturę- pochodzącą najczęściej z taniutkich broszurowych magazynów kryminalnych, o wiele mówiących tytułach, takich jak : „Black Mask”. Dzięki temu mamy niepowtarzalną okazję zapoznać się z dziełami, dziełkami i „dziełami” wszelkiego typu, będącymi swoistą mieszanką przemocy, szybkiej akcji i specyficznego, cynicznego humoru.
Całość podzielona jest na trzy części: teksty traktujące o detektywach, policjantach
i bandytach, ułożone w sposób chronologiczny. Haining wszystkie opowiadania poprzedził wstępem, z którego możemy dowiedzieć się wiele o autorach i bohaterach ich książek. Ten pomysł doskonale się sprawdza i daje czytelnikowi solidne podłoże teoretyczne.
Nie da się ukryć, że prawie za każdym razem otrzymujemy tą samą historię: opowieść o
” uroczej” rzeczywistości, w której jeden człowiek walczy ze złem, starając się dotrzeć do prawdy i doprowadzić do skazania winnych przestępstwa. Sposoby realizacji tego schematu są różne.
Część zatytułowana „Gliny” poświęcona jest temu, jakże niewdzięcznemu, zawodowi. Policjanci w pulp fiction, to przeważnie nieprzyjemne typy: brutalni, czasami skorumpowani, nigdy nie wahają się przed użyciem siły. Bardzo szybko ulegają złu świata, w którym przyszło im żyć; mimo że pozornie prowadzą z nim walkę. Równie niewesoła wizja świata wyłania się z ostatniej części, poświęconej „Łobuzom”. Czytelnikowi prezentowana jest cała galeria zepsutych i niemoralnych postaci: mężczyzn i kobiet. Po kolei defilują przed nami wszelkie męty i wyrzutki społeczne. Wszyscy zdradzają wszystkich, mordują się nawzajem dla zysku, bądź zemsty; oszukują i kradną.
Poziom opowiadań jest różnorodny – niektóre z nich nie przetrwały próby czasu i są dosyć anachroniczne, więc czyta się je z pewną trudnością. Inne, wręcz przeciwnie: pozostały aktualne i nadal są niezłą zabawą; to głównie te, w których nacisk położony został nie tyle na fabułę, co na warstwę językową, cyniczny humor i zjadliwe uwagi głównego bohatera,
w rodzaju: „Coś działo się z jej twarzą i dopiero po chwili zorientowałem się, że to uśmiech”. Jednak jako całość książka broni się na pewno: spójną wizją okrutnego świata, bogactwem prezentowanych typów, sprawnie opowiedzianymi zagadkami kryminalnymi i często pojawiającym się czarnym humorem. Przeszkadzać może dosyć licha okładka i równie nieciekawy papier, na którym wydrukowano książkę, ale uznajmy, że to taka konwencja: wszak mamy do czynienia z pulp fiction; literaturą zwyczajowo traktowaną po macoszemu przez wydawców.
„Arcydzieła czarnego kryminału” to sentymentalna podróż do czasów tandetnych amerykańskich czasopism, wydawanych na najtańszym papierze. Podróż, w którą powinni wybrać się wszyscy miłośnicy historyjek o dzielnych stróżach prawa, prywatnych detektywach i diabolicznych kobietach, o ustach pociągniętych krwistą szminką.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz