poniedziałek, 22 listopada 2010
Ostatnia Awatara
Awatara to wcielenie bóstwa, które postanawia zejść na ziemię w postaci ludzkiej, bądź zwierzęcej, by przywrócić zakłócony porządek. W najnowszej powieści Olgierda Dudka ta zaszczytna rola ocalenia świata przypada w udziale Tomaszowi z Akwitanii, dzielnemu i przystojnemu rycerzowi w służbie Zakonu Templariuszy. Tomasz w czasie jednej z krucjat zostaje pojmany przez tajemniczego sułtana Al-Sarafa. Miast zabić naszego dzielnego wojaka, wyznacza on mu jednak misję, od której zależeć ma sojusz z Zakonem. Tomasz wplątuje się tedy w wojnę między istotami światła i ciemności − elohimami i demonami i przy okazji dowiaduje się, że sam jest właśnie tytułową ostatnią Awatarą.
Historię poznajemy z relacji głównego bohatera, który na starość postanawia opisać światu swe dzieje. I tu pierwszy zgrzyt: skoro poznajemy jego relację, to znaczy że bez szwanku wyszedł z wszystkich tarapatów; mamy więc lekturę, która absolutnie nie trzyma czytelnika w niepewności, co do losów pierwszoplanowego protagonisty. Ale za to jaki to bohater! Przystojny, prawy, szlachetny, inteligentny, szarmancki i wyedukowany. W niewoli u sułtana, miast hasać z dziewkami, modli się gorliwie i uczy arabskiego. Chodząca doskonałość… bardzo denerwująca i mało wiarygodna. Zabieg powierzenia mu roli narratora niestety nie był zbyt trafiony. Mdła i nudnawa postać snuje mdłe i nudnawe historie.
Arcypoprawny Tomasz prowadzi nas przez kolejne strony, gdzie spotykamy innych, równie drewnianych bohaterów, z którymi nasz rycerz prowadzi "ciekawe" dialogi, rodem z podręczników do języków obcych:
„ − Idź spać Piotrze.
− Masz rację, Tomaszu. Musimy odpocząć. Jutro ruszamy w dalszą drogę”.
Nie da się ukryć, że sposób, w jaki autor posługuje się leksyką wprawić może w osłupienie: „Moje oczy przywykły do (…) odoru rozkładu.” Nie broni się więc „Ostatnia Awatara” ani bohaterami, ani stylem, który momentami jest naprawdę ubogi. Całość się poprawia dopiero w momencie, gdy Tomasz zostaje wzięty do niewoli. Wtedy Dudek jakby nabiera skrzydeł. Widać że autor lepiej czuje się w realiach wschodnich, niż wtedy, gdy musi opisywać średniowieczną Europę. Trzeba na przykład przyznać, że mnogość stworzeń, z jakimi przyjdzie nam się spotykać, naprawdę robi wrażenie
Jednymi z niewielu zalet powieści Dudka są: bogaty bestiariusz i tajemnicze istoty, jakimi zapełnia kolejne strony powieści. Licze, exousiai, demony władające magią wszystkich żywiołów itd. urozmaicają lekturę i wprowadzają nieco życia w ospale toczącą się powieść. W tym akurat aspekcie udało się autorowi stworzyć bogaty i niejednorodny świat, w którym będzie musiał się odnaleźć europejski rycerz, ze swoimi poglądami na otaczającą go rzeczywistość i wiarą katolicką. Niestety, to nie wystarczy bym przekonała się do całej powieści, w której główny bohater nudził mnie niesamowicie, język pozostawiał wiele do życzenia, a akcja nie zaskakiwała niczym, będąc przewidywalną do bólu. Książka to zaledwie poprawna, choć miejscami balansująca niebezpiecznie ku kiepskiej literaturze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz