poniedziałek, 21 czerwca 2010
Pan z kabaretu
Edward Dziewoński wielu osobom kojarzy się wyłącznie z kabaretem „Dudek”, bądź też , co jest o wiele gorsze, z jednym zaledwie skeczem…A przecież była to postać niebywale barwna: wspaniały konferansjer, doskonały aktor, nie tylko komediowy, ale także dramatyczny. Dyrektor teatru „Kwadrat”, reżyser, pedagog, organizator wielkich przedsięwzięć. Po prostu Dudek…
Syn i wnuk aktora dokonali selekcji materiału gromadzonego przez samego Dziewońskiego i tak powstała książka „Dożylnie o Dudku”, zawierająca bardzo bogaty materiał faktograficzny: nie tylko zdjęcia ale także wstęp konferansjerski z pierwszego programu kabaretu Dudek, a nawet scenariusz będący kontynuacją przygód Dzidziusia Górkiewicza.
Każdy rozdział, to wspomnienia jednej osoby: przyjaciela, kolegi- aktora, bądź kogoś z rodziny. Lista, tych którzy wspominają/wypominają jest zgoła imponująca: Irena Kwiatkowska, Ewa Wiśniewska, Gabriela Kownacka, Danuta Szaflarska, Wojciech Młynarski, Tadeusz Konwicki, Janusz Gajos, Alina Janowska i wielu innych…Z ich opowieści wyłania się portret dosyć specyficznego człowieka: doskonałego showmana, mężczyzny z ogromnym poczuciem humoru i doskonałym wyczuciem estrady. Kapitalnego kolegi i wiernego przyjaciela, wyrozumiałego dyrektora i mądrego reżysera. A przecież jednocześnie Dudek był znanym blagierem, konfabulantem ponad potęgę. Miewał także, jak to określił Tadeusz Konwicki: „dość intensywną ciekawość do pań". I rzeczywiście, lista podbojów miłosnych Dziewońskiego może imponować.
Słabością wielu biografii pisanych przez najbliższych, jest fakt, że za wszelką cenę unika się w nich trudnych tematów, że każdy stara się przede wszystkim mówić dobrze, trwając w przekonaniu, że o zmarłych nie można mówić inaczej. Biografia Dziewońskiego nie jest także wolna od tych mankamentów: większość pytanych, wyraża się o Dudku w samych superlatywach, co po kolejnych stronach staje się nużące. Co gorsza, część tych wspominek, to te same anegdoty, powtarzane przez różne osoby. Na szczęście znaleźli się i tacy, którzy wyłamali się z grona apologetów, przekazując informacje, podając pewne tropy, które mącą nieco wyidealizowany wizerunek bohatera książki. Wojciech Młynarski, wspominając współpracę z Dziewońskim, wiele mówi o tym ile mu zawdzięcza, ale także zdobywa się na pewną smutną refleksję: "Dudka trzeba było po prostu brać takim, jakim był. Dodam tylko, że najbliżsi płacili tego cenę... I tu poproszę o kropkę". Z kolei Alina Janowska prosto z mostu mówi o nadmiernej kochliwości pana Edwarda i tym, że skrzywdził przez nią wiele kobiet.
Nie da się ukryć, że powtarzalność opowiadanych historii oraz zanadto pochlebny ton tychże, są pewnym mankamentem tej książki.
Ale za to ileż w niej pozytywów! Wspomnienia, anegdotki, dykteryjki składają się na niezwykle barwny i wyrazisty obraz pewnej epoki, pewnego pokolenia ludzi, którzy w paskudnych czasach potrafili się dobrze bawić i oferować trochę tej radości innym. To nie tylko portret jednego aktora. To także liczne opowieści o tworzeniu teatru bezpośrednio po wojnie, oraz w czasach komuny. O walce z cenzurą, o trudnych początkach Teatru Telewizji, o odchodzącej już epoce ludzi, którzy umieli rozśmieszać bez uciekania się do prymitywnych żartów i jednoznacznych skojarzeń. Niewątpliwie ten aspekt biografii Dziewońskiego jest dla mnie najcenniejszy, nie jako bezpośrednia opowieść o jednym człowieku, ale jako dokument o czasach, które niestety się skończyły. Czasach kabaretu wymagającego od widza nieco wysiłku, tworzonego przez ludzi inteligentnych, ludzi, którzy: „wiedzieli gdzie trzeba przykręcić, co trzeba poruszyć, żeby ten mechanizm artystyczny funkcjonował". Właśnie: mechanizm artystyczny…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brakuje mi takich postaci... Polska scena kabaretowa stała się straszliwie uboga. Ja wprawdzie poznałam kabaret dzięki Tei i Mumio, ale dzisiaj jest wielka posucha. Te stare, archiwalne nagrania to zupełny kosmos w porównaniu z dzisiejszą tandetą i wulgaryzmami... No ale i społeczeństwo pozostawia wiele do życzenia. Przeważnie na widowni siedzi sama "prowincja". Przykre.
OdpowiedzUsuńPoszukam tej książki :)
Pozdrawiam serdecznie :)