Na nową książkę
Rosamund Lupton wierni fani musieli długo czekać. Niedługo po premierze pojawiły
się głosy rozczarowania mówiące, że najnowsza powieść pisarki nie dorównuje
„Potem” czy też „Siostrze”. Czy te zarzuty są słuszne?
Historia rozpoczyna się, gdy Yasmin
Alfredson, wraz ze swoją głuchą córeczką Ruby, przybywa na Alaskę, gdzie czekać
powinien jej mąż. Matt zajmuje się kręceniem filmów dokumentalnych o
zwierzętach i na miejsce swojego najnowszego filmu wybrał dzikie i nieprzyjazne
tereny Alaski. Na miejscu okazuje się, że wioska w której przebywał filmowiec
została doszczętnie zniszczona w pożarze i nikt nie ocalał…Yasmin nie dopuszcza
do siebie myśli o śmierci męża i wbrew zdrowemu rozsądkowi rusza wraz z córką w
głąb pokrytej śniegiem krainy, by odszukać Matta. Ich tropem wkrótce rusza
tajemniczy prześladowca, starający się za wszelką cenę, by nikt nie poznał
prawdziwej przyczyny tragicznego pożaru.
Jak zwykle u Lupton, narracja
podzielona jest między bohaterów, uczucia Ruby poznajemy z pierwszoosobowej
narracji jaką prowadzi poprzez bloga. Z kolei poczynania Yasmin obserwuje
wszechwiedzący narrator. Taka podwójna perspektywa pozwala na pełniejsze
zrozumienie uczuć zarówno dziewczynki, jak i kobiety rozpaczliwie wypierających
ze świadomości myśl o śmierci męża i ojca. Nawet gdy ceną za poszukiwania może
być narażanie własnego życia.
Pisarce świetnie udało się oddać
klimat miejsca, gdzie w promieniu setek kilometrów nie ma żywego ducha, tylko
śnieg i mrok. Złowrogie piękno Alaski kryje w sobie wiele niebezpieczeństw, o
czym na własnej skórze przekonają się matka i córka, w trakcie swojej szalonej
odysei.
Trudno się jednak oprzeć wrażeniu,
że zakończenie-choć dobrze uzasadnione- jest mało wiarygodne i przesadnie ckliwe.
Niezbyt prawdopodobne wydaja się także od pewnego momentu poczynania Yasmin,
która nie waha się narażać życia córki dla swojej- średnio uzasadnionej, bo
opartej jedynie na przeczuciach- wyprawy. Pomimo starań autorki trudno też
uwierzyć, że zwykła Amerykanka może niczym Bear Grylls przemierzać dzikie
odstępy, za jedynego pomocnika mając jedynie radio samochodowe.
Zawiedzeni czytelnicy trochę
niesprawiedliwie ocenili „Barwę ciszy”, choć nie można ukryć, że jest to
najsłabsza z powieści w dorobku tej pisarki. Ale nawet z kilkoma
niedociągnięciami, nadal jest to książka warta lektury.
Hah, mój głos też był głosem (delikatnego) rozczarowania :P
OdpowiedzUsuńMimo wszystko lektura jest warta uwagi i gdybym nie znała poprzednich powieści autorki, byłabym pewnie szczerze zachwycona - jednak wiem, że Lupton stać na znacznie więcej, co mam nadzieję pokaże jeszcze nie raz w przyszłości :)
Też mam taką nadzieję, oby nie przyszło nam znów tak długo czekać na kolejną książkę :)
UsuńWynudziłam się podczas czytania "Siostry", zatem skoro "Barwa ciszy" są jeszcze słabsze, to nawet nie rozważam sięgania po nią.
OdpowiedzUsuńW takim razie zdecydowanie trzeba wybrać inną lekturę :)
Usuń