Tomasz Bułhak
jest autorem poczytnego bloga, opisującego rodzicielstwo z punktu widzenia
ojca, a „Tata w budowie” stanowi zbiór felietonów, w zamierzeniu mających oddać
wszystkie emocje jakie pojawiły się wraz z narodzinami córki dziennikarza.
Całość składa się z króciutkich
teksów, które nie są niestety ani przesadnie odkrywcze ani dowcipne. Każdy z
nich traktuje o różnorodnych aspektach rodzicielstwa: karmieniu, przewijaniu,
spacerach itd., ale żaden nie pozostaje w pamięci na dłużej.
Wydawcy udała się nie lada sztuka:
felietoniki, które razem nie zajmują zbyt dużo miejsca, rozdęto do rozmiarów
sporej książki. Sztuczka ta udała się dzięki wielkiej czcionce tytułów, sporym
marginesom i licznym ilustracjom. Niestety, co z tego, że całość ma ponad 200
stron, gdy lektura zajmuje tyle czasu, co przeczytanie grubszego czasopisma.
Codzienność z małym dzieckiem może
być fascynującym doświadczeniem, niestety nie widać tego po „Tacie w budowie”. Wina
leży po stronie zupełnie bezpłciowego sposobu opisywania rzeczywistości jakim
posługuje się autor. Parę rzeczy może śmieszyć, ale nie jest to śmiech
zamierzony przez Glogera. Trudno jednak
nie uśmiechnąć się czytając fragment o ogromnym stresie jakim jest
podróżowanie z niemowlakiem, stanowiące wyczyn godny odkrywcy Ameryki,
opisywane przez człowieka posiadającego własny samochód i podróżującego nie do
nędznego szałasu w górach lecz wynajętego studio w Krakowie… Co mają zatem
powiedzieć rodzice, których środkiem lokomocji jest autobus, a u celu podróży
czeka obskurny motelik?
Kolejne strony pokonuje się błyskawicznie,
jednocześnie zastanawiając się nas
sensem wydawania takiej książki. Nie jest to w żadnej mierze poradnik ani
leciutka odskocznia dla znerwicowanych rodziców, którym nie zaimponują
opowieści o zjadaniu piasku, nie rozbawi ich także wysilony humor pojawiający
się co i rusz w kolejnych felietonach. Jako opis doświadczania rodzicielstwa z
punktu widzenia ojca, książka również wypada bardzo słabo. Czy naprawdę
zaangażowany w wychowanie dziecka ojciec, to aż tak rzadki twór, że nie liczy
się zupełnie jakość jego tekstów? Nie trzeba być dobrze piszącym tatą,
porywającym czytelników wzruszającymi i dowcipnymi tekstami, wystarczy być
tylko piszącym tatą, by doczekać się wydania książki?
Autor zmiksował dużo banałów, kilka
truizmów, parę mocno fizjologicznych historyjek i dodał do tego parę „złotych
myśli”, powstała w ten sposób całość niestety zupełnie nie porywa.
Tekst dla portalu dlaLejdis.pl
Czyli drugi Wawrzyniec Prusky się nie objawił.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie.
Usuń