poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Mroczne tajemnice Alaski.

Na nową książkę Rosamund Lupton wierni fani musieli długo czekać. Niedługo po premierze pojawiły się głosy rozczarowania mówiące, że najnowsza powieść pisarki nie dorównuje „Potem” czy też „Siostrze”. Czy te zarzuty są słuszne?
            Historia rozpoczyna się, gdy Yasmin Alfredson, wraz ze swoją głuchą córeczką Ruby, przybywa na Alaskę, gdzie czekać powinien jej mąż. Matt zajmuje się kręceniem filmów dokumentalnych o zwierzętach i na miejsce swojego najnowszego filmu wybrał dzikie i nieprzyjazne tereny Alaski. Na miejscu okazuje się, że wioska w której przebywał filmowiec została doszczętnie zniszczona w pożarze i nikt nie ocalał…Yasmin nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci męża i wbrew zdrowemu rozsądkowi rusza wraz z córką w głąb pokrytej śniegiem krainy, by odszukać Matta. Ich tropem wkrótce rusza tajemniczy prześladowca, starający się za wszelką cenę, by nikt nie poznał prawdziwej przyczyny tragicznego pożaru.
            Jak zwykle u Lupton, narracja podzielona jest między bohaterów, uczucia Ruby poznajemy z pierwszoosobowej narracji jaką prowadzi poprzez bloga. Z kolei poczynania Yasmin obserwuje wszechwiedzący narrator. Taka podwójna perspektywa pozwala na pełniejsze zrozumienie uczuć zarówno dziewczynki, jak i kobiety rozpaczliwie wypierających ze świadomości myśl o śmierci męża i ojca. Nawet gdy ceną za poszukiwania może być narażanie własnego życia.
            Pisarce świetnie udało się oddać klimat miejsca, gdzie w promieniu setek kilometrów nie ma żywego ducha, tylko śnieg i mrok. Złowrogie piękno Alaski kryje w sobie wiele niebezpieczeństw, o czym na własnej skórze przekonają się matka i córka, w trakcie swojej szalonej odysei.
            Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że zakończenie-choć dobrze uzasadnione- jest mało wiarygodne i przesadnie ckliwe. Niezbyt prawdopodobne wydaja się także od pewnego momentu poczynania Yasmin, która nie waha się narażać życia córki dla swojej- średnio uzasadnionej, bo opartej jedynie na przeczuciach- wyprawy. Pomimo starań autorki trudno też uwierzyć, że zwykła Amerykanka może niczym Bear Grylls przemierzać dzikie odstępy, za jedynego pomocnika mając jedynie radio samochodowe.
            Zawiedzeni czytelnicy trochę niesprawiedliwie ocenili „Barwę ciszy”, choć nie można ukryć, że jest to najsłabsza z powieści w dorobku tej pisarki. Ale nawet z kilkoma niedociągnięciami, nadal jest to książka warta lektury.

Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl

4 komentarze:

  1. Hah, mój głos też był głosem (delikatnego) rozczarowania :P
    Mimo wszystko lektura jest warta uwagi i gdybym nie znała poprzednich powieści autorki, byłabym pewnie szczerze zachwycona - jednak wiem, że Lupton stać na znacznie więcej, co mam nadzieję pokaże jeszcze nie raz w przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję, oby nie przyszło nam znów tak długo czekać na kolejną książkę :)

      Usuń
  2. Wynudziłam się podczas czytania "Siostry", zatem skoro "Barwa ciszy" są jeszcze słabsze, to nawet nie rozważam sięgania po nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zdecydowanie trzeba wybrać inną lekturę :)

      Usuń