niedziela, 7 września 2014

Jazz i duchy

„Ludzie umierali dla tej muzyki. Nie można podejść do sprawy z większą powagą.”
            „Rzeki Londynu” były świetnym wprowadzeniem w świat wykreowany przez zdolnego pisarza, potrafiącego tchnąć życie w nieco wyeksploatowany już temat urban fantasy. Młody posterunkowy, uczący się magii pod czujnym okiem najstarszego angielskiego czarodzieja, był naszym przewodnikiem po Londynie i w tej roli sprawdził się doskonale: czytelnicy polubili pyskatego Granta i z radością przywitali kolejną odsłonę jego przygód.
            Od wydarzeń z pierwszej części minęło kilka miesięcy: rany, odniesione w trakcie starcia z potężnymi nadprzyrodzonymi siłami, powoli się już goją i można przystąpić do kolejnego niezwykłego śledztwa. Tym razem Grant prowadzi równolegle dwie sprawy. Jedna z nich, to zagadkowe zgony muzyków jazzowych, wydawałoby się zdrowych i pełnych wigoru mężczyzn. W pobliżu ciała słychać jazzowy standard, kostnica rozbrzmiewa muzyką, a Grant już wie, że szykuje się coś poważnego -jak się okaże korzeni zagadki szukać można już w czasie drugiej wojny światowej. Drugie śledztwo jest równie niezwykłe, gdyż zamieszana jest w nie tajemnicza blada dama i jej vagina dentata


            Pierwszy tom przygód młodego policjanta był między innymi hołdem oddanym teatrowi, tym razem Aaranovitch skoncentrował się na muzyce, widać to już na pierwszej stronie: tytuły kolejnych rozdziałów, to tytuły znanych piosenek, bliskich sercu każdemu melomanowi. Również postać ojca naszego bohatera pozwala pogłębić temat: wszak mowa jest o legendarnym muzyku, którego dawne występy nadal tkwią w świadomości współczesnych. I tak w ”Księżycu…” syn żyjącej legendy musi się zmierzyć z potworami żerującymi na muzycznym talencie.
            Ponownie autorowi udało się połączyć ciekawą akcję, sympatycznych bohaterów i tajemnicę, w zaskakującą całość powodującą, że od książki trudno się oderwać. Aaranovitch także w tej części oddał hołd swojemu ukochanemu miastu, tym razem koncentrując się na miejscach związanych z bohemą, prowadząc nas w miejsca odwiedzane nie tylko przez współczesnych artystów, ale także cofając się do czasów drugiej wojny światowej. Pisarz z łatwością stworzył  niesamowity klimat jazzującego Londynu pozostający z czytelnikami na długo.


            Drugi tom cyklu zaspokoi także oczekiwania tych, którym podobał się wykreowany w „Rzekach…” świat, w którym magia odczuwalna jest niemal na każdym kroku. Oczywiście jeśli wie się, gdzie jej szukać i jak patrzyć na rzeczywistość, by odsłonić jej niezwykłe oblicze.  Poza znanymi nam już bohaterami pojawiają się nowe postacie, niektóre z nich skrywają mroczne tajemnice, inne z kolei posiadają niezwykłe zdolności, które Grant niebawem pozna, czasami na własnej skórze.
            Akcja toczy się bardzo dynamicznie, co nie dziwi: poprzednio spora część książki poświęcona została na ekspozycję realiów i nakreślenie sylwetek bohaterów, w tej Aaranovitch mógł skoncentrować więcej uwagi na toczącej się historii, bez konieczności wyjaśniania na każdym kroku pokazywanych wydarzeń. Dzięki czemu pasjonujące śledztwo wciąga jeszcze bardziej, a kolejne wydarzenia biegną jedno po drugim w naprawdę szybkim tempie aż do zaskakującego i nieco gorzkiego finału…

4 komentarze:

  1. Brzmi nieźle. A powiedz, czy magiczny Londyn kojarzył Ci się z "Nigdziebądź"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, ale nieco mniej mrocznie, niż u Gaimana:)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że seria będzie trzymała poziom, bardzo lubię przywiązać się do bohaterów i jakiegoś świata i wracać tam wiedząc, że autor czegoś nie spartaczy;)

      Usuń