wtorek, 29 października 2013

Słodko-gorzka opowieść o przyjaźni.


            „Trio z Plainview”, to debiutancka książka amerykańskiego wiolonczelisty, któremu z powodzeniem udało się nawiązać do klimatu kultowych już „Smażonych zielonych pomidorów”, a jednocześnie stworzyć w pełni autorską historię.
            Moore tworzy opowieść o czterdziestoletniej przyjaźni trzech niezwykłych kobiet, borykających się z problemami życia codziennego i osadza ją na tle przemian obyczajowych, jakie zachodziły w Ameryce od lat ’60. Odette, Clarice i Barbara Jean przyjaźnią się od czasów liceum, trzymając się razem i wspierając mimo różnic charakteru, pozycji społecznej i majątkowej. Wojownicza i niezwykle odważna Odette widzi zmarłych, co jest dziedzictwem pozostawionym przez ekstrawagancją matkę. Perfekcyjna pani domu Clarice za maską idealnego makijażu kryje ból zdradzanej żony, a wciąż piękną Barbarę Jean ścigają demony przeszłości. Jedna z nich straci męża, druga zachoruje na raka… Słoneczne miasteczko stanie się areną dramatycznych wydarzeń, które zmienią życie trzech kobiet na zawsze.
            Autorowi udało się połączyć surrealistyczny humor, mroczne tajemnice i dramatyczne dzieje czarnoskórych kobiet z własnym, charakterystycznym stylem tworzenia narracji. Nie ma tutaj liniowej fabuły i pierwszoosobowej narracji: wielokrotne przeskoki czasowe pozwalają nam na poznanie genezy przyjaźni Odette, Clarice i Barbary Jean, ich wstrząsających nieraz doświadczeń i historii całego miasteczka, będącego Ameryką w miniaturze. Mocny i dosadny miejscami język miesza się z lirycznymi opisami, a także niezwykłymi pomysłami w rodzaju wprowadzenia postaci ducha Eleanor Roosevelt, pojawiającej się w momencie, gdy ktoś ma umrzeć.

            Plainview jest miejscem zamieszkanym przez prawdziwych oryginałów, z których kobieta widująca zmarłych jest najmniej ekstrawagancką postacią. Drugoplanowi bohaterowie nakreśleni są kilkoma zaledwie zdaniami, ale i tak sprawiają wrażenie pełnokrwistych postaci, które zapadają w pamięć. Każda postać ma swoje ważne miejsce w fabule, tworząc jej niezwykły klimat.
            Historia opowiedziana przez debiutującego Moor’a jest ciepła i mimo wszystko optymistyczna, choć nie brakuje w nich naprawdę dramatycznych momentów. Sielanka małego miasteczka co rusz zakłócana jest wydarzeniami odciskającymi swoje piętno na mieszkańcach, a zakłócony porządek nie wraca już nigdy do normy. Najbardziej poruszające są retrospekcje przenoszące czytelnika w te mroczne czasy, gdy o posiadaniu pełni praw obywatelskich decydował kolor skóry, a miłość czarnej kobiety i białego mężczyzny skazana była na klęskę od samego początku. Autor umiejętnie pokazuje, że dyskryminacja miała wiele twarzy, a fakt bycia czarnoskórą kobietą piętnował człowieka podwójnie.
            „Trio…” reklamowane jest hasłami nawiązującymi do powieści Fannie Flagg i „Służących” i tym razem, wyjątkowo, chwyt marketingowy odpowiada prawdzie. Moore połączył słodko-gorzką opowieść o kobiecej przyjaźni z dramatyczną historią walki o prawa obywatelskie. Jednocześnie stworzył w pełni oryginalną historię, którą składa piękny literacki hołd twórczości swoich poprzedniczek.

Recenzja dla portalu dleLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz