Neil
Gaiman jest już autorem kilku książek, w których rewelacyjnie ukazał
postrzeganie świata przez dzieci, jego „Koralina”, czy też „Księga cmentarna” pokazywały
bohaterów dziecięcych, a przez to skłonnych do zaakceptowania nawet najbardziej
nieprawdopodobnych wydarzeń, z tą niesamowitą ufnością, jaka jest możliwa tylko
w przypadku dziecka.
W
„Oceanie…” główny bohater wraca do rodzinnego domu po wielu latach od opuszczenia
swojego małego miasteczka, miasteczka które dawno temu stało się miejscem
przerażających wydarzeń. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy rodzice
siedmioletniego chłopca postanowili podreperować domowy budżet poprzez
wynajęcie pokoju sublokatorowi. Tajemniczy lokator nie mieszka u nich długo,
gdyż po kilku dniach kradnie samochód i popełnia w nim samobójstwo, budząc
tajemnicze i groźne moce, które do tej pory czekały uśpione. W domu chłopca
pojawia się opiekunka do dzieci, nie mająca nic wspólnego z Mary Poppins. Pozornie
dobrotliwa i miła, skrywa przerażający sekret, wpływając destrukcyjnie na
rodzinę naszego bohatera. W starciu w groźnym przeciwnikiem chłopiec może
liczyć jedynie na trzy nieco zwariowane sąsiadki z farmy Hempstocków.
Gaiman
ponownie kreuje bohaterów, których odwaga niejednokrotnie mogłaby zawstydzić
dorosłych. Dziwne i groteskowe postacie, przerażające stwory i groźba
zniszczenia świata, to ułamek tego z czym muszą poradzić sobie siedmiolatek i
jego jedenastoletnia przyjaciółka. Prawdziwa magia wdziera się w oswojoną rzeczywistość
i raz na zawsze zmienia życie chłopca. Pisarz umiejętnie rysuje rzeczywistość z
pogranicza jawy i koszmaru, zamieszkiwaną przez dziwne i niebezpieczne stwory,
mające rodowód w starych baśniach, podaniach i legendach.
Powraca
dalekim echem książka „Magiczne lata”, w której straszliwe, ale przez to fascynujące
wydarzenia dotykają mieszkańców małego amerykańskiego miasteczka. Podobnie, jak
w powieści Roberta McCammona, bohater Gaimana jest idealnym obserwatorem i
narratorem właśnie przez swoją niewinność, ciekawość świata i wyobraźnię, która
pozwala na akceptację niepojętego. „Ocean…”
należy do książek, które nie tylko doskonale oddają magię dzieciństwa, ale
są jednocześnie smutną krytyką dorosłości:
jedynie matka i babcia przyjaciółki Lettie potrafią dostrzec prawdziwe oblicze nowej
niani, gdyż nie utraciły dziecięcej ciekawości i są w stanie porzucić
schematyczne myślenie, tak charakterystyczne dla ludzi dorosłych i poważnych: " Wewnątrz dorośli też nie
wyglądają jak dorośli. Na zewnątrz są wielcy, bezmyślni i zawsze wiedzą, co
robią. W środku wyglądają tak jak zawsze. Jak wtedy, gdy byli w twoim wieku.
Tak po prawdzie dorośli nie istnieją. Nie ma żadnego na całym wielkim świecie.
- Zastanawiała się chwilę, po czym dodała z uśmiechem: - Oczywiście, oprócz
babci".
Najnowsza książka Gaimana jest
smutną i mądrą baśnią, która nie waha się sięgać po mocne środki wyrazu, by
zaciekawić swojego czytelnika. Baśń, którą można odczytać dosłownie, ale także
metaforycznie: wtedy głównym starciem będzie walka małego dziecka z fałszywym
światem dorosłych. Pisarz sprawnie operuje nastrojem i ogranymi motywami
literackimi, tworząc całość, która oczaruje czytelnika w każdym wieku.
Wahałam się nad ta ksiązką, ale chyba mnie przekonałaś:)
OdpowiedzUsuń