Lucius
Shepard. Pisarz, który należy do nielicznego grona twórców czytanych nie tylko
dla fabuł, ale także bogactwa języka, jakim tworzy swoje opowieści. Autor „Smoka
Griaule’a” powraca właśnie trzema historiami połączonymi w jednym tomie.
Shepard,
jak mało kto potrafi opowiadać pozornie zwyczajne fabuły, w których tuż pod
powierzchnią kryje się horror, niesamowite wydarzenia traktowane są, jako coś
oczywistego, a ludzie kryją mroczne tajemnice. Amerykański pisarz potrafi w
kilku zdaniach nakreślić przekonywujący portret, zapadającą w pamięć scenę, czy
realistyczny krajobraz. Maestria, z jaką posługuje się słowami jest naprawdę
godna podziwu.
W
„Amerykańskim modlitewniku” pisarz tworzy postać Wardlina Stuarta, narratora i
byłego więźnia, człowieka odkrywającego moc słów. Posługuje się nimi z
mniejszym wdziękiem, niż jego stwórca, ale pisane przez niego poetyckie
modlitwy praktycznie zawsze zostają spełnione, pozostaje pytanie tylko przez
kogo… Opublikowane w formie książki prośby przynoszą jego autorowi niesamowitą
popularność, Wardlin staje się kolejnym bożyszczem Ameryki, wielbionym przez
fanatyczne tłumy. Równie fanatyczni stają się jego przeciwnicy, reprezentanci
innych religii, przekonani, że swoisty kult Stuarta jest zagrożeniem dla
„prawdziwej” wiary. Pozostaje jeszcze kwestia istoty obudzonej modlitwami, siły
nie do końca sprecyzowanej, ale potężnej…
„Luizjański blues”, to z kolei historia
muzyka, młodego mężczyzny, którego samochód psuje się na obrzeżach dziwnego
miasteczka Grail. Jego mieszkańcy, naprawdę barwna kompania, przekonani są o
istnieniu Dobrego Szarego Człowieka, istoty gwarantującej szczęście pod
warunkiem wybrania królowej: dziewczynki, na którą będą spadać nieszczęścia całego
miasta. Zbliżająca się Noc Świętojańska jest momentem koronacji, a młoda
kobieta, w której zakochuje się główny bohater, to królowa, która musi właśnie
oddać koronę. Ostatnia historią jest „Viator”; rozgrywająca
się na Alasce opowieść wbitego głęboko w brzeg frachtowca. Pięciu mężczyzn
skierowanych do pracy na nim powoli zaczyna osuwać się w szaleństwo, którego
źródło tkwi w przeszłości statku.
Nietrudno
wyłapać powracające motywy, drobne obsesje dręczące autora i analizowane przez
niego pod różnymi kątami: próba znalezienia odpowiedzi na pytanie czym jest
normalność, doszukiwanie się fantastyki w codziennych sytuacjach, usiłowanie
rozgraniczenia snu od jawy, paranoiczny klimat i surrealistyczne wydarzenia. Na kolejnych stronach powracają opisy małych
miasteczek, ekscentrycznych mieszkańców i rozpaczliwie szukających miłości
bohaterów. Magia obecna jest w miejscach i ludziach, a pierwotne rytuały
trzymają się mocno, mimo upływającego czasu. Nie ma jasnych odpowiedzi,
zakończenia można interpretować na różne sposoby i to od nas zależy, jak chcemy
zakończyć losy bohaterów. W każdej z opowiedzianych historii nie ma wyraźnego
podziału na to, co realne i nierealne, każdą z nich możemy potraktować
dosłownie, ale także metaforycznie. Wtedy np. historia samotnego człowieka
pracującego na wraku stanie się opowieścią o walce z przeszłością i demonami,
tkwiącymi w każdym z nas.
Opowiadania
zgromadzone w „Amerykańskim Modlitewniku” po raz kolejny potwierdzają poziom
tekstów tworzonych przez Sheparda, prozy wymykającej się często klasyfikacji,
ale za każdym razem wciągającej i klimatycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz