Recepta na dobry kryminał wydaje się
niezwykle prosta: wciągająca akcja, ciekawy bohater i przykuwająca uwagę
zagadka. Tych wszystkich trzech składników zabrakło niestety w powieści
„Wszędzie śnieg”, zaskakująco nudnej i bezbarwnej pomimo bardzo obiecującego
pomysłu.
Główną
bohaterką jest Hannah Griffin, doświadczony pracownik laboratorium
kryminalistycznego, żona i matka. Zwyczajna kobieta o niezwykłej przeszłości:
córka kobiety będącej ucieleśnieniem czystego zła. Hannah, jako dziecko
przeżyła pożar rodzinnej farmy i śmierć swoich braci, okazało się jednak, że
utrata domu i rodziny, to zaledwie początek horroru. Zwłoki kobiety znalezione
w zgliszczach okazują się nie należeć do matki dziewczynki, co gorsza okazują
się nie być jedynymi, jakie znajduje policja. Znaleziono jeszcze siedemnaście
ciał pomordowanych mężczyzn, wszystkich zamordowano i okaleczono w ten sam
sposób. Okazuje się, że matka Griffin zajmowała się nie tylko pieczeniem
ciastek dla swoich dzieci…
Mimo
upływu dwudziestu lat bohaterka nadal ma koszmary, w napotkanych kobietach
uparcie szuka swojej matki, nie potrafiąc sobie poradzić z odrzuceniem i setką
wątpliwości, jakie nią targają. Ułożenie sobie normalnego życia, pomimo piętna
„córki morderczyni”, to zadanie ciężkie, ale wydaje się, że bohaterce się
udało. Jednakże przełom następuje w
dniu, gdy otrzymuje wiadomość „Twoja matka dzwoniła” i Griffin będzie musiała stawić czoła koszmarom
z przeszłości. Opowieść podzielona została na trzy części: w pierwszej
poznajemy codzienność bohaterki, druga składa się z retrospekcji dotyczących
pożaru i jego następstw, ostatnia to dochodzenie do prawdy i finał.
Pomysł
na fabułę był jak najbardziej zacny, niestety wykonanie jest zdecydowanie
gorsze. Całość aż prosi się o przynajmniej jedno wielokrotnie złożone zdanie,
którego czytelnik nie uświadczy w całej powieści, naszpikowanej truizmami i
banalnymi kwestiami. Nie udało się także autorowi wykreować wiarygodnych bohaterów, żadna z postaci nie
przykuwa uwagi na dłużej. Nawet postać matki, seryjnej morderczyni, jest
nieciekawa i zarysowana pobieżnie: papierowa morderczyni w równie papierowym
świecie.
Wygłaszające frazesy figury
nie są w żaden sposób zdolne przekonać czytelnika, by sekundował ich działaniom
i zdobył się na coś więcej, niż leniwe wertowanie stron w nadziei na znalezienie
czegoś, co przykuło by jego uwagę na dłużej. Niestety, wszystko to prowadzi do
finału nie będącego niczym więcej, jak
rozczarowaniem. A sama książka dołącza do grona tych przeczytanych i
szybko zapomnianych.
Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz