wtorek, 9 kwietnia 2013

Mordercza mamuśka


Recepta na dobry kryminał wydaje się niezwykle prosta: wciągająca akcja, ciekawy bohater i przykuwająca uwagę zagadka. Tych wszystkich trzech składników zabrakło niestety w powieści „Wszędzie śnieg”, zaskakująco nudnej i bezbarwnej pomimo bardzo obiecującego pomysłu.


            Główną bohaterką jest Hannah Griffin, doświadczony pracownik laboratorium kryminalistycznego, żona i matka. Zwyczajna kobieta o niezwykłej przeszłości: córka kobiety będącej ucieleśnieniem czystego zła. Hannah, jako dziecko przeżyła pożar rodzinnej farmy i śmierć swoich braci, okazało się jednak, że utrata domu i rodziny, to zaledwie początek horroru. Zwłoki kobiety znalezione w zgliszczach okazują się nie należeć do matki dziewczynki, co gorsza okazują się nie być jedynymi, jakie znajduje policja. Znaleziono jeszcze siedemnaście ciał pomordowanych mężczyzn, wszystkich zamordowano i okaleczono w ten sam sposób. Okazuje się, że matka Griffin zajmowała się nie tylko pieczeniem ciastek dla swoich dzieci…
            Mimo upływu dwudziestu lat bohaterka nadal ma koszmary, w napotkanych kobietach uparcie szuka swojej matki, nie potrafiąc sobie poradzić z odrzuceniem i setką wątpliwości, jakie nią targają. Ułożenie sobie normalnego życia, pomimo piętna „córki morderczyni”, to zadanie ciężkie, ale wydaje się, że bohaterce się udało.  Jednakże przełom następuje w dniu, gdy otrzymuje wiadomość „Twoja matka dzwoniła” i  Griffin będzie musiała stawić czoła koszmarom z przeszłości. Opowieść podzielona została na trzy części: w pierwszej poznajemy codzienność bohaterki, druga składa się z retrospekcji dotyczących pożaru i jego następstw, ostatnia to dochodzenie do prawdy i finał.
            Pomysł na fabułę był jak najbardziej zacny, niestety wykonanie jest zdecydowanie gorsze. Całość aż prosi się o przynajmniej jedno wielokrotnie złożone zdanie, którego czytelnik nie uświadczy w całej powieści, naszpikowanej truizmami i banalnymi kwestiami. Nie udało się także autorowi wykreować  wiarygodnych bohaterów, żadna z postaci nie przykuwa uwagi na dłużej. Nawet postać matki, seryjnej morderczyni, jest nieciekawa i zarysowana pobieżnie: papierowa morderczyni w równie papierowym świecie.
Wygłaszające frazesy figury nie są w żaden sposób zdolne przekonać czytelnika, by sekundował ich działaniom i zdobył się na coś więcej, niż leniwe wertowanie stron w nadziei na znalezienie czegoś, co przykuło by jego uwagę na dłużej. Niestety, wszystko to prowadzi do finału nie będącego niczym więcej, jak  rozczarowaniem. A sama książka dołącza do grona tych przeczytanych i szybko zapomnianych.



Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz