czwartek, 13 września 2012

Gdybym była tobą.

Lektura „Gdybym była tobą” stała się dla mnie wycieczką w świat, którego nie rozumiem i mam nadzieję nigdy nie rozumieć: świat kobiet, których jedynym celem w życiu jest znaleźć mężczyznę i za wszelką cenę utrzymać go przy sobie.
Julia Llewellyn jest popularną dziennikarką i pisarką, której książki odnoszą spore sukcesy w Anglii. „Gdybym była tobą” opowiada o perypetiach dwóch przyjaciółek: Natashy i Sophie, których losy splotły się ze sobą w dzieciństwie. W momencie, gdy toczy się akcja, obie są dorosłymi kobietami, które różni praktycznie wszystko: wygląd, praca, poglądy na życie. Natasha robi karierę w firmie produkującej seriale, a jej życie osobiste sprowadza się do romansu z zajętym mężczyzną, podczas gdy Sophie obijająca się w administracji, za wszelką cenę usiłuje doprowadzić do ołtarza swojego długoletniego narzeczonego. Autorka serwuje nam historię, która nie wyróżniałaby się spośród setek lekkich obyczajowych powieści, gdyby nie fakt, że jej bohaterki sprawiają wrażenie żywcem wyjętych z XIX wieku. Jedynym celem są ramiona ukochanego mężczyzny, do których dąży się za wszelką cenę. Inteligentna, zdawałoby się, Natasha godzi się na upokarzający romans z zajętym mężczyzną, podczas gdy Sophie nie zawaha się przed niczym, by wcisnąć na swój palec obrączkę. Czytelnikowi zaprezentowane zostaje całe spectrum nieciekawych zachowań, które doprowadzić mają do tej najważniejszej na świecie rzeczy: zmiany statusu matrymonialnego. Infantylne zachowania godne nastolatek prezentują zresztą wszystkie bohaterki powieści angielskiej pisarki, niezależnie od wykształcenia, czy też wieku. To, co było śmieszne kilkanaście lat temu w powieści Helen Fielding, w książce Llewellyn przybiera karykaturalne formy: Bridget Jones i jej starania usidlenia ukochanego opisane były z przymrużeniem oka, Llewellyn kreuje postacie kłamliwych egoistek, które nie wahają się przed niczym w drodze po swoje szczęście. Całość byłabym nawet dosyć przejmującym obrazem kobiet tkwiących mentalnie w XIX wieku, gdyby nie cukierkowy koniec, pozostawiający niesmak u czytelnika liczącego na jakąkolwiek ewolucję postaci pod wpływem dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce na tych ponad 500 stronach. Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz