niedziela, 30 września 2012

Wiek cudów

Efektownych wizji końca naszego świata zaprezentowano na przestrzeni dziejów już mnóstwo: zarówno literatura, jak i film z lubością powracają do tematu końca cywilizacji, ludzkości, Ziemi. Szczególnie kino upodobało sobie spektakularne wyobrażenia tego, jak mógłby wyglądać przysłowiowy koniec świata: gigantyczne kataklizmy pogodowe, nagłe zlodowacenie czy też ogromny meteoryt zbliżający się do Ziemi. Tymczasem świetnie przyjęty przez krytyków, „Wiek cudów” jest zgoła odmienną wizją pewnej katastrofy i jej rezultatów. Karen Walker snuje rozważania na temat potencjalnych skutków spowolnienia kuli ziemskiej, kreując rzeczywistość w której dzień zaczyna się powoli wydłużać, co wpływa nieodwracalnie na życie mieszkańców planety. Całość opowiedziana jest z perspektywy głównej bohaterki- kilkunastoletniej dziewczynki, która obserwuje i komentuje powoli rozpadający się świat. Fascynująca opowieść o dojrzewaniu na amerykańskich przedmieściach wzmocniona jest dodatkowo niecodziennymi okolicznościami. Autorka nie sięga po klasyczne chwyty z kina katastrofalnego, czy też literatury dystopicznej; trudno w tej prozie doszukać się spektakularnych zwrotów akcji, czy też zapierających dech w piersiach opisów bohaterskich wyczynów. „Wiek cudów” jest niespiesznie opowiedzianą, bardzo spokojną i nostalgiczną książką.
Powolne wydłużanie się doby, nieprawidłowości w przyciąganiu ziemskim, dziwne choroby, na które zapadają ludzie w związku ze zmianami w przyciąganiu ziemskim, to tylko początek przeobrażania się planety. Obserwacje, jakimi dzieli się z nami Julia, pokazują przeróżne reakcje ludzi, którzy zmierzyć się muszą z końcem tak dobrze znanej im rzeczywistości: negowanie oczywistych faktów, alienacja, bunt, agresja; te wszystkie postawy występują obok siebie, prowadząc nieuchronnie do katastrofy. W tle zadziwiających przemian pozostaje dojrzewanie, pierwsza miłość, rozpadające się szkolne przyjaźnie, zanikające więzi rodzinne, nowe wyzwania, jakie czekają w nowej rzeczywistości: „Częściej ryzykowaliśmy. Rzadziej poskramialiśmy żądze. Coraz trudniej było oprzeć się pokusie. Niektórzy z nas podejmowali decyzje, których w innych okolicznościach by nie podjęli”. Autorka decydując się na zabieg pokazania historii globalnej katastrofy z perspektywy jednej osoby, nadała jej bardzo osobisty, niemalże intymny wymiar, co dodatkowo przekłada się na emocje wypływające z lektury tej niezwykłej, bardzo melancholijnej książki. Recenzja pierwotnie ukazała się w serwisie dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz