czwartek, 22 września 2011

Mdły debiucik

Wrześniowa „Nowa Fantastyka” uraczyła swoich czytelników dodatkowym bonusem, w postaci darmowej książki dołączonej do numeru. „Rezydent wieży” jest debiutem literackim Andrzeja Tuchorskiego i zarazem zwycięzcą konkursu ogłoszonego przez redakcję czasopisma. Całość opowiada o magu, tytułowym rezydencie wieży, człowieku, którego zadaniem jest pomaganie zbłąkanym wędrowcom, sprzedawanie magicznych artefaktów i udzielanie wskazówek, gdy rzecz tyczy się magii. Klavres mógłby spędzać życie w swojej wieży, spoglądając z wyższością na poszukiwaczy przygód i guzów, ale jest w nim coś, co powoduje, że bez przerwy ładuje się w rozmaite tarapaty. Nietrudno tutaj o skojarzenia z Rincewidem, magiem tchórzliwym i nieudolnym , który mimo tego nieustannie grał pierwsze skrzypce w sytuacjach, gdy światu zagrażało niebezpieczeństwo. Niestety, pan Tuchorski nie jest Pratchettem, a wykreowane przez niego uniwersum nie mogłoby nawet pretendować do miana kiepskiego klona Świata Dysku.


Założeniem powieści, składających się z kilku przygód naszego bohatera, była zapewne niezobowiązująca fantastyka: coś lekkiego i przyjemnego w lekturze. Wyszło nawet lepiej, niż autor planował, gdyż „Rezydent wieży” jest tak lekkostrawna literaturą, że po jej lekturze czytelnik ma wrażenie obcowania z pustymi stronami. Kilka dni po przeczytaniu całości trudno przypomnieć sobie dystynktywne cechy bohatera, czy też którąś z jego przygód. Całość sprawia wrażenie naprędce skompletowanego zbioru anegdotek, historyjek i pomysłów, które nie miały szans, by dojrzeć. Bohater nie wyróżnia się niczym, świat przedstawiony nie wyróżnia się niczym, postacie drugoplanowe nie wyróżniają się niczym...Oczywiście nie każdy twórca z dziedziny fantastyki musi kreować oryginalne uniwersum i bohaterów na miarę tych tolkienowskich, ale wypadałoby choć posiedzieć nad całością, by nie była tak mdła i bezbarwna.
Humorystyczna fantastyka to gatunek do którego trzeba szczególnego talentu, nie wystarczy co kilka stron upakować jakiegoś ( w zamierzeniu zgrabnego) bon motu, czy też nieco odwrócić klasyczne schematy. Niestety, Andrzejowi Tuchorskiemu nie udało się stworzyć nawet namiastki tego, czego oczekiwałabym od lekkiego fantasy.


5 komentarzy:

  1. Na początku wypada się przedstawić gdyż nie znoszę anonimowości w sieci. Tu Ania Głomb z bloga http://dziennikkota.blogspot.com/. Trafiłam do ciebie po wpisie i jednym haustem przeczytałam prawie wszystko - wiele świetnych i trafnych recenzji. Piszę tu, bo w sumie nie wiem co skomentować. Ale obiecuję się poprawić i zerkać systematycznie.

    Zainteresowałaś mnie tym wpisem o mdłym debiucie do fantastyki. Startowałam w tym konkursie. Mój teskt był ( jak powiedziała potem Runa) nietargeowy - taki nie wiadomo czy dla młodzieży czy dla dorosłych. Miał też kilka potknięć warsztatowych - ale chyba aż tak mdły nie był. W sumie trochę szkoda że jej nikt nie chciał - zwłaszcza ze wygrało takie nie wiadomo co.

    Teraz napisałam drugą powieść i czekam na werdykt. Cóż, tak to jest jak matka dzieciom uprze się zostać pisarzem (-; Jeżeli miałabyś czas i ochotę mogę ci przesłać - choć prawdę mówiąc trochę się obawiam, że nie zostałoby na mnie suchej nitki. (-;

    Tak czy inaczej pozdrawiam czytelniczo - i melduję się an blogu


    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Anno:)
    Dziękuję za miłe słowa:)Jeżeli chodzi o konkurs, to powstała duża dyskusja na temat poziomu wygranego tekstu, chyba nawet redaktorzy gęsto tłumaczyli się z decyzji, cóz-mnie ta pozycja nie przekonała. Twojego bloga znam, znam:)nawet jest w ulubionych;) bardzo chętnie zapoznałabym się z Twoim tekstem, więc jesli masz ochote, to śmiało mi go wysyłaj

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. mój kominek 10024814 - daj znać na jaki adres ma iść - i który tekst wysłać ten nowy - post-apo, czy ten który poległ w konkursie. Chyba lepiej zacząć od nowego bo lepszy mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak możesz mailem, to na capitantrips@va.pl, chętnie przeczytam oba:)

    OdpowiedzUsuń