Wrześniowa „Nowa Fantastyka” uraczyła swoich czytelników dodatkowym bonusem, w postaci darmowej książki dołączonej do numeru. „Rezydent wieży” jest debiutem literackim Andrzeja Tuchorskiego i zarazem zwycięzcą konkursu ogłoszonego przez redakcję czasopisma. Całość opowiada o magu, tytułowym rezydencie wieży, człowieku, którego zadaniem jest pomaganie zbłąkanym wędrowcom, sprzedawanie magicznych artefaktów i udzielanie wskazówek, gdy rzecz tyczy się magii. Klavres mógłby spędzać życie w swojej wieży, spoglądając z wyższością na poszukiwaczy przygód i guzów, ale jest w nim coś, co powoduje, że bez przerwy ładuje się w rozmaite tarapaty. Nietrudno tutaj o skojarzenia z Rincewidem, magiem tchórzliwym i nieudolnym , który mimo tego nieustannie grał pierwsze skrzypce w sytuacjach, gdy światu zagrażało niebezpieczeństwo. Niestety, pan Tuchorski nie jest Pratchettem, a wykreowane przez niego uniwersum nie mogłoby nawet pretendować do miana kiepskiego klona Świata Dysku.
Założeniem powieści, składających się z kilku przygód naszego bohatera, była zapewne niezobowiązująca fantastyka: coś lekkiego i przyjemnego w lekturze. Wyszło nawet lepiej, niż autor planował, gdyż „Rezydent wieży” jest tak lekkostrawna literaturą, że po jej lekturze czytelnik ma wrażenie obcowania z pustymi stronami. Kilka dni po przeczytaniu całości trudno przypomnieć sobie dystynktywne cechy bohatera, czy też którąś z jego przygód. Całość sprawia wrażenie naprędce skompletowanego zbioru anegdotek, historyjek i pomysłów, które nie miały szans, by dojrzeć. Bohater nie wyróżnia się niczym, świat przedstawiony nie wyróżnia się niczym, postacie drugoplanowe nie wyróżniają się niczym...Oczywiście nie każdy twórca z dziedziny fantastyki musi kreować oryginalne uniwersum i bohaterów na miarę tych tolkienowskich, ale wypadałoby choć posiedzieć nad całością, by nie była tak mdła i bezbarwna.
Humorystyczna fantastyka to gatunek do którego trzeba szczególnego talentu, nie wystarczy co kilka stron upakować jakiegoś ( w zamierzeniu zgrabnego) bon motu, czy też nieco odwrócić klasyczne schematy. Niestety, Andrzejowi Tuchorskiemu nie udało się stworzyć nawet namiastki tego, czego oczekiwałabym od lekkiego fantasy.
Na początku wypada się przedstawić gdyż nie znoszę anonimowości w sieci. Tu Ania Głomb z bloga http://dziennikkota.blogspot.com/. Trafiłam do ciebie po wpisie i jednym haustem przeczytałam prawie wszystko - wiele świetnych i trafnych recenzji. Piszę tu, bo w sumie nie wiem co skomentować. Ale obiecuję się poprawić i zerkać systematycznie.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie tym wpisem o mdłym debiucie do fantastyki. Startowałam w tym konkursie. Mój teskt był ( jak powiedziała potem Runa) nietargeowy - taki nie wiadomo czy dla młodzieży czy dla dorosłych. Miał też kilka potknięć warsztatowych - ale chyba aż tak mdły nie był. W sumie trochę szkoda że jej nikt nie chciał - zwłaszcza ze wygrało takie nie wiadomo co.
Teraz napisałam drugą powieść i czekam na werdykt. Cóż, tak to jest jak matka dzieciom uprze się zostać pisarzem (-; Jeżeli miałabyś czas i ochotę mogę ci przesłać - choć prawdę mówiąc trochę się obawiam, że nie zostałoby na mnie suchej nitki. (-;
Tak czy inaczej pozdrawiam czytelniczo - i melduję się an blogu
A.
Witaj Anno:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:)Jeżeli chodzi o konkurs, to powstała duża dyskusja na temat poziomu wygranego tekstu, chyba nawet redaktorzy gęsto tłumaczyli się z decyzji, cóz-mnie ta pozycja nie przekonała. Twojego bloga znam, znam:)nawet jest w ulubionych;) bardzo chętnie zapoznałabym się z Twoim tekstem, więc jesli masz ochote, to śmiało mi go wysyłaj
pozdrawiam serdecznie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńmój kominek 10024814 - daj znać na jaki adres ma iść - i który tekst wysłać ten nowy - post-apo, czy ten który poległ w konkursie. Chyba lepiej zacząć od nowego bo lepszy mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńJak możesz mailem, to na capitantrips@va.pl, chętnie przeczytam oba:)
OdpowiedzUsuń