poniedziałek, 5 października 2009

"Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie pójdę do nieba"


Jesień jeszcze nie dała nam popalić na dobre, ale już zaczynam skrzętnie wyszukiwać lektur, które poprawiają humor. F. Flagg jest więcej niż doskonałym lekarstwem na jesienną niepogodę.

Przy akompaniamencie okrzyków: „Ciocia Elner znów spadła z drzewa”, rozgrywa się historia niesamowitej podróży pewnej amerykańskiej staruszki.
Fannie Flagg jest znana z ciepłych, czasami nieco przesłodzonych historii, o amerykańskiej prowincji i jej mieszkańcach.
"Nie mogę się doczekać..." jest próbą odpowiedzi na pytania: co czeka nas po śmierci? I jak wygląda ta „druga strona”? , o ile oczywiście istnieje.
Odpowiedzią ma być relacja zdana przez nieco ekscentryczną dziewięćdziesięciolatkę, która zabija się , spadając z drzewa figowego (notabene- nie jest to jej pierwszy taki upadek).
Ciocia Elner trafia do nieba, które jest równie naiwne, jak ona sama. Najwyższa Istota, w postaci starej sąsiadki, z dawnych lat i jej męża, odpowiada na różne „metafizyczne pytania” ( np. „po co istnieją pchły?”), by z kawałkiem świeżo upieczonego ciasta i posłannictwem do ludzi, odesłać cioteczkę z powrotem na ziemski padół.
Przesłanie Istoty, legitymującej się wieloma wizytówkami: Budda, Mahomet, a nawet Elvis Presley, nie zaskakuje swoją oryginalnością. Ludzie mają cierpliwie czekać na lepsze jutro, które niewątpliwie nadejdzie niebawem.
Nakarmiona banałami i ciastem, staruszka zmartwychwstaje, budząc przerażenie pielęgniarek i konsternację lekarzy. Swoją wiedzą na temat zaświatów dzieli się tylko z najbliższymi, powszechne głoszenie dobrej nowiny nie jest jej dane- milczy na prośbę znerwicowanej siostrzenicy, która boi się, by cioteczka nie trafiła do szpitala dla psychicznie chorych.
Wkrótce staruszka umiera, tym razem na dobre…
Można by rzec: „oto niebo na miarę naszych możliwości” i lekceważąco wzruszyć ramionami nad banalna opowieścią o kryształowych schodach i zmarłych uczących się gry na puzonie. Sielankowa i nieco kiczowata wizja „drugiej strony” może śmieszyć, ale to niebo naiwnej i infantylnej staruszki.
Kobiety zadającej setki dziwnych pytań, która zachowała dziecięcą naiwność. Nieco stukniętej i zdziwaczałej, nie przejmującej się konwenansami, znajdującej wspólny język z opóźnioną w rozwoju dziewczyną i kierowcą tira.
Więc czy jej niebo mogłoby być inne?
Książki F. Flagg są specyficzne, pisane „ku pokrzepieniu” zwykłe opowieści z happy endem i zapachem świeżego ciasta w tle.
Można się zżymać na ich „lukrowany” nastrój lub poddać się nieco staroświeckim opowieściom.Najnowsze dzieło tejże autorki, nie odbiega od poprzednich. To te same historie, tylko z lekką nutką “metafizyki”- ale to metafizyka starszej pani w ciepłych kapciach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz