Jesień jeszcze nie dała nam popalić na dobre, ale już zaczynam skrzętnie wyszukiwać lektur, które poprawiają humor. F. Flagg jest więcej niż doskonałym lekarstwem na jesienną niepogodę.
Przy akompaniamencie okrzyków: „Ciocia Elner znów spadła z drzewa”, rozgrywa się historia niesamowitej podróży pewnej amerykańskiej staruszki.
Fannie Flagg jest znana z ciepłych, czasami nieco przesłodzonych historii, o amerykańskiej prowincji i jej mieszkańcach.
"Nie mogę się doczekać..." jest próbą odpowiedzi na pytania: co czeka nas po śmierci? I jak wygląda ta „druga strona”? , o ile oczywiście istnieje.
Odpowiedzią ma być relacja zdana przez nieco ekscentryczną dziewięćdziesięciolatkę, która zabija się , spadając z drzewa figowego (notabene- nie jest to jej pierwszy taki upadek).
Ciocia Elner trafia do nieba, które jest równie naiwne, jak ona sama. Najwyższa Istota, w postaci starej sąsiadki, z dawnych lat i jej męża, odpowiada na różne „metafizyczne pytania” ( np. „po co istnieją pchły?”), by z kawałkiem świeżo upieczonego ciasta i posłannictwem do ludzi, odesłać cioteczkę z powrotem na ziemski padół.
Przesłanie Istoty, legitymującej się wieloma wizytówkami: Budda, Mahomet, a nawet Elvis Presley, nie zaskakuje swoją oryginalnością. Ludzie mają cierpliwie czekać na lepsze jutro, które niewątpliwie nadejdzie niebawem.
Nakarmiona banałami i ciastem, staruszka zmartwychwstaje, budząc przerażenie pielęgniarek i konsternację lekarzy. Swoją wiedzą na temat zaświatów dzieli się tylko z najbliższymi, powszechne głoszenie dobrej nowiny nie jest jej dane- milczy na prośbę znerwicowanej siostrzenicy, która boi się, by cioteczka nie trafiła do szpitala dla psychicznie chorych.
Wkrótce staruszka umiera, tym razem na dobre…
Można by rzec: „oto niebo na miarę naszych możliwości” i lekceważąco wzruszyć ramionami nad banalna opowieścią o kryształowych schodach i zmarłych uczących się gry na puzonie. Sielankowa i nieco kiczowata wizja „drugiej strony” może śmieszyć, ale to niebo naiwnej i infantylnej staruszki.
Kobiety zadającej setki dziwnych pytań, która zachowała dziecięcą naiwność. Nieco stukniętej i zdziwaczałej, nie przejmującej się konwenansami, znajdującej wspólny język z opóźnioną w rozwoju dziewczyną i kierowcą tira.
Więc czy jej niebo mogłoby być inne?
Książki F. Flagg są specyficzne, pisane „ku pokrzepieniu” zwykłe opowieści z happy endem i zapachem świeżego ciasta w tle.
Można się zżymać na ich „lukrowany” nastrój lub poddać się nieco staroświeckim opowieściom.Najnowsze dzieło tejże autorki, nie odbiega od poprzednich. To te same historie, tylko z lekką nutką “metafizyki”- ale to metafizyka starszej pani w ciepłych kapciach.
Przy akompaniamencie okrzyków: „Ciocia Elner znów spadła z drzewa”, rozgrywa się historia niesamowitej podróży pewnej amerykańskiej staruszki.
Fannie Flagg jest znana z ciepłych, czasami nieco przesłodzonych historii, o amerykańskiej prowincji i jej mieszkańcach.
"Nie mogę się doczekać..." jest próbą odpowiedzi na pytania: co czeka nas po śmierci? I jak wygląda ta „druga strona”? , o ile oczywiście istnieje.
Odpowiedzią ma być relacja zdana przez nieco ekscentryczną dziewięćdziesięciolatkę, która zabija się , spadając z drzewa figowego (notabene- nie jest to jej pierwszy taki upadek).
Ciocia Elner trafia do nieba, które jest równie naiwne, jak ona sama. Najwyższa Istota, w postaci starej sąsiadki, z dawnych lat i jej męża, odpowiada na różne „metafizyczne pytania” ( np. „po co istnieją pchły?”), by z kawałkiem świeżo upieczonego ciasta i posłannictwem do ludzi, odesłać cioteczkę z powrotem na ziemski padół.
Przesłanie Istoty, legitymującej się wieloma wizytówkami: Budda, Mahomet, a nawet Elvis Presley, nie zaskakuje swoją oryginalnością. Ludzie mają cierpliwie czekać na lepsze jutro, które niewątpliwie nadejdzie niebawem.
Nakarmiona banałami i ciastem, staruszka zmartwychwstaje, budząc przerażenie pielęgniarek i konsternację lekarzy. Swoją wiedzą na temat zaświatów dzieli się tylko z najbliższymi, powszechne głoszenie dobrej nowiny nie jest jej dane- milczy na prośbę znerwicowanej siostrzenicy, która boi się, by cioteczka nie trafiła do szpitala dla psychicznie chorych.
Wkrótce staruszka umiera, tym razem na dobre…
Można by rzec: „oto niebo na miarę naszych możliwości” i lekceważąco wzruszyć ramionami nad banalna opowieścią o kryształowych schodach i zmarłych uczących się gry na puzonie. Sielankowa i nieco kiczowata wizja „drugiej strony” może śmieszyć, ale to niebo naiwnej i infantylnej staruszki.
Kobiety zadającej setki dziwnych pytań, która zachowała dziecięcą naiwność. Nieco stukniętej i zdziwaczałej, nie przejmującej się konwenansami, znajdującej wspólny język z opóźnioną w rozwoju dziewczyną i kierowcą tira.
Więc czy jej niebo mogłoby być inne?
Książki F. Flagg są specyficzne, pisane „ku pokrzepieniu” zwykłe opowieści z happy endem i zapachem świeżego ciasta w tle.
Można się zżymać na ich „lukrowany” nastrój lub poddać się nieco staroświeckim opowieściom.Najnowsze dzieło tejże autorki, nie odbiega od poprzednich. To te same historie, tylko z lekką nutką “metafizyki”- ale to metafizyka starszej pani w ciepłych kapciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz