środa, 14 października 2009

Dziewczęta z Nowolipek




Miałam czytać coś pogodnego, by przeciwdziałać jesiennej chandrze, ale jakoś tak ręka sięgnęła po „Dziewczęta z Nowolipek” i nie żałuję! Arcysmutna i przygnębiająca lektura pochłonęła mnie na pół dnia.

Z jednej strony, to wyjątkowa powieść wyjątkowej autorki, której losy były nie mniej dramatyczne, niż dzieje jej bohaterek. Gojawiczyńska: urodzona w rodzinie rzemieślniczo-robotniczej, wcześnie osierocona, właściwie pozostawiona sama sobie. Prawie bez wykształcenia, samotna matka, tułająca się po kraju w poszukiwaniu pracy. Nic dziwnego, że jej powieść jest dziełem naznaczonym fatalizmem.

Niesamowite, jak udało się autorce ukazać dwoistość tytułowych Nowolipek! Z jednej strony to getto biedy, piętnujące swoich mieszkańców na całe życie, miejsce w którym marzenia, to czysta sukienka, czy też landrynki. Pełne przegranych ludzi i wielu twarzy biedy. Z drugiej strony to miejsce, w którym przestrzega się zasad, których próżno szukać w bogatych dzielnicach. Prości i biedni ludzie potrafią być bardziej szlachetni i prawi, niż bogacze do których wzdychają nasze bohaterki, o czym niestety przyjdzie im się przekonać.

A te różnorodne postacie dziewczęce, tak różne i tak podobne w próbie wyrwania się z biedy i w szukaniu miłości…

Czekam teraz na paczkę z „Rajską jabłonią”, zakończeniem tej fascynującej dylogii.

1 komentarz:

  1. Nie przebrnęłam przez to morze smutku... Może teraz dokończę?

    OdpowiedzUsuń