Książka, o tym jakże wdzięcznym tytule, niewątpliwie należy do ewenementów literackich: stanowiąc dziwaczną hybrydę taniego romansidła i horroru, z wątkiem kryminalnym w tle.
Nie jest to twór udany: historia ślicznej kelnerki-telepatki, zakochanej w wampirze, poraża naiwnością oraz schematycznymi rozwiązaniami fabularnymi.
Główna bohaterka- Sookie, potrafi czytać w myślach innych ludzi, co powoduje jej wyobcowanie, w życiu uczuciowym też nie wiedzie się jej najlepiej; zresztą: jaka kobieta chciałaby wiedzieć, co myśli facet na randce?
Uważana przez większość mieszkańców małego miasteczka za dziwaczkę, prowadzi skromny żywot kelnerki, aż do momentu przyjazdu przystojnego wampira, o dźwięcznym i „bardzo” wampirzym imieniu: Bill. Sookie w myślach wampirów czytać nie potrafi, więc oczywiste jest, że towarzystwo przystojnego, ciemnowłosego wampira jest dla niej pożądane.
Miłość tej pary: blond laleczki i mrocznego bruneta , utrzymanej w kolorystyce Barbie i Kena, to główny wątek powieści.
Gdzieś na uboczu toczy się wątek kryminalny: ktoś morduje młode, niewykształcone dziewczyny, na ich udach policja znajduje ślady ugryzień. Podejrzenie pada także na Billa…
Pomysł na książkę był, jednak wszystko zaprzepaściło wykonanie. Kostium powieści fantastycznej, nałożony na zwykłą , banalną historyjkę miłosną, rozłazi się w szwach, odsłaniając cukierkowe love story, z obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem i piękną parą głównych bohaterów.
Główna bohaterka to słodka idiotka, której największym dylematem życiowym jest: w co się ubrać dnia następnego. Niezależnie od tego, co się właśnie wydarzyło: śmierć koleżanki, próba morderstwa jej samej, czy tragedia rodzinna, Sookie debatuje przez pół strony, jak dobrać dodatki, by urzec wampirycznego kochanka.
Wampiry, w książce pani Harris, to stwory zakopujące się w dzień pod ziemią: w ten sposób Bill chowa się przed słońcem. Pozazdrościć tylko zapału i zdolności utrudniania sobie samemu życia…W dodatku jest bezbarwną postacią, autorka wkłada w jego usta nie tylko długie kły, ale także najbardziej beznadziejne i schematyczne kwestie: „ jako wampir starałem się pozostać osobą cywilizowaną, czyli na swoje ofiary wybierałem złych ludzi i nigdy nie żywiłem się dziećmi”; pozbawiając go w dodatku aury tajemniczości. Taki harcerz- wampir nie jest najciekawszym materiałem na opowieść, Bill nie ściąga kotków z drzewa, ale rekompensuje to, prowadząc wykłady o historii dla emerytów…
Pod koniec cała opowieść staje się nieznośną, naprawdę mieszanką, w której motywy, legendy i gatunki literackie łączą się w coś, co tylko najbardziej życzliwi mogliby nazwać sensownym zakończeniem. Książka sprawia wrażenie, jakby autorka nie bardzo wiedziała jaki gatunek literacki chce stworzyć, a na zabawy a’la postmodernizm nie bardzo starczyło talentu. Całość budzi podobne uczucia, jak Britney Spears, ubrana w skórzane spodnie i śpiewająca: I love Rock’ n’ Roll. Jedno z drugim nijak się łączy…
Nie jest to twór udany: historia ślicznej kelnerki-telepatki, zakochanej w wampirze, poraża naiwnością oraz schematycznymi rozwiązaniami fabularnymi.
Główna bohaterka- Sookie, potrafi czytać w myślach innych ludzi, co powoduje jej wyobcowanie, w życiu uczuciowym też nie wiedzie się jej najlepiej; zresztą: jaka kobieta chciałaby wiedzieć, co myśli facet na randce?
Uważana przez większość mieszkańców małego miasteczka za dziwaczkę, prowadzi skromny żywot kelnerki, aż do momentu przyjazdu przystojnego wampira, o dźwięcznym i „bardzo” wampirzym imieniu: Bill. Sookie w myślach wampirów czytać nie potrafi, więc oczywiste jest, że towarzystwo przystojnego, ciemnowłosego wampira jest dla niej pożądane.
Miłość tej pary: blond laleczki i mrocznego bruneta , utrzymanej w kolorystyce Barbie i Kena, to główny wątek powieści.
Gdzieś na uboczu toczy się wątek kryminalny: ktoś morduje młode, niewykształcone dziewczyny, na ich udach policja znajduje ślady ugryzień. Podejrzenie pada także na Billa…
Pomysł na książkę był, jednak wszystko zaprzepaściło wykonanie. Kostium powieści fantastycznej, nałożony na zwykłą , banalną historyjkę miłosną, rozłazi się w szwach, odsłaniając cukierkowe love story, z obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem i piękną parą głównych bohaterów.
Główna bohaterka to słodka idiotka, której największym dylematem życiowym jest: w co się ubrać dnia następnego. Niezależnie od tego, co się właśnie wydarzyło: śmierć koleżanki, próba morderstwa jej samej, czy tragedia rodzinna, Sookie debatuje przez pół strony, jak dobrać dodatki, by urzec wampirycznego kochanka.
Wampiry, w książce pani Harris, to stwory zakopujące się w dzień pod ziemią: w ten sposób Bill chowa się przed słońcem. Pozazdrościć tylko zapału i zdolności utrudniania sobie samemu życia…W dodatku jest bezbarwną postacią, autorka wkłada w jego usta nie tylko długie kły, ale także najbardziej beznadziejne i schematyczne kwestie: „ jako wampir starałem się pozostać osobą cywilizowaną, czyli na swoje ofiary wybierałem złych ludzi i nigdy nie żywiłem się dziećmi”; pozbawiając go w dodatku aury tajemniczości. Taki harcerz- wampir nie jest najciekawszym materiałem na opowieść, Bill nie ściąga kotków z drzewa, ale rekompensuje to, prowadząc wykłady o historii dla emerytów…
Pod koniec cała opowieść staje się nieznośną, naprawdę mieszanką, w której motywy, legendy i gatunki literackie łączą się w coś, co tylko najbardziej życzliwi mogliby nazwać sensownym zakończeniem. Książka sprawia wrażenie, jakby autorka nie bardzo wiedziała jaki gatunek literacki chce stworzyć, a na zabawy a’la postmodernizm nie bardzo starczyło talentu. Całość budzi podobne uczucia, jak Britney Spears, ubrana w skórzane spodnie i śpiewająca: I love Rock’ n’ Roll. Jedno z drugim nijak się łączy…
Tak na marginesie: serial nakręcony na podstawie ksiażki, o dziwo jest całkiem fajny
ostatnie zdanie powinno brzmieć: o dziwo serial jest rewelacyjny :]
OdpowiedzUsuń