Każdy twórca fantastyki tworzący
powieść w stylu heist book, musi
liczyć się z porównaniami do książek
Scota Lyncha, a sami dobrze wiecie, że trudno wyjść z takiej konfrontacji
obronną ręką.
„Szóstka wron” nie jest może dziełem
przełomowym w swoim gatunku, ale niewątpliwie stanowi kawałek porządnej
rozrywki. Autorka zaczyna klasycznie: niebezpiecznym zadaniem, zbieraniem
drużyny różnorodnych indywidualności i opracowaniem planu niewykonalnego
pozornie skoku.
Nie czytałam
Trylogii Grisza, więc początkowo zasady funkcjonowania magii były dla mnie
nieco niejasne, ale trwało to zaledwie kilkanaście stron i nie umniejszyło
przyjemności eksplorowania mrocznego świata.
Kaz Brekker to siedemnastoletni
geniusz przestępczy, szefujący gangowi Szumowin, jednej z bezwzględnych band grasujących
w Ketterdamie. Napędzany pragnieniem zemsty Kaz pewnego dnia otrzymuje
propozycję, która może pozwolić mu na wyrównanie porachunków z odwiecznym
wrogiem: niebezpieczną misję za ogromne pieniądze. Musi „jedynie” włamać się do
niezdobytej do tej pory wojskowej twierdzy i uwolnić śmiertelnie niebezpiecznego
zakładnika. Dokonanie tego wymaga skompletowania nie lada grupy.
Jak mawia klasyk: „Przed wyruszeniem
w drogę należy zebrać drużynę” i właśnie to Brekker robi; zbiera szóstkę ludzi
na tyle odważnych, głupich lub zdesperowanych, by zgodzili się wyruszyć z nim w
samobójczą misję. Każde z nich ma swoją niełatwą biografię i mroczną
przeszłość, która napędza ich teraźniejsze działania, a także specyficzne
zdolności niezbędne dla wykonania zadania. Ich wzajemne interakcje niejednokrotnie
powodują spięcia i bywa, że zagrażają powodzeniu misji. Nic dziwnego, że co
rusz członkowie drużyny muszą życzyć sobie powodzenia słowami: „Żadnych
żałobników. Żadnych pogrzebów.”
Akcja toczy się niezwykle wartko: mamy
plan i niezwłocznie przystępujemy do jego wykonania, po drodze demolując co się
da i znacząco mieszając szyki wszystkim stającym naszym bohaterom na drodze .
Potyczki z wrogiem mieszają się ze słownymi przepychankami członków gangu,
mroczne sceny sąsiadują z czarnym humorem, a my niepostrzeżenie, strona po
stronie, przywiązujemy się do bohaterów, sekundując ich poczynaniom i trzymając
kciuki, by autorce nie wpadło czasami do głowy pozbyć się któregoś z nich.
Bardugo stawia na małoletnich
bohaterów: wszyscy protagoniści mają po kilkanaście lat i to jest największa słabość
tej książki. Trudno uwierzyć w genialnych wirtuozów zbrodni, nawet gdy stoi za
nimi wieloletnie doświadczenie w oszukiwaniu innych, ale prawie niemożliwe jest
rzetelne przedstawienie nastolatka w roli mózgu gangu. Postarzenie postaci
przynajmniej dwukrotnie nie wpłynęłoby znacząco na fabułę, a znacznie
poprawiłoby wiarygodność opowieści. W całą resztę jestem skłonna uwierzyć, gdyż
nawet najbardziej niewykonalne poczynania bohaterów przynależą do stylistyki
tego typu opowieści: nawet jeżeli jest to kradzież czołgu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz