piątek, 25 września 2015

Syreny, mnisi i kicz na wyspie Egret.


Sue Monk Kidd podbiła serca czytelników powieściami poruszającymi trudny temat segregacji rasowej oraz emancypacji kobiet. „Opactwo Świętego Grzechu” odbiega znacznie od znanych nam książek amerykańskiej pisarki.
            Historia zaczyna się bardzo klasycznie, wręcz banalnie: kobieta w średnim wieku przeżywa kryzys w małżeństwie, dostrzegając stagnację swojego związku oraz miałkość egzystencji, jaką  prowadzi. Dni podobne do paciorków beznadziejnie przesuwanych między palcami- tak Jessie Sullivan postrzega swoje życie, za wszelką cenę pragnąc zmiany. Poznajemy ją w momencie, gdy zastanawia się: jak dzika dziewczynka z wyspy Egret zmieniła się w stateczną panią domu, odrzucającą artystyczne pasje, doskonale przyciętą do ram wizerunku  matki i żony.  
            Sygnałem do zmian jest dramatyczny telefon przyjaciółki matki Jessie, wzywający naszą bohaterkę do domu: jej pobożna rodzicielka właśnie obcięła sobie  palec i odmawia wszelkich wyjaśnień dotyczących tego  makabrycznego postępku. Jessie wyrusza w podróż, która skonfrontuje ją nie tylko z demonami przeszłości, ale również z udręką teraźniejszości, w której tak bardzo się dusi.
            Podróż malarki  do rodzinnego gniazda, pełnego dobrych i koszmarnych wspomnień przywodzi na myśl „Kocie oko” Margaret Atwood, jednak w przeciwieństwie do kanadyjskiej pisarki, Monk zdecydowała się okrasić całość wątkiem romansowym, osłabiając w ten sposób wymowę książki.  Potężna fala uczucia pomiędzy Jessie, a poznanym na wyspie mężczyzną, opisana jest językiem rodem z tandetnych powieści. Miłość od pierwszego wejrzenia, spotkania w księżycową noc, sny o ukochanym -  to wszystko niebezpiecznie balansuje na krawędzi kiczu.
            Żal mi wątków zaledwie nakreślonych, a tak obiecujących. Zamiast czytać o zakazanym uczuciu wolałabym dowiedzieć się więcej o niezwykłej przyjaźni trzech kobiet, przyjaźni tak silnej, że przetrwała śmierć i szaleństwo. Cudownie byłoby oczytać nieco więcej o dzieciństwie w tak niezwykłym miejscu, jak wyspa Egret, zamieszkanej  przez malownicze indywidua.
            Nie udało się także, według mnie, wykorzystać w pełni potencjału tajemnicy  ojca Jessie i jego tragicznej śmierci, motywu, którego rozwiązanie  da się przewidzieć już od połowy książki. Kidd nie zaskakuje niczym poza sięganiem po wyświechtane frazesy i kiczowate rozwiązania.
            Demony przeszłości, konfrontacja z koszmarami dzieciństwa, poszukiwanie swego miejsca na ziemi, życie w poczuciu winy- te wszystkie wątki zepchnięte w cień przez banalną historię miłosną, zasługiwały na zdecydowanie więcej miejsca w powieści, która mogła być naprawdę poruszająca.  Zdecydowanie „Opactwo Świętego Grzechu” nie będzie moją ulubioną książką autorki, którą przecież niezwykle cenię za „Sekretne życie pszczół”  oraz „Czarne skrzydła”.

Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl

2 komentarze:

  1. Czy ja wiem, czy kiczowate i wyświechtane rozwiązania? Takie bywa życie, dla postronnych zwyczajnie banalne, dla zaangażowanych dramatyczne i wyjątkowe :) Sue Monk Kidd potrafiła ten banał przedstawić w sposób, który daje czytelnikowi namiastkę tej wyjątkowości, którą musieli przeżywać i czuć bohaterowie. Nie każdemu autorowi się to udaje, w przypadku tej autorki ja to kupuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to niestety nie przekonało, zwłaszcza, że mam w stosunku do tej autorki wysokie oczekiwania :)

      Usuń