Tytułowy potwór to Brian, elegancki i przystojny ojciec czworga dzieci, w którym zakochała się piękna Roz, autorka i jednocześnie główna bohaterka wstrząsającej historii o domowej przemocy.
Dziesięć lat „związku” tej pary to dziesięć lat koszmaru przeżywanego przez kobietę poddawaną przemocy słownej, emocjonalnej, seksualnej i psychicznej. Bita, zdradzana, upokarzana na setki przeróżnych sposobów, Roz przez cały czas „związku” prowadziła rodzaj pamiętnika - były nim jej rysunki, które w pewnym momencie pozwoliły bohaterce spojrzeć na wszystko to, z właściwej perspektywy, dzięki czemu mogła w końcu odejść od swojego prześladowcy.
Przemoc domowa, objawiająca się w przeróżny sposób, jest zjawiskiem obecnym w co piątej polskiej rodzinie, są to dane porównywalne z tym, co dzieje się na całym świecie. Ofiarami przeważnie są kobiety, schemat zawsze jest ten sam: przystojny, czuły i troskliwy mężczyzna zmienia się po pewnym czasie w bestię, tak jak Brian. Człowiek, który jawi się jako czysta emanacja zła, dręczący: kobietę, którą podobno kocha, własne dzieci, pracowników, obcych ludzi, wszystkie żywe istoty znajdujące się wokół niego, łącznie z psem... To ktoś, kto potrafi powiedzieć kilkuletniej córce, że spowodowała śmierć własnej matki, swoim niegrzecznym zachowaniem... Kluczem do tej postaci są słowa wypowiadane przez Briana, w momencie przeglądania danych osobowych pracowników: „Naprawdę łatwo można kontrolować i niszczyć ludzi. Trzeba tylko wywołać dysfunkcję, ponieważ w jej rezultacie rodzi się niepewność. Z chwilą, gdy ktoś przestaje się czuć bezpieczny, można z nim zrobić co tylko się chce.” I to właśnie robi Brian z Roz, zmieniając jej życie w koszmar. Cała historia została przedstawiona w formie komiksu, co powoduje, że wyróżnia się na tle innych opowieści o przemocy domowej. Ten sposób podawania treści miał spowodować, że całość silniej przemawia do czytelnika. Powiedzmy sobie szczerze - zobojętnieliśmy w znacznym stopniu na opowieści o tym, jak mężczyzna dręczy „swoją” kobietę. Ten temat był wielokrotnie poruszany, między innymi w licznych kampaniach społecznych. Komiks Roz Penfold jest próbą autorefleksji, rodzajem „obrazkowej psychodramy”, którą dzieli się z odbiorcą. Forma, w jakiej to robi, zdecydowanie wzmacnia siłę przekazu. Całość, w założeniu, miała być przestrogą lub/i motywacją do zmian czytelniczki/czytelnika, którego rodzina doświadczyła czegoś podobnego.
Nie wiem, czy spełni ten postulat. Przymusowa aborcja, upokorzenia, zdrady, widok wykorzystywanych i dręczonych dzieci nie były przez dziesięć lat wystarczającym powodem dla autorki komiksu do tego, by opuściła swojego potwora. Czy istnieje więc możliwość, że inne kobiety, uwikłane w ten sam mechanizm przemocy, po przeczytaniu opowieści Roz, zdecydują się na porzucenie bestii, z którymi żyją? Raczej należy w to wątpić... Bardziej prawdopodobny i realny do spełnienia jest postulat o funkcji ostrzegawczej. Książka wyczula na najmniejsze nawet przejawy agresji fizycznej, bądź psychicznej ze strony mężczyzn, pokazuje, w jak kunsztowny sposób partner potrafi doprowadzić do tego, że wykształcona kobieta, kierująca własną firmą zostaje sprowadzona do rangi przedmiotu. Ostrzega, nagłaśnia problem, pokazując jednocześnie, że przemoc domowa może trafić w każdego z nas: niezależnie, od tego czy mamy podstawowe, średnie, czy wyższe wykształcenie. Nie sprawia tylko, że pojmujemy, jak to możliwe, że „silna asertywna kobieta pozwoli się poniżać...” Ale czy to da się pojąć? Literatura tego typu, może pokazać nam skalę zjawiska, jakim jest przemoc w domu, ale nigdy nie pozwoli osobie, która takiej przemocy nie doświadczyła, wczuć się w ofiarę. Ja nie rozumiem kobiety, która przez dziesięć lat pozwoliła na odebranie godności sobie i dzieciom, których opiekunką została, dziesięć lat życia poświęcając w imię źle rozumianej miłości. I mam nadzieję, że nigdy tego nie zrozumiem…
A może to wcale nie miała przede wszystkim przestroga, a przede wszystkim autoterapia?
OdpowiedzUsuńNa pewno w dużej mierze
Usuń