Rok
1481 zapisał się w historii, jako moment powołania przez Izabelę Kastylijską
inkwizycji, prawdziwej machiny terroru stworzonej w celu wyszukiwania,
nawracania i karania heretyków. Powstanie tego systemu sądowo- śledczego w krótki
czasie spowodowało, że w Hiszpanii zapłonęły stosy…
Kalogridis
główną bohaterką swojej powieści uczyniła Marisol Garcię, córkę zamożnego
chrześcijanina don Diega i konwertytki Magdaleny. Tutaj konieczna jest uwaga,
że Hiszpania XV wieku była miejscem, gdzie początkowo koegzystowali względnie
spokojnie chrześcijanie z dziada pradziada i konwertyci- ludzie, którzy
zmienili swoje wyznanie na katolickie, sam król Ferdynand był konwertytą, co
dowodzi powszechności zjawiska we wszystkich stanach społecznych. Sytuacja
uległa dramatycznej zmianie, gdy przyjęto dekret na mocy którego wszelkie
donosy i oskarżenia, także anonimowe, nabrały mocy niepodważalnego dowodu dla
sądów zajmujących się kwestią religii. Nietrudno było przewidzieć katastrofalne
skutki, jakie przyniosło uprawomocnienie tego zarządzenia: oskarżenia zaczęły
sypać się jak z rękawa, drobne niesnaski z sąsiadem potrafiły zakończyć się
oskarżeniem o herezję, konfiskatą majątku, a nawet śmiercią.
Życie
beztroskiej jedynaczki, jaką jest Marisol, zmienia się dramatycznie pod wpływem
zwiększających się wpływów inkwizycji, która z instytucji podległej parze
królewskiej zmienia się w coś znacznie potężniejszego. Oskarżenie matki o
herezję przewraca do góry nogami świat dziewczyny-w tym momencie jedynym
ratunkiem dla całej rodziny wydaje się korzystne małżeństwo i tak zakochana w
innym, Marisol zostaje żoną prokuratora
inkwizycji. Gabriel Hojeda, to człowiek równie wpływowy jak okrutny, którego postępowanie
szybko powoduje, że jedynym uczuciem jakie jest w stanie żywić do niego małżonka,
jest narastający wstręt i nienawiść. Co gorsza, wkrótce okazuje się, że bycie
tytułową żoną inkwizytora nie gwarantuje bezpieczeństwa ani Marisol, ani jej
ojcu i młodziutka dziewczyna wkrótce zmuszona zostanie do podejmowania
dramatycznych decyzji.
Szkoda
trochę zmarnowanego potencjału, jaki kryje w sobie tematyka-uproszczenia
fabularne i przesadny sentymentalizm kierują powieść Kalogridis raczej w
kierunku zwykłego romansu historycznego. Wątek ukochanego z młodości, który
nagle pojawia się ponownie w życiu bohaterki osłabia nieco wymowę całej
powieści, niepotrzebnie dodając dramatyzmu i tak skomplikowanym losom
dziewczyny skazanej na życie w ciągłym strachu. Wydaje się, że autorce zabrakło
odwagi, by pozbawić opowieść niepotrzebnych ozdóbek i wątków, tak charakterystycznych dla
romansów. Historia dziewczyny o „złym” pochodzeniu mogłaby poruszać o wiele
bardziej, gdyby ograniczyć melodramatyczne wtręty i zostawić tylko zmagania
kobiety z piekłem pochłaniającym jej dotychczasowy świat. Trudno także nie
zauważyć, że tworząc bohaterów autorka zdecydowała się na dosyć jednowymiarowe
konstrukcje: nie ma tutaj bohaterów złożonych i wielowymiarowych, mamy jedynie
do czynienia z figurami stereotypowych złych i dobrych postaci, pozbawionych
większej głębi psychologicznej.
Złożone
losy Hiszpanii rozdartej wewnętrznymi konfliktami i zdanej na łaskę
potężniejącej inkwizycji zostały dobrze oddane, choć momentami nie można oprzeć
się wrażeniu, że trudna tematyka trochę przerosła autorkę. Nie obyło się bez
schematycznych rozwiązań i uproszczeń, które obniżają poziom całości i niestety
zabrakło kilku czynników sprawiających, że całość byłaby czymś więcej, niż jednorazowa
lektura do której się już nie wraca.
Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl
Miałam podobne wrażenia - dobrze się zapowiadało, ale potencjał został zmarnowany...
OdpowiedzUsuńPrawda? a szkoda:)
Usuń