Abercrombie
jest pisarzem, który podbił moje serce już dawno temu. Fenomenalne połączenie
czarnego humoru, wyrazistych bohaterów i widowiskowych scen, to wyznaczniki
stylu amerykańskiego pisarza, które wyjątkowo przypadły mi do gustu. Ostatnio,
do rąk wiernych czytelników trafiła nareszcie ostatnia część trylogii „Pierwsze
prawo”, osadzonej w tym samym uniwersum, co „Zemsta…”, „Bohaterowie” i
„Czerwona kraina”.
Ponownie
autor daje nam kawałek solidnej fantastyki, krwawej i poruszającej, z postaciami,
którzy na długo zapadają w pamięć. Poprzedni tom zakończył się nieudaną wyprawą
bohaterów, zmierzających w tej części do Adui, by tam się rozdzielić: każde z
nich zmierza w swoją stronę, by w finale ich losy ponownie się połączyły w
przewrotnym zwrocie akcji. Autor zdaje się nawiązywać do Malazańskiej Księgi
Poległych, cyklu opowiadającego o wielu postaciach miotanych przez siły wyższe,
skazanych na walkę z mrocznym przeznaczeniem. U obu autorów spotkać można wielotorowo
prowadzoną narrację przeskakującą sprawnie od jednego bohatera do drugiego, a
także fatum nieubłaganie ścigające wszystkie postacie. Tylko nielicznym udaje
się wyszarpać dla siebie kawałek szczęścia i choć na chwilę zmienić nieubłagany
los.
Logen Dziewięciopalcy,
inkwizytor Glokta i Pierwszy z Magów Bayaz powracają, by snuć swoje intrygi,
walczyć ze sobą nawzajem i łączyć się w dziwne sojusze. Wszystkie ich
poczynania prowadzą do wielkiego finału, który może zaskoczyć czytelników
przyzwyczajonych do łatwych rozwiązań. Ponownie autor daje nam możliwość
poznania emocji obu stron walczących w krwawym konflikcie, opowiadana nam
historia jest pokazywana z punktu widzenia głównych bohaterów znajdujących się
po dwóch stronach barykady, co zdecydowanie zmniejsza komfort czytelnika, nie
mogącego wyraźnie opowiedzieć się za którąś ze stron. Przed naszymi oczami
przesuwają się kolejni bohaterowie, często definiowani poprzez swoje zachowanie
w obliczu zbliżającej się śmierci, odważni, tchórzliwi, zwyczajni i bohaterscy,
tworząc fascynującą panoramę ludzkich zachowań i charakterów.
Malownicza kompania,
złożona w przeważającej części z odrażających szumowin, trudnych do polubienia
(ale tylko na pierwszy rzut oka), sugestywny i mroczny nastrój, a także starannie skomponowana mieszanka patosu i przyziemności,
po raz kolejny sprawdziły się doskonale. Wciągająca opowieść porywa nas już od
pierwszych stron, by nie zwolnić do samego końca: wydarzenia gonią jedno za
drugim, a czytelnik nie może się oderwać od scen pełnych przemocy, potyczek, intryg
i spisków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz