Nastolatków ratujących
świat popkultura prezentowała nam już nieraz, w filmach, książkach i komiksach.
Wydawać by się mogło, że z tego dosyć oklepanego motywu niewiele się już da wycisnąć,
jednakże Brandon Mull słynie z nieszablonowego podejścia do oklepanych
rozwiązań fabularnych. Autor „Baśnioboru” postanowił tym razem wziąć na
warsztat klasyczne fantasy i jakże reprezentatywny dla tego nurtu motyw
wybrańca, czy jednak udało mu się ożywić te przykurzone schematy?
Powieść koncentruje się
na dwójce bohaterów i ich niesamowitych przygodach. Jason i Rachel, to dwójka amerykańskich
trzynastolatków, przeniesionych w magiczny sposób do równoległego świata
zwanego Lyrian, uciskanego rządami krwiożerczego czarnoksiężnika Maldora. Bohaterowie,
zamieszani przypadkowo w spisek mający na celu obalenie tyrana, muszą zebrać
sześć sylab składających się na magiczne słowo pozwalające na pokonanie maga. Zdobywaniu
każdej z sylab towarzyszy poznawanie kolejnego miejsca i kolejnych niezwykłych
mieszkańców Lyrian.
Równoległy świat rządzi
się swoimi prawami i poznajemy je równocześnie z bohaterami przemierzającymi
kolejne kilometry. Wykreowana rzeczywistość czasami zaskakuje, ale przeważnie
jest dosyć statyczna. Trudno także mówić o przesadnie skomplikowanej fabule w
przypadku powtarzającego się motywu: następne spotkania z przyjaciółmi,
sojusznikami i wrogami przeplatają się wzajemnie i po jakimś czasie wywołują
znudzenie czytelnika, oczekującego jakiejś wolty fabularnej.
Dwójka głównych
bohaterów dobrana jest na zasadzie przeciwieństw: Jason jest dosyć porywczy i
nie waha się przed żadnym niebezpieczeństwem, z kolei Rachel reprezentuje sobą zdecydowanie
większe opanowanie. Dziewczynka jest tą, która woli każdą decyzję przemyśleć,
inteligentniejsza i bardziej oczytana wielokrotnie podsuwa rozwiązania na
wyjście z licznych tarapatów. Oboje mają jednak wspólną przywarę: są dosyć
bezbarwni, a przecież trudno się utożsamiać z postacią, której poczynania średnio
nas interesują. Nie zaszkodziłoby tchnięcie troszkę więcej życia w oboje
nastolatków, którzy są poprawni aż do bólu i dopiero pod koniec opowieści
zaczynają nabierać bardziej wyrazistych cech.
Dużo ciekawsze są
postacie drugoplanowe i paradoksalnie główny antagonista. Maldor prezentuje
dosyć ograny zestaw cech czarnego charakteru, ale mimo tego autorowi udało się
stworzyć ciekawą postać tyrana, którego
bawi zmaganie się z buntownikami, czerpiącego satysfakcję z pokonywania
kolejnych nieprzyjaciół. Okrutny i inteligentny jest godnym przeciwnikiem
spiskowców.
Całość powieści nasuwa
skojarzenia z „Alicją w Krainie Czarów” i „Nieskończoną opowieścią”, niestety
bez magii tych dwóch książek. Rozwiązania fabularne zaproponowane przez Mulla
są dosyć schematyczne i nie zaskakują, nuży także liniowa narracja i dosyć
nieskomplikowani bohaterowie. Zabrakło także szczypty oryginalności w kreowaniu
dwójki protagonistów, którzy nie umywają się do rodzeństwa z cyklu „Baśniobór”.
Całość jest poprawną powieścią, która może się podobać, ale po pisarzu tego
formatu spodziewałam się dużo więcej, miejmy nadzieję, że kolejny tom
przyniesie ciekawsze literackie doznania.
Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz