czwartek, 12 kwietnia 2012

W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka

Mark Hodder swoją debiutancką powieścią zaskarbił sobie uznanie zarówno krytyków literackich, jak i sporego grona czytelników.
Przypadła im do gustu świetnie napisana steampunkowa historia, zręcznie łącząca wątki kryminalne z elementami powieści grozy.

Gwoli wyjaśnienia: stempunk jest odmianą fantastyki naukowej, opierającej się na mechanice, większość powieści z tego gatunku rozgrywa się w epoce wiktoriańskiej, ale epoce wiktoriańskiej różniącej się zdecydowanie od tej, którą znamy z lekcji historii; stempunk jest bowiem także częścią nurtu historii alternatywnych. Jak wygląda zatem Londyn w powieści Hoddera? Królowa Wiktoria nie żyje, zamordowana niedługo po koronacji, ciemnymi uliczkami miasta przemykają wilkołaki, a po niebie latają rotofotele. Anglia podzielona jest przez dwie zwalczające się frakcje: inżynierów i eugeników, a każda z nich sukcesywnie zapełnia miasta swoimi „dziełami”: zmutowanymi zwierzętami i monstrualnymi maszynami. Steampunkowe elementy wprowadzone są z doskonałym wyczuciem, nienachalnie, lecz idealnie stylizując tekst i tworząc spójne tło dla toczących się wydarzeń.

Głównym bohaterem uczynił Hodder postać autentyczną: lingwistę i badacza sir Richarda Burtona, którego poznajemy w momencie załamania się jego podróżniczej kariery. Burton traci dobre imię, rzecz niebagatelnego znaczenia w epoce wiktoriańskiej i staje przed wyborem życiowej drogi: może poślubić narzeczoną lub przyjąć propozycję pracy od samego króla. Spokojne życie i domowe pielesze, czy przygoda? Na szczęście dla czytelnika- Burton wybiera to drugie, stając się kimś w rodzaju jednoosobowego Archiwum X, mającego za zadanie badać serie tajemniczych zjawisk nękających Londyn. Jego praca nie należy do najłatwiejszych, gdyż jak mówi jeden z bohaterów: „Żyjemy w burzliwych czasach. Technicy przekraczają granice etyki, libertyni przekraczają granice moralności”, a gdzieś w tle pojawia się tajemnicze monstrum napadające na kobiety i znikające w mgnieniu oka.




Autorowi udało się stworzyć pełnowymiarową rzeczywistość, precyzyjnie opisaną i stanowiącą doskonale funkcjonującą całość - pełną smaczków w rodzaju wyszczekanego Oskara Wilde’a jako małego gazeciarza. Burton i jego pomocnik poeta Swinburne (łączący w sobie masochistyczne zapędy oraz niepowstrzymany pociąg do alkoholu i wpadania w tarapaty) prowadzą nas przez eleganckie salony, zagracone pracownie inżynierów i mroczne uliczki londyńskich slumsów, by odkryć niezwykłą tajemnicę groteskowej postaci Skaczącego Jacka, a przy okazji także całej otaczającej ich rzeczywistości.

Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl

4 komentarze:

  1. W dodatku jak ładnie wydane. Wczoraj oglądałam w księgarni. Jeżeli chodzi o okładki, to Fabryka Słów znów stanęła na wysokości zadania. Chociaż jeszcze lepiej jest wydany ostatni tom opowiadań Pilipiuka. Bardzo podoba mi się ten "przybrązowiony" papier, udające kartki, starego pożółkłego tomiszcza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pilipiuka, a raczej jego ksiązki ;), jeszcze nie widzialam, ale zgadzam sie, że ostatnio te okladki fabryki sa naprawdę fajne.

      Usuń
  2. Fabryka Słów rzeczywiście ładnie wydaje. Te nowe w miekkich okładkach (ale zszywane!) szczególnie przypadły mi do gustu, nie mogłem się oprzeć (zresztą po co?) i kupiłem.
    Co do Pilipiuka, nowy zbiór już w lipcu :) Zawsze mi się miło wraca do tego autora, czy to kiepski Wampir z M-3, czy rewelacyjne opowiadania o doktorze Skórzewskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zauroczyło wydanie "Pana lodowego..."bez porównania z poprzednim ,dlatego też pozwolilam się skusić na całą trylogię:)Mam nadzieje, że te wersje wydawncize, to nie chwilowy trend:)

      Usuń