No troszeczkę przesadziłam: urlop był udany. Także dzięki temu, że dzieciki nie dzwoniły zbyt często, za to spowodowały konflikt na lini kierowca-ochrona, zepsuły napis nad wejściem, leciutko pozarli sie z ochroniarzem (ALE AKURAT TEGO PANA NIE LUBIMY), spaprały kilka zamówień na podręczniki.
I co? Jakoś działamy,a ja uzbrojona z pourlopowe zblazowanie nawet się nie denerwuję, z anielskim usmiechem przesuwając się między regałami, nawet gdy odnajduję "Kubusia Puchatka" na półce z fantastyką.
Mimo wszystko nie narzekam, pesymistycznie zakładałam, że będzie o wiele gorzej, drużyna spisała sie i tak znakomicie, jak na grono nowicjuszy zostawionych samym sobie.
Pozdrawiam moje szkodniki;)
Własna księgarnia... Piękna sprawa! Ech!
OdpowiedzUsuńKubuś Puchatek na fantastyce i od razu atomówką ich traktujesz? :) wolę nie wiedzieć co się stanie gdy się okaże, że na półce z kolejnictwem książki są poukładane obojętnie jak, a nie tak jak były wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńDołączam się do pozdrowień....:-)
OdpowiedzUsuń