Wpis dedykowany tym, którzy maja podobne problemy, w tym mojemu guru chowającemu książki w kuchennych szafkach.
Byłam ostatnio u rodziców, w moim dawnym pokoju odkryłam trzy półki (o których zapomniałam, tak można zapomnieć o trzech półkach wypełnionych książkami-to się chyba nazywa wyparcie) pełne książek, których istnienie zepchnęłam bardzo daaaaaaaaaaleko …
Dowody mojego nałogu leżą także w kuchni u mojej rodzicielki (to taki sam mól książkowy jak ja, więc już dawno temu zdecydowała się na wielki regał w kuchni) , a także na komodzie , gdzie odkładane są paczki przynoszone przez moja dzielną listonoszkę.
Nowe miejsce zamieszkania już wygląda jak składzik makulatury, szczególnie wdzięcznym miejscem są parapety, gdzie książki utrzymywane są w ryzach tylko przez doniczki z bazylią.
Pukam się w głowę i przekonuję samą siebie: Kobieto, coraz starsza jesteś, oczy nie te, tych stosów już masz na dobrych kilka lat czytania, weź se na wstrzymania potem na widok kartonu z nowościami zaczynają mi podejrzanie latać ręce…
Moja druga połowa ze stoickim spokojem znosi na razie moje lekkie uzależnienie, choć nie wątpię, że kiedyś będę musiała ukrywać nowe zakupy. Jedna ze stałych klientek ma na to patent: zakupione książki przysypuje stosem bułek, choć mówi, że jej mąż podejrzanie patrzy na ogromne reklamówki z pieczywem
Powoli zaczyna brakować miejsca, więc mówię sobie dość-najwyżej jedna książka kupiona i góra trzy zamówione u moich „dilerów”… Na szczęście wczorajsze zakupy jeszcze się nie liczą :P Tutaj pozdrowienia dla Ani, której karta zniżkowa zadecydowała o zakupieniu „Służących”.
lekkie uzależnienie nie jest złe, nawet jeśli tyczy się książek :) poza tym można sprawdzić, gdzie kończy się stociki spokój Twojej Drugiej Połowy poprzez zasypanie mieszkania nowymi woluminami :)
OdpowiedzUsuńja jednak potrafię się rozstać z książką, więc totalnie uzależniony nie jestem póki co...
OdpowiedzUsuń