wtorek, 7 czerwca 2011

Nudnawo, aczkolwiek w zbożnym celu.

Tytuł niniejszego tekstu jasno pokazuje, że jego autorka nie dala się uwieść debiutowi literackiemu Atticy Locke, scenarzystki filmowej i telewizyjnej, mocno zaangażowanej w ruch na rzecz praw obywatelskich. „Czarna woda” jest dosyć niesprecyzowaną gatunkowo opowieścią, której przyświecały dobre intencje autorki, aczkolwiek nie idące w parze z umiejętnością tworzenia interesujących historii.
Punktem wyjścia jest autentyczna historia z dzieciństwa Locke: wspomnienie podróży wynajętą łodzią, w trakcie której cała rodzina autorki usłyszała strzały, a potem krzyki kobiece. Na łodzi wybuchł spór, czy oddalić się z miejsca wydarzenia, czy też pomóc wołającej; wygrała opcja druga: ratowanie się i nie angażowanie w ewentualne kłopoty. Wezwanie policji po przybiciu do brzegu nie ukoiło wyrzutów sumienia członków wyprawy i kwestia ta powracała przez całe dzieciństwo Locke. W swojej debiutanckiej powieści autorka postanowiła zmienić bieg wydarzeń: jej bohater ratuje kobietę i tym samym uruchamia całą lawinę wydarzeń, które nie dadzą mu spokoju aż do ostatnich kart książki.
Jay Porter, gdyż tak jest na imię dzielnemu młodemu człowiekowi, jest czarnoskórym amerykańskim prawnikiem, ledwo wiążącym koniec z końcem w ciężkich latach osiemdziesiątych. Ma podupadającą kancelarię prawniczą, ciężarną żonę i jedną klientką: taniutką call- girl. Wynajęcie łodzi z okazji rocznicy ma być chwilą odskoczni i próbą przekonania żony, że nie są w aż tak poważnych tarapatach finansowych. Romantyczny rejs przerywa krzyk kobiety, Porter ją ratuje, wplątując się tym samym w poważne tarapaty: dochodzenie w sprawie zabójstwa, zagrożona staje się jego praca, rodzina, w końcu nawet życie.



Autorce dobrze wyszło sportretowanie społeczeństwa borykającego się z kwestiami dyskryminacji: nasz bohater walczył niegdyś o swoje prawa środkami niezbyt mile widzianymi przez prawo. Teraz stara się być praworządnym obywatelem, w czym niestety przeszkadza mu angażowanie się w strajk czarnoskórych robotników, traktowanych o wiele gorzej, niż ich biali koledzy. Zmuszony przez ciężkie okoliczności Porter wielokrotnie będzie musiał dokonywać trudnych wyborów, od których będzie zależało naprawdę wiele.
Jednak jeżeli chodzi o tempo akcji, umiejętność budowania napięcia itd., Locke zupełnie się nie sprawdza. Brak tego „czegoś”, co powoduje, że z wypiekami na twarzy sekundujemy bohaterowi w jego trudnych wyborach, intryga momentami mocno nuży zamiast wciągać, w wyniku czego „Czarną wodę” czyta się dosyć beznamiętnie i bez żalu odkłada się ją po lekturze na półkę, tam gdzie leżą książki, do których nie zamierzamy już nigdy wracać.

Recenzja dla dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz