czwartek, 9 lutego 2017

Gdzie bóg nie może, tam faceta pośle.



        Poznajcie Cienia, mężczyznę, który właśnie wychodzi z wiezienia, by chwilę potem dowiedzieć się o śmierci ukochanej żony. Co gorsza, żony zdradzającej go z najlepszym przyjacielem… Taki początek nowej drogi życia może zwiastować tylko najgorsze i niekoniecznie musi to oznaczać recydywę.
        Złemu na cały świat i pogrążonemu w żałobie Cieniowi, los stawia na drodze tajemniczego mężczyznę, każącego się nazywać Panem Wednesday i proponującego naszemu bohaterowi posadę ochroniarza. Tak zaczyna się surrealistyczna podróż po Ameryce, mająca pozornie na celu rozwiązanie zagadek kilku zgonów, a tak naprawdę ujawniająca grę o najwyższą możliwą stawkę.  
      Gaiman tworzy swoją najsłynniejszą opowieść w oparciu o rozważania dotyczące losów zapomnianych bogów. Jak wygląda „życie” istot obdarzonych mocą i przyzwyczajonych do hołdów, gdy tych zabraknie? Co się stanie, gdy umrze ostatni wyznawca, a na jego miejsce nie zjawi się nikt nowy? Gdy nie ma nikogo, kto by cię czcił, wielbił, a nawet tylko pamiętał, kim jesteś.
          Wizja brytyjskiego pisarza jest zdecydowanie bardziej ponura, niż ta z „Pomniejszych bóstw” Terrego Pratchetta. Okazuje się, że strącone z piedestału istoty potrafią się doskonale odnaleźć w nowej sytuacji, ale są też takie, które zrobią wszystko, by przywrócić stary porządek. Nawet jeżeli oznaczać to będzie rzeź większości swoich potencjalnych wyznawców, czy też bezlitosne rozprawienie się z uzurpatorami. „Amerykańscy bogowie” są brutalną i krwawą historią zmagań nowych i starych bóstw, w których żadna ze stron nie waha się przed największą nawet podłością, by pokonać przeciwnika.
Forma i objętość „amerykańskich bogów” pozwalają autorowi do woli błyszczeć erudycją: mitologia nordycka miesza się z celtycką, zaraz obok afrykańskiej, hinduskiej i słowiańskiej. Na naszych oczach ożywają bóstwa, a także bohaterowie starych podań i legend. Lekkość z jaką autor tworzy tę wielowątkową narrację zadziwia i po raz kolejny udowadnia, że Gaiman należy do czołówki pisarzy tworzących szeroko rozumianą fantastykę.
Mroczna i miejscami przygnębiająca opowieść, wypełniona czarnym humorem wciąga do ostatniej strony, a spektakularny finał na długo pozostaje z czytelnikiem. 

6 komentarzy:

  1. Oł jessssss!
    Absolutna czołówka.
    A okładka ta nowa, śliczna, co? Mam wcześniejsze wydanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe wydania są przepiękne :) Od nowa zbieram całego Gaimana, żeby mieć wszystko, to co się ukaże w tej wersji :P

      Usuń
    2. Sroczka z ciebie, nie sowa :P
      To jak uzbierasz, zaproś mnie do siebie, pomacam chociaż i się poślinię :P

      Usuń
    3. Hahahaha :D nie ma sprawy, nie organizowałam jeszcze spotkań pt. "chodź pomacaj mój księgozbiór" ;)

      Usuń
    4. :D Dziwnie wyszło, ale co tam, lubię macać cudze :P

      Usuń