Czy życie w
luksusie może zrekompensować brak miłości w związku i całkowite
podporządkowanie mężowi? Takie pytanie stawia sobie pewnego dnia Natalia,
pełniąca do tej pory rolę milczącej ozdóbki, u boku bogatego i wpływowego
małżonka.
Aldona Bognar pokazuje bohaterkę
uwikłaną w sieć zależności od mężczyzn. Natalia długo pozostawała jedyną
córeczką tatusia: całkowicie zależną od niego na każdym kroku. To ojciec
dyktował jak ma się ubierać, co studiować i z kim spotykać, również po
przekroczeniu przez dziewczynę progu dorosłości. Natalia od dzieciństwa
ćwiczona była w trudnej sztuce opanowania, skrywania prawdziwych emocji i
tresowana na „prawdziwą kobietę”, a raczej na jej wyobrażenie wyhodowane w skrzywionym
umyśle tatusia.
Dorosła kobieta płynnie przechodzi
spod kurateli taty w objęcia męża, stanowiącego niemalże klona ojca Natalii. Znów
zaczyna się uzależnienie emocjonalne i finansowe od mężczyzny, który „wie
lepiej”. Wie lepiej, jak powinna się ubierać, co robić, jak spędzać wolny czas,
nawet jak siedzieć, czy też o czym rozmawiać. Bohaterka spragniona prawdziwego
uczucia pozwala sobie wmówić, że to miłość i gorliwie wypełnia coraz
liczniejsze przykazania i nakazy współmałżonka. Od czasu do czasu pozwalając
sobie na drobny bunt, w postaci zachowania nieciekawej pracy w małym
wydawnictwie, czy też zatrudnienia niesfornej gosposi, w żywe oczy kpiącej
sobie z zadufanego pana domu.
Wszystko zmienia się, gdy nasza
bohaterka spotyka ponownie niepokorną przyjaciółkę z liceum, kobietę, która
otwiera jej oczy na wiele spraw i powoduje, że Natalia zaczyna boleśnie
odczuwać swoje zamknięcie w złotej klatce.
Autorka porusza wiele ważnych
tematów: emocjonalną i finansową zależność od męża, przemoc psychiczną w
związku. Nie waha się pisać o kobietach niespełnionych, których życie tylko
pozornie jest cudowne. Tworzy także postać kobiety zaznającej przemocy
fizycznej i gwałconej przez męża. Całość nie jest jednak przygnębiającą
historią, lecz pełną nadziei opowieścią o tym, że na zmiany nigdy nie jest za
późno.
Szkoda jedynie, że ostatecznie „Pięć
kilometrów…” to książka z pogranicza romansów, niezbyt wiarygodna w swojej
wymowie, zaludniona stereotypowymi bohaterami i wypełniona papierowymi
dialogami. Zmiana swojego dotychczasowego życia przebiega jak po maśle, a
książę z bajki czeka dosłownie za rogiem. Wszystkie problemy rozwiązywane są od
ręki, a wieloletnie uzależnienie od toksycznych mężczyzn mija bez śladu, jak
ręką odjął.
Zamiast ważnej książki otrzymujemy
zatem czytadełko z obowiązkowym happy
endem, a szkoda bo całość miała naprawdę duży potencjał..
Recenzja dla portalu: dlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz