niedziela, 3 lipca 2016

Bunt słodkiej żony.

   

 Czy życie w luksusie może zrekompensować brak miłości w związku i całkowite podporządkowanie mężowi? Takie pytanie stawia sobie pewnego dnia Natalia, pełniąca do tej pory rolę milczącej ozdóbki, u boku bogatego i wpływowego małżonka.
Aldona Bognar pokazuje bohaterkę uwikłaną w sieć zależności od mężczyzn. Natalia długo pozostawała jedyną córeczką tatusia: całkowicie zależną od niego na każdym kroku. To ojciec dyktował jak ma się ubierać, co studiować i z kim spotykać, również po przekroczeniu przez dziewczynę progu dorosłości. Natalia od dzieciństwa ćwiczona była w trudnej sztuce opanowania, skrywania prawdziwych emocji i tresowana na „prawdziwą kobietę”, a raczej na jej wyobrażenie wyhodowane w skrzywionym umyśle tatusia.

  Dorosła kobieta płynnie przechodzi spod kurateli taty w objęcia męża, stanowiącego niemalże klona ojca Natalii. Znów zaczyna się uzależnienie emocjonalne i finansowe od mężczyzny, który „wie lepiej”. Wie lepiej, jak powinna się ubierać, co robić, jak spędzać wolny czas, nawet jak siedzieć, czy też o czym rozmawiać. Bohaterka spragniona prawdziwego uczucia pozwala sobie wmówić, że to miłość i gorliwie wypełnia coraz liczniejsze przykazania i nakazy współmałżonka. Od czasu do czasu pozwalając sobie na drobny bunt, w postaci zachowania nieciekawej pracy w małym wydawnictwie, czy też zatrudnienia niesfornej gosposi, w żywe oczy kpiącej sobie z zadufanego pana domu.

 Wszystko zmienia się, gdy nasza bohaterka spotyka ponownie niepokorną przyjaciółkę z liceum, kobietę, która otwiera jej oczy na wiele spraw i powoduje, że Natalia zaczyna boleśnie odczuwać swoje zamknięcie w złotej klatce.
Autorka porusza wiele ważnych tematów: emocjonalną i finansową zależność od męża, przemoc psychiczną w związku. Nie waha się pisać o kobietach niespełnionych, których życie tylko pozornie jest cudowne. Tworzy także postać kobiety zaznającej przemocy fizycznej i gwałconej przez męża. Całość nie jest jednak przygnębiającą historią, lecz pełną nadziei opowieścią o tym, że na zmiany nigdy nie jest za późno.

Szkoda jedynie, że ostatecznie „Pięć kilometrów…” to książka z pogranicza romansów, niezbyt wiarygodna w swojej wymowie, zaludniona stereotypowymi bohaterami i wypełniona papierowymi dialogami. Zmiana swojego dotychczasowego życia przebiega jak po maśle, a książę z bajki czeka dosłownie za rogiem. Wszystkie problemy rozwiązywane są od ręki, a wieloletnie uzależnienie od toksycznych mężczyzn mija bez śladu, jak ręką odjął.
Zamiast ważnej książki otrzymujemy zatem czytadełko z  obowiązkowym happy endem, a szkoda bo całość miała naprawdę duży potencjał..

Recenzja dla portalu: dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz