piątek, 15 stycznia 2016

Wielkie Jabłko



Seria szmaragdowa wydawnictwa Czarna Owca prezentuje książki sięgające wstecz i opisujące dzieje rodzin w trudnych, ale też niezwykle barwnych czasach.
Taki też jest „Nowy Jork” Edwarda Rutherfurda, koncentrujący się na losach fikcyjnych postaci osadzonych jednak na tle wydarzeń historycznych. Pomysł ten sprawdził się w przypadku „Paryża”, wydanego jakiś czas temu w Polsce, więc nic dziwnego, że do rąk czytelnika trafia opowieść poświęcona kolejnej metropolii. Jak pisze sam autor: „Nowy Jork, to chyba najbardziej skomplikowane miasto na świecie (…) Mam jednak nadzieję, że udało mi się oddać przynajmniej jakąś część dziejów i ducha miasta, darzę wielka miłością”.
To historia tego, jak w przeciągu 400 lat pewne miasto stało się stolicą świata, słynnym Wielkim Jabłkiem, symbolem bogactwa, sztuki i wielkiego świata. Powieść zaczyna się w 1664 roku w Nowym Amsterdamie, gdzie poznajemy kilka postaci reprezentatywnych dla tego okresu i tego miejsca. Autor płynnie prowadzi nas przez kolejne lata, koncentrując się na wydarzeniach istotnych nie tylko dla miasta, ale też dla całej Ameryki. Poznajemy kolejnych potomków rodzin z pierwszego rozdziału; ludzi, których losy potoczyły się bardzo różnie. Niektórzy zdobyli wielki majątek, obracany potem w pył przez ich potomków, innym pisany został los biedaków. Zmieniają się bohaterowie, zmieniają się czasy i poglądy, zmienia się oczywiście miasto, pierwszoplanowy bohater powieści.
Niestety,  trudno mówić tutaj o jakimś szczególnie wielkim dziele literackim. Część bohaterów zamiast rozmawiać, wygłasza monologi na temat danego miejsca, sytuacji, historii, co czasami zmienia powieść w podręcznik historii. Rutherfurd czasami popełnia też duży błąd i obdarza swoich bohaterów współczesną świadomością, stąd np. XVII-wieczny handlarz skórami rozmyśla o braku odporności Indian na europejskie choroby. Kuriozalnym jest także pomysł, by niewykształcony niewolnik był naszym przewodnikiem po zmianach na tronie angielskim i politycznych konsekwencjach sojuszu angielsko-francuskiego.  
Bez tych usterek „Nowy Jork” czytałoby się znacznie lepiej, choć i tak opasły tom czyta się zaskakująco szybko i przyjemnie,  autor w miarę spójnie łączy wątki obyczajowe oraz  polityczne z historycznymi przełomami, jakich nie brak w dziejach Nowego Jorku. Bohaterowie są na tyle uniwersalni, że z licznego grona wybrać możemy tych, którym  warto sekundować w planach podboju miasta, a potem świata. Nie brak tu historii „od zera do milionera”, a te zawsze działają na wyobraźnię, zwłaszcza, że zdarzają się także opowieści o utracie wielkich fortun.
Rutherfurd  pozwala nam być świadkiem narodzin potęgi jednego z najsłynniejszych miast świata, przy okazji mówiąc wiele o samej Ameryce i jej mieszkańcach. Jeżeli tylko przymkniemy oko na kilka niedociągnięć, pozostanie nam całkiem pouczająca lektura na kilka długich wieczorów.

Recenzja dla portalu: dlaLejdis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz