Wydawnictwo
Świat Książki po raz kolejny zaprosiło czytelniczki do krainy łagodności, jaką
jest seria Leniwa Niedziela. „Klub porcelanowej filiżanki” brytyjskiej pisarki Vanessy
Greene, to lekka i mało absorbująca lektura, idealnie zgrywająca się z ciepłym
kocem i kubkiem, wróć! - filiżanką dobrej herbaty.
Książki
wydawane w wspomnianej już serii nie mają przesadnych ambicji, to przyjazne i ciepłe
historie, optymistycznie zakończone, przeważnie
serwujące porządną porcję wzruszeń i lekkiego humoru. Nie inaczej jest w
przypadku „Klubu…” koncentrującego się na trzech bohaterkach, które pewnego
dnia spotykają się na targu staroci sięgając po ten sam serwis porcelanowych
filiżanek. Jenny, Maggie i Alison zamiast spektakularnej kłótni o pierwszeństwo
kupna, wybierają kompromis i decydują się na wspólny zakup serwisu marzeń,
rozpoczynając w ten sposób nowy rozdział w swoim życiu. Skrajnie różniące się
od siebie, powoli odkrywają świat damskiej przyjaźni i wzajemnego wsparcia,
które jak się okaże, będzie potrzebne każdej z nich.
Najmłodsza,
Jenny, przygotowuje się do ślubu z ukochanym mężczyzną, radosne wydarzenie
jednak w każdej chwili może zostać zepsute przez gorzkie tajemnice rodzinne. Maggie
z kolei jest rozwódką, która ułożyła sobie
życie, zakładając własną kwiaciarnię i stając się coraz prężniej działającym przedsiębiorcą,
a zarazem spełnioną kobietą. Do czasu
gdy w jej życiu nie pojawia się ponownie były mąż… Najstarsza Alison, to matka
dwóch córek i mężatka, borykająca się z dorastającymi córkami i współmałżonkiem,
który niedawno stracił pracę i pewność siebie. Skazana na walkę z rachunkami i
buzującymi hormonami, Alison czasami ma
naprawdę dość…
Spotkania
trzech kobiet początkowo związane tylko z przekazywaniem sobie wspólnego
serwisu, stają się coraz częstsze, a bohaterki czerpią z tej relacji coraz
więcej radości. Całość jest niewątpliwie hołdem złożonym prawdziwej damskiej
przyjaźni i solidarności, poza tym
jednak nie wyróżnia się niczym specjalnym. Nieskomplikowane bohaterki gładko
prześlizgują się przez kolejne strony, a kolejne trudności pokonywane są bez
trudu i nie naruszają zbytnio słodkiej i pogodnej rzeczywistości świata
przedstawionego. Różniące się wiekiem i doświadczeniem życiowym Jenny, Maggie i
Alison nie są nadmiernie oryginalnymi kreacjami literackimi i nie angażują
przesadnie czytelniczki w swoje
perypetie.
Łatwa,
lekka i przyjemna lektura może nieść ze sobą jednak trochę więcej- udowodniła
to już Fannie Flagg, czy też całkiem niedawno Edward Kelsey Moore. Autorce
„Klubu…” nie udało się jednak stworzyć choćby namiastki atmosfery książek w
rodzaju „Smażonych zielonych pomidorów” lub „Tria z Plainview”. Trawestując B.
Darską można by rzecz, że w powieści Vanessy Greene jest sentymentalizm, banał
i miejscami lekko romansowy kicz; zamiast wzruszeń i zakorzenienia w codzienności, a całość to urocza
błahostka do zapomnienia zaraz po odłożeniu jej na półkę.
Recenzja napisana dla portalu dlaLejdis.pl
Czy te trzy kobiety łączy coś poza serwisem (swoją drogą: przekazywanie sobie porcelanowego serwisu - mało to praktyczne, nic się im nie potłukło po drodze?)? Wierzę, że kobiety mogą się przyjaźnić nawet pomimo wyraźnych różnic, ale tu widzę historię trzech kobiet w różnym wieku, z różną sytuacją życiową i doświadczeniem - i tak się jednak zastanawiam, o czym one przy tej herbacie rozmawiają. Mają jakiś punkt wspólny?
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o potłuczone filiżanki, to zdecyowanie wykazałaś się intuicją;) Punktem wspólnym jest znalezienie się w trudnym momencie życia, ale jakoś to mało przekonująco zostało pokazane:)
OdpowiedzUsuń