piątek, 28 października 2011

Na szybko

Szybki rzut oka w to miejsce i smutna konstatacja: skromna zawartość wpisów z października sugeruje, że w mijającym miesiącu było u mnie krucho z lekturami. Tymczasem jest wręcz przeciwnie: było tych książek dużo, niestety czasu na ich skomentowanie znacznie mniej. Zatem szybkim galopem podsumuje moje czytelnicze dokonania, by zniwelować przykre wrażenie zakurzonego bloga.


Książki Ch. Link- w ramach szukania dla klientów czegoś, co mogłabym porównać z dokonaniami pani Lackberg ( jest taki typ ludzi, którzy zaczynają wizytę w księgarni od prośby- „proszę mi coś znaleźć w stylu…”), sięgnęłam po kryminały niemieckiej pisarki i w ciągu tygodnia pochłonęłam wszystkie. Najbardziej urzekł mnie „Dom sióstr”, a rozczarowała „Wina aniołów”. Wciągająca intryga, szeroko zarysowane realia (odradzam czytelnikom, którzy nie lubią w kryminałach przebijać się przez długie opisy czyichś domów, ubrań itp.) Niektóre rozwiązania fabularne często się powtarzają-jak choćby morderca w postaci osoby uważanej za powszechną sierotkę, nie każdemu może się spodobać watek miłosny dominujący często intrygę, ale ja cieszę się, że pani Link napisała swoich książek aż 17.




Seria o wścibskiej reporterce autorstwa Marklund. „Studio Sex” czytałam jeszcze w wakacje, ale jakoś mnie nie wciągnęło. Jednak postanowiłam dać autorce drugą szansę i nie żałuję. Na blogu „Miasto książek” znalazłam zdanie pod którym podpisuje się obiema rekami: cała seria oparta jest na postaci, która można polubić, albo znienawidzić od razu. Annika jest bohaterką trudną do zaakceptowania- pozornie zimną, zawładniętą przez pracę. Silną kobietą, która nie dała się posadzić w domu przy dwójce dzieci, lecz nawet za cenę małżeństwa chce robić swoje. Opisy pracy gazety są równie wciągające, jak zagadki rozwiązywane przez dziennikarkę, choć rozwiązania niektórych są troszkę wydumane, z racji „Testament nobla”- jest według mnie najsłabszy.

„Siedlisko”- uwielbiałam ten serial z Anną Dymną, wychwalający wiejskie uroki na długo przed prozą pani Kalicińskiej. Książka nie zachwyciła nie w takim samym stopniu, głównie przez postać Krzysztofa, który w serialu był uroczym panem, granym przez Leonarda Pietraszka, a na kartach powieści bywa seksistowskim facetem, drobnymi krokami zmierzającym w kierunku kryzysu wieku średniego. Ale całość jest lekka, bynajmniej nie głupia- bez sentymentów odmalowany wizerunek mazurskiej wsi, gdzie bywa biednie, gdzie chłopi lubią sobie popić do nieprzytomności, a baby hodują kołtuna na głowie. Nie ma tutaj nic z sielskich wizerunków miejsca, gdzie wystarczy zapał i kilka desek, a znamy takie, oj znamy…




„Czarne mleko”- urzekła mnie ta autobiograficzna powieść, próba odpowiedzenia sobie na pytanie: czy literatura może być czymś najważniejszym w życiu kobiety? plus niezwykła erudycja autorki opowiadającej nam o kobietach parających się literaturą na przestrzeni dziejów i ich zmaganiach się z kobiecością, macierzyństwem, feminizmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz